Rozdział 2

54 3 1
                                    

Powiedziałabym, że trochę mnie zatkało, gdy Toni powiedziała mi, że jest w ciąży. Wiem, żę to nie jej wina, ale czy nie jest troche za młoda... W sensie... od tamtego dnia, mam na myśli ,,ślub" układałam sobie scenariusze, jak to dobrze by nam było razem. Skończyłybyśmy studia, znalazły pracę. Miałybyśmy dwójkę dzieci psa. Lecz nie chodziło mi o posiadanie dziecka z Toni i tym jej... ,,mężem". Miało to być nasze dziecko i tylko nasze. Dobra. Koniec z tymi rozmyślaniami. Toni zerwała ze mną parę miesięcy temu, nie odezwała się ani słowem ( co teoretycznie usprawiedliła, no ale jednak...) i nie zaprosiła mnie na ślub. Swojej najlepszej przyjaciółki, dziewczyny (byłej) i osoby, która zawsze ją wspierała. Mimo, że jej niecierpię, bo zerwała mi serce, to i tak jestem w niej (nadal) szalenie zakochana. Ale nie mogę jej tego pokazać. To by się źle skończyło...

- Cheryl – Toni wyrwała mnie z zamyslenia.
- Przepraszam. Co mówiłaś?
- Że jestem w ciąży z mężem tyranem.
- Posłuchaj i powiedz mi jedno. Co. Ja. Mam. Z. Tym. Do. Cholery. Zrobić? Hmm? Nie jesteśmy już razem. Straciłyśmy kontakt. Czego ode mnie oczekujesz? Potrzebujesz wsparcia? Ja też go potrzebowałam, ale ciebie nie było. Potrzebujesz ramienia, w które możesz się wypłakać? Ja też go potrzebowałam. Co? Mam udawać, że nigdy nic się nie stało. Mam znów być twoją słodko-pierdzącą dziewczyną, która pędzi do ciebie na każde twoje zawołanie? Toni. Ja się zmieniłam, okej? Nie chce tego znowu przeżywać. Dobrze mi tu z Thomasem. Może powinnaś porozmawiać z babcią czy terapeutą albo wyzwać go do sądu. Ja NAPRAWDĘ nie mam pojęcia. Zawsze, gdy na ciebie patrzę przypominasz mi o tym przeszywającym bólu, którego doznałam, gdy krzyknęłam ci ,,kocham cię" na pożegnanie, a ty wcale nie zareagowałaś?
- Po prostu nie chciałam tego utrudniać. Gdybym się wtedy odwróciła, nie wsiadłabym już do tego samolotu.
- No jasne! Jak zawsze chodziło o ciebie.
- Czego nie rozumiesz? Chcesz się teraz wyżyć? Proszę bardzo – Toni rozłożyła ręce, a ja walnęłam ją z całej siły poduszką. Ona po chwili zrobiła to samo. Wtedy rozpętała się prawdziwa wojna na poduszki. Pióra latały wszędzie. Toni śmiała się jak dziecko. Spojrzałam jej prosto w oczy, a ona zatrzymała swój zamach poduszką w połowie drogi do mojej głowy. Te jej oczy... ahh... zawsze się w nich zatracam, jak w odmętach oceanu. Wtedy czuję, jakbym miała się już nigdy nie wypłynąć na powierzchnię. Po wydostaniu się z oczu TT, rzuciłam się na nią z pocałunkiem. Poczułam ten sam błyszczyk o smaku truskawkowym, co zawsze. Poczułam się jak w niebie, na ziemi. To było wszystko czego pragnęłam przez ostatnie parę miesięcy. Nagle gwałtownie oderwałam się od jej ust, wstałam i złapałam się dłonią za czoło.
- Boże święty co ja wyprawiam!! Przepraszam. Zresztą, po co cię przepraszam. To wszystko przez te twoje piękne oczy... Muszę iść poszukać Thomasa. – Ruszyłam w stronę drzwi, ale wtedy przypomniałam sobie, że zapomniałam kurtki, bo teraz wieczorami na dworze bywa naprawdę zimno, więc się po nią wróciłam.
- Uważasz, że mam piękne oczy? – spytała niespodziewanie. Opuściłam ręce, w geście bezradności i podeszłam do niej. Złapałam ją za podbródek, tak żeby spojrzała prosto w moje oczy.

- Oczywiście, że tak. Mają w sobie jakąś taką iskierkę, która rozjaśnia mój każdy, nawet najgorszy dzień, gdy tylko w nie spojrzę. Ich piwny kolor, w którym odbijały się światła Wieży Eiffla, tej nocy, kiedy prawie mnie pierwszy raz pocałowałaś... - po wypowiedzeniu tych słów puściłam jej podbródek i wychodząc rzuciłam:

- Możesz spać dzisiaj w moim... twoim... naszym... ahh nie ważne. W łóżku. Ja będę spać na kanapie. – Po tych słowach opuściłam dom.

Rozejrzałam się dookoła i ujrzałam Toma, z papierosem w dłoni.
- Od kiedy palisz?
- Od kiedy przyjmujesz do domu swoje ex-dziewczyny, bez żadnych konsekwencji dla nich?
- Wal się. – rzuciłam.
- Jak chcesz jednego, to po prostu powiedz. Może Antoinette rozumiała twoje szyfry, ale ja nie i dobrze o tym wiesz.

- Poproszę – wyciągnęłam rękę w prośbie, żeby mi dał, a on się ze mną droczył i dał rękę z papierosem do góry, tak, że nie mogłam jej dosięgnąć. W końcu się na niego wywaliłam. Oboje leżeliśmy teraz pod gwiazdami, śmiejąc się do rozpuku. Zaciągnełam się papierosem i głośno zakaszlałam.

- Czyżby to był twój pierwszy raz Bombshell? – nagle ucichłam.
- Skąd to wziąłeś.
- No z twojego instagrama, a co?
- Nic, nic – ale to wcale nie było nic. Toni tak na mnie mówiła.

Nagle z domu wyszła Toni.Gdybym tylko wiedziała, że przez ten cały czas patrzyła na nas przez okno...
- Toni? Co robisz?
- Pojadę gdzieś indziej. Nie chcę wam przeszkadzać.
- Przecież nie... - powiedziałam, ale ktoś mi przerwał.
- Szerokiej drogi! – krzyknął Thomas, a ja ukradkiem walnęłam go łokciem wbrzuch.
- Zamknij się glonojadzie. – powiedziałam do chłopaka, a potem wstałam i podeszłamdo Toni. – Naprawdę mi nie przeszkadzasz. Chodź do środka – objęłam jąramieniem i weszłam do domu, z moją ,,przyjaciółką".

- Psst Cheryl – słyszałam coś przez sen. – Psssst. – odwróciłam się i rozchyliłam powieki, aby zobaczyć kto śmie mnie budzić. Stała tam Toni, owinięta kocem.
- Co się dzieje TT. – na chwilę ucichłam, jak i ona.
- Od dawna mnie tak nie nazywałaś – zignorowałam to.
- Co chciałaś?
- Czy... czy mogę się położyć koło ciebie?
- Wydaje mi się, że ta kanapa jest za mała na nas dwie.
- Proszeeee... - ahh... zrobiła te swoje maślane oczy.
- Uhh... no dobra chodź. – przesunęłam się, aby mogła położyć się obok mnie. Znów poczułam jej ciepło oraz jej zapach. Z każdą sekundą zakochiwałam się w niej coraz bardziej. Wygląda na to, że to jest moje przekleństwo.

Zapadłyśmy w głęboki sen, wtulone w siebie...

Choni - always and forever part 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz