Rozdział 2.

724 65 144
                                    

*N9*

Leżę najzwyczajniej w świecie się nudząc. Jest zaledwie 11 dlatego wciąż nie mogę iść  na spacerniak. Wypuszczają dopiero o 12. Godzina czekania zawsze dłuży się nieubłagalnie. Włączam odtwarzacz, który wcisnął mi jeden z klawiszy. Same nudne piosenki, mimo to przesłuchałem każdą. Minął dopiero kwadrans. To te uczucie, jakie odczuwa młodzież szkolna na lekcjach matematyki. Szczęście lub nie, nie znam tego.

Leżę i nie wierzę. Byłem pewien o zbliżającej się godzinie wolności, a tu minęło tylko pięć minut. To jakieś żarty. Chore kpiny. Wstaję, po czym podchodzę do drzwi. Otwieram okienko by po chwili zapytać czy nie mogą nas wypuścić dziś wcześniej. Oczywiście cwaniak z celi obok zaczyna kozaczyć. Na samą myśl o jego brzydkiej, obitej mordzie na mojej twarzy pojawia się uśmiech. Jeśli choć jeden uważa, że ma szansę na dotknięcie mnie, to sie grubo myli. Najbliższym kontaktem jaki ze mną będzie miał będzie moje łamanie mu karku. Taki upominek z życzliwości.

Stanowczo potrzebuję więcej atrakcji, w takim tempie mój wyrok będzie trwał tylko pare dni. Zakładam słuchawki, włączając znów tę kiczowatą muzykę. Na szczęście reszta czasu mija mi szybciej.

Do moich uszu dociera głos jakiegoś zboczeńca. Chyba wszędzie ich pełno.

—No no, Orochimaru się nie mylił. Jesteś tu najładniejszym kotem. —oblizuje wargi, przyprawiając mnie o mdłości. Nie mogąc pozwolić na takie traktowanie mojej osoby, pozwolam sobie nie odchodzić bez odpowiedzi.

—Zapewne zostałeś tutaj wyruchany pierwszy raz. Wiedz jednak jedno, twoja zwisająca kluska nikogo nie obchodzi. — sprawnie unikam ciosu, który chciał wymierzyć w mój brzuch. — Co tak agresywnie? Nie spytałeś nawet jak lubię, ale spokojnie chętnie ci pokażę. — zgina sie, wypływając krew, która zebrała się w jego ustach. Instrukcja jak widać spodobała się oblechowi. Wyprostował sie by mi oddać. No cóż, nie udało mu się to. Mógłbym teraz udawać magika jednak akrobacje mężczyzny nie mogły uniknąć uwagi. Tak po prostu przy zamachu przewrócił sie.

—Niech ja Cię tylko dorwę! —grozi, lecz nie potrafię brać poważnie typa leżącego na podłodze. Tacy są okropnie żałośni, więcej grozi niż robi. Odchodzę, zostawiając szmate tam gdzie jej miejsce. W końcu nie wyszedłem, aby tracić czas.

Kręcąc się między regałami poszukuję czegoś, co zwróci moją uwagę, czegoś co pozwoli poświęcić mi temu trochę czasu. Sięgam po jedną z książek, ma piękną, czarną okładkę ze złotym zdobieniem. Czytam opis. Nie tego oczekiwałem. Przenoszę się do innego regału.

***

Spędziłem tu sporo czasu wciąż niczego nie znalazłem. Cóż za ironia losu. Opis każdej wydawał się nie mieć ani grama oryginalności. Ich fabuła prawie nie różniła się od większości tych, które czytałem.

—Poszukujesz czegoś konkretnego? Może jakoś pomogę? —niższa, różowowłosa dziewczyna stała aktualnie obok, wyczekując odpowiedzi. Uśmiech tak promienny, że słońce mogło się chować. Tak myśląc nad tym, Bóg zesłał mi pomoc. Dlaczego by nie przyjąć?

—Nie. — rzucam, olewając ją czytam kolejny opis. W dupie mam taką pomoc. Mogę siedzieć tu nawet do końca dnia i tak znajdę coś, sam.

Wychodzę, mając w ręce dwie dość spore książki. Siadam przy jednym ze stolików, aby po chwili zagłębić się w lekturę. Już po jednej stronie czuję, że to, to czego tak długo poszukiwałem. Wpadam w nią cały.

Będąc mniej więcej w połowie jakaś zbłąkana owieczka postanawia przerwać mi odpoczynek. Blady mężczyzna z dość długimi włosami zabrał moją atrakcję. Chwilowo wydawał sie być zaintetesowany jej zawartością, lecz po chwili żółte ślepia patrzyły już na mnie. Szaleńczy uśmiech błądzi po jego szpetnej twarzy. Przewracam na to oczami, brakowało mi tylko jakiegoś psychola. Posyłam mu zirytowane, choć myślę, że to było bardziej zimne spojrzenie.

Poznać wnętrze II SASUNARU (Do Korekty) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz