5. Dziwne sny

36 8 4
                                    

   Słońce emanowało sporym ciepłem; pot doskwierał każdemu, kto teraz był na polu z plantacją herbaty i warzyw. Można także powiedzieć, że ten dzień nie należał do najlepszych. 
    Nagle zza góry wyleciał niewielki samolot, którym leciał Hubert ze swoim kumplem i pozostałą grupą rycerzy. Dotarli do domu.
    Zachwyceni mieszkańcy widząc nadlatującą maszynę, z okrzykami entuzjazmu pobiegli w stronę lądowiska by powitać nowoprzybyłych. Rycerze lądując, wyszli z pokładu i pościągali maski, ukazując spocone  od upału twarze. Padało wiele pytań i słów otuchy, lecz nie wszyscy dostali odpowiedź. Przybyli także rycerze którzy nie polecieli na misję i zaczęli wypytywać o szczegóły.

- Porozmawiam z królem o przebiegu misji - powiadomił Hubert, na co dostał przyzwolenie od podwładnych.

   Blondyn poprawił swój strój i uśmiechając się życzliwie do mieszkańców, poszedł za jednym z rycerzy do siedziby króla.
   Dotarli tam po krótkim marszu, a do środka weszli uprzednio pukając; został wpuszczony tylko wampir oczywiście. Widząc siedzącego na łóżku staruszka, ukłonił się lekko, po czym wyprostował. Sam król wyglądał o wiele bardziej promiennie niż ostatnio, kiedy mu się znacznie pogorszyło.

- Witam, Wasza Ekscelencjo.

- Witaj, Mój Drogi Hubercie. Cieszę się na twój widok - mrugnął zachrypniętym głosem. - Jak ci poszło na spotkaniu z czcigodną Księżniczką Kai? Jakieś wieści?

   Hubert przybliżył się do łoża i przyklęknął obok mebla. Patrzył starcowi prosto w oczy.

- Obawiam się, że ta rozmowa nie będzie spokojna - wyznał szczerze.

- Nie ważne, mów proszę. Zamieniam się w słuch.

   Opowiedzenie całej debaty Kai i jej niecnych planów wobec owadów zajęło Hubertowi niemal dziesięć minut. Querno był równie zszokowany jak sam Hubert, którego też zatkało że prawdopodobnie dojdzie do tej sytuacji.

- Czy ona kompletnie oszalała?! Nie zgadzam się na tknięcie tych istot! - oburzył się mężczyzna. - To wywoła tylko niepotrzebny zamęt!

- Spokojnie Panie, jestem tego samego zdania; lecz to jak zupełnie grochem o ścianę. Ona nie ma żadnych skrupułów, kto wie jakie licho w niej siedzi. Nawet nie wie jakie będą konsekwencje jej misternego planu, jeśli go rzeczywiście dokona.

- Co za smarkula, żebym tylko mógł też polecieć z wami... Może przemówiłbym do jej przekutego łba, że jest niedorzeczna! - Querno unosił się z każdym kolejnym słowem. Widać że to go mocno wytrąciło z równowagi.

   Hubert począł uspokajać starca by mu się nie pogorszyło. Dbał o jego zdrowie.

- Zaufaj mi Panie, zrobię co w mojej mocy by ją powstrzymać. Dla dobra Ohmu i mojej rodziny - rzekł stanowczo. Od mężczyzny wybrzmiał lekki, krótki śmiech, zwiastując zmianę tonu.

- Ja pamiętam jak pierwszy raz trafiłeś do Ohmu; zupełnie roztargniony chłopaczyna, a teraz porządny i poukładany mężczyzna. Jesteś jednym z najlepszym  od dawna rycerzy, jakich miałem w swoich szeregach - wyznał z lekkim rozbawieniem. - A twoja córka to naprawdę wspaniały myśliwy.

  Hubertowi zapaliła się lampka w głowie. 

- Co zrobiła? - zapytał. 

- Posłuchaj mnie tylko. To dziecko jest doprawdy wyjątkowe i błogosławione. Ciężko w to uwierzyć, lecz sama się naraziła i uratowała naszego najlepszego myśliwego w królestwie przed wściekłym omu. Ona ma niezwykły dar - mówił to z głębokim przekonaniem, że sam wampir zaczął mu wierzyć. - Masz cudowne dziecko, Hubercie.

- ...Ale jak ona tego dokonała??? 

- Nie wiadomo. Może jej dar przekonywania tak podziałał na tego skurczybyka - zaśmiał się, pokasłując. 

   
   Hubert wszedł do domu czując znużenie. Lecieli całą noc i teraz marzył tylko o ciepłym łóżku, obok ukochanej żony za którą się stęsknił jak nigdy. Pierw jednak poszedł do przestronnej kuchni, w której była ów małżonka; widząc że ta stoi do niego odwrócona, podszedł i po cichu ją przytulił od tyłu, na co kobieta podskoczyła.

- Wróciłem, ślicznotko - pocałował ją w pyszczek. - Tęskniłem.

- My też tęskniliśmy - obróciła się przodem do męża i pocałowała go krótko, a ten odwzajemnił. - I jak było?

- Niezbyt pozytywnie... Ale to później opowiem. Gdzie nasza mała wojowniczka?

- Wcale nie trudno się domyśleć - burknęła cicho. Widać było że nie jest w humorze.

- ...Coś nie tak, skarbie?

   Nagle ta wybuchła.

- Nie, nic nie jest w porządku! Nie dość, że mój mąż bez przerwy wychodzi z domu, to jeszcze Lena wraca tylko na noc! Mam tego po dziurki w nosie!

- Estera, uspokój się! - złapał ją za ramiona i lekko przytrzymał, patrzy jej w oczy zakłopotany. - Dobrze wiesz, że robię wszystko, poświęcam się i razem z innymi rycerzami staramy się chronić wszystkich mieszkańców! A Lena... Lena podąża moimi śladami. Powinnaś być z niej dumna.

- Ta cała walka z robactwem nie ma sensu! I tak wszyscy zginiemy, prędzej czy później!

- Dlaczego jesteś zawsze tak upierdliwa?! Nigdy nie wierzyłaś, że w końcu nasza rasa wygra z potencjalnymi zagrożeniami tego świata! A gdziekolwiek byśmy nie zamieszkali, wszędzie jest to samo. Tam, skąd pochodzę, jest jeszcze gorzej; horda demonów, wampirów i jeszcze wiele innych dziwactw! Nie wiem jak jest teraz, ale...

- Dość! Nie chcę tego słuchać! Śpię sama.

   Estera wyminęła męża wcześniej obdarowując go obrażonym spojrzeniem, po czym poszła do ich sypialni, dając mu jasny do zrozumienia niewerbalny przekaz, że będzie milczała dopóki jej nie przejdzie. Mężczyzna westchnął tylko i poszedł położyć się w pokoju córki, by trochę zregenerować siły. Toteż usłyszał jej ciche kroki zmierzające do małego pokoju na piętro.
   Dziewczyna wchodząc do środka, na widok ojca rozpromieniła się i rzuciła mu na szyję z uśmiechem. Także ucieszony Hubert ją w siebie wtulił, a po chwili z impetem dołączył pupil proszący o pieszczoty.

- Witaj w domu, tato!

- Mh, dobrze cię widzieć moja perełko - uśmiechnął się i ją puścił. Pogłaskał Munia po łebku. 

- Witałeś się z mamą? - spytała odrzucając warkocz na plecy.

  Ojciec westchnął.

- Owszem, ale mama jest nie w humorze. Nie masz nic przeciwko bym się u ciebie zdrzemnął?

- Jasne że nie, tato. Na pewno jesteś zmęczony podróżą - stwierdziła, podając mu koc. Sama zaś rozsiadła się na miękkich poduchach, na których można było normalnie spać na ziemi. Już po chwili mały, wielki leń - lis - dołączył do niej. 

   Hubert ściągnął zbędne kozaki, torbę i cienki mundur, po czym się położył. Widział przez okno znajdujące się nieopodal nich wielkie wiatraki, a między wachlarzami przenikało wysoko położone na lekko zachmurzonym niebie promienie słońca. Poczuł jak powieki stają się ociężałe, a dotąd napięte mięśnie się rozluźniały; zamykając oczy, poczuł rześki zapach świeżego, letniego powietrza, choć czuć było jeszcze odrobinę duchoty. To go usypiało, a więc nie zajęło mu długo zaśnięcie.

  Poczuł duszność. Znów był w Dolinie Słońca. A raczej na jej skraju przed główną bramą, której każdy szczegół zaszczepił się w jego pamięci, jakby miał możliwość włączania sobie podglądu by znów ujrzeć miejsce, w którym nie było go 17 lat... Obok jego wierne wilki, które odeszły kilka lat wcześniej. A przed nim czarna sylwetka, tak bardzo znajoma;  wiedział kto to jest, chciał podejść i z radością wpaść w ramiona dawnej miłości, lecz został powstrzymany przed gwałtownym dziabnięciem Abla w nogę. Hubert mając zamiar się wyrwać, zobaczył jak sylwetka Karola zamienia się w owada o bordowych, złych oczach. Widział w nich śmierć i spustoszenie, a słyszał tylko powtarzające się z jego ust niczym mantra słowa:

,,Zagłada jest coraz bliżej. Ostatni Rycerz nas nie ochroni...''

Legenda Ohmu - Spustoszenie | DxDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz