Rozdział 27.

370 49 40
                                    

Idę nie interesując się czy idzie za mną, czy też nie. Nie obchodzi mnie to. Nie mam ochoty na niego patrzeć, wolałbym by został tam gdzie jest i nie truł mnie swoim gadaniem. Nie lubię fałszywców. Nie mam pojęcia co ten typ ode mnie chce, może wcześniej mówiłem o zobaczeniu później, ale teraz to może mnie co najwyżej w dupe pocałować.

Nie rozumiem intencji tego blondyna, która wersja to on prawdziwy. Naruto zachowujący się jak miły psycholog wypełniający swoje zadanie, ale głównie skupiający się na rozmowach ze mną, na inne niż trzeba tematy. Czy ten drugi, pragnący jedynie pozbyć się mnie w stanie natychmiastowym, udający tę całą miłą atmosferę. Wierzę bardziej w pierwsze, ten blondynek nie może taki być. Każdy, ale nie on. Jednakże, to co powiedział, nie daje mi spokoju.

Wchodzę do środka i jak gdyby nic siadam na swoim wyrku. Nie mija nawet parę minut, a słyszę pukanie w metal, zwany także drzwiami mojej celi. Więc jednak szedł za mną. Nie odzywam się, niestety osoba, która pragnie mnie zobaczyć i tak wchodzi. Nie wiem co zamierza, moje poprzednie plany są już nieaktualne.

-Powiesz o co chodzi? - pyta bez żadnego przedłużania, jest konkretny co pasuje mi.

-Wybrałeś już miejsce? - pytam neutralnie - Mam 793, to teraz jaki numer celi mi przysługuje? - dodaję, zanim ten zabierze głos. Na początku wydaje się zdezorientowany, co stwierdzam po wyrazie jego twarzy, lecz później mam wrażenie, że doznał nagłego olśnienia zesłanego przez jakieś wróżki. Jakby strzelenie palcami, a ten automatycznie wie co ma na myśli rozmówca. Czysta magia.

-Oj Ty głupku. - zaczyna z uśmiechem, dlaczego wygląda jakby się nade mną rozczulał? Ta mina mnie niepokoi. - Wybacz słodziaku. - zaczyna, czuję się dziwnie. Po co te zagrania? Tylko mnie nimi wkurza. I gdzie ja niby słodki jestem? Jeśli za moment nie zacznie gadać zwięźle i na temat, to grzecznie, bardzo grzecznie, go wyproszę. Posyłam mu znaczące spojrzenie, głównie by zdał sobie sprawę, że nie jestem nastawiony przyjaźnie i niekoniecznie chcę słuchać o jakiś słodziakach. - Nie patrz tak na mnie, stresuję sie. - cichy chichot wychodzi z jego gardła, ale mój wzrok nie łagodnieje. Wywracam oczami, ostatnimi czasy robię to zdecydowanie za często.

-Nie marnuj mojego czasu. - syczę przez zaciśnięte zęby. Specjalista wydaje się być zaskoczony moimi słowami, lecz nie zamierzam zwracać na to uwagi. Nawet nie wiem czemu się tak irytuję nim. To tak jak wtedy z Orochimaru. Nie miał ze mną szans, ale tak się nastawiłem, że prawie zszedłem na tamten świat. Nie boję się go, a przez swoje nakręcanie się mój organizm zaczął umierać. Wciąż przekonany jestem o zatrzymaniu się akcji serca. - Sprężaj się. - rzucam chłodno, choć niekoniecznie tak chciałem.

-Nie mam pojęcia ile słyszałeś-

-Do rzeczy. - przerywam mu.

-Jeśli będziesz taki to wyjdę, a Ty dalej będziesz sobie wierzył, że zamierzam się Ciebie pozbyć. - wzdycha - A z resztą, wierz sobie w co chcesz. - planuje wyjść, lecz mu to nie umożliwiam, wstaję pośpiesznie chwytając za ramię chłopaka. Zatrzymuje się.

-Tylko moment gdy tamten zaproponował zmianę mi miejsca odsiadki, a także Twoją zgodę na to. - informuję, po chwili puszczam go. Jeśli mamy rozmawiać, wolałbym bez przymusu. - Wysłucham, nawet jeśli będziesz mówił parę godzin. - trochę podkulam ogon, jednak wolę wyjaśnić to teraz. Z blondynem chyba lepiej nie mieć na pieńku. On na tym traci, a ja w żaden sposób nie zyskuję. Siadam na swoim łóżku czekając czy Uzumaki podejmie się tematu, czy nie.

-To co słyszałeś jest prawdą. - zaczął, siadając obok mnie. - Wiesz jak jest, czasem trzeba powiedzieć coś, z czym całkowicie się nie zgadza. Tak było w tym przypadku. Powiedziałem tak, ale ani trochę tak nie myślałem. Może czasem mam Cię dość, lecz ani myślę tak szybko dać Ci spokój. - uśmiecha się do mnie promiennie, co odrazu odwzajemniam. - Masz taki ładny uśmiech, czemu nie pokazujesz go częściej?- pyta chwytając mój biedny policzek.

Poznać wnętrze II SASUNARU (Do Korekty) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz