Kim jest Pan Puszek i dlaczego ma zamiar pisać poradnik?

188 23 3
                                    

Pan Puszek prawdopodobnie niektórych zmyli, bo „Pan" jest po prostu określeniem dla „kota". Jestem, oczywiście, dziewczyną i można zmienić „Pan" na „Pani", ale proszę tego nie robić, ponieważ Pan Puszek to Pan Puszek. Witam Was w moich skromnych progach! A dlaczego akurat tak siebie nazywam? Pan Puszek, który powtórzyłam już zbyt wiele razy w tym akapicie, wynika z tego, że nazywają mnie kotem, a kręcone włosy odziedziczone po tacie często tworzą puszystą aureolę wokół mojej głowy.

Aniołem, niestety, nie jestem. Kotem natomiast już tak.

I nie, nie pytajcie, dlaczego to robię. Znaczy nie, możecie pytać, ale to będzie bez sensu, bo i tak Wam, moi drodzy, opowiem. Otóż jest jedna, bardzo ważna sprawa: nienawidzę poradników. I nie, to nie tak, że teraz stworzę najlepszy w świecie poradnik i że marzę o tym, by wszystkie inne poszły do samego Szatana, żeby się uśmiał, o nie. Prawda jest taka, że pisać poradników również nie umiem. Dlaczego? Bo opierają się głównie na tonie rozkazującym. A ja, no cóż, wiem, jak to działa. A jak działa?

No niestety, to zależy. Dwojako. Każdy człowiek musi mieć poczucie kontroli, pozornej lub prawdziwej. Głównie na tym się opieramy: oddajemy kontrolę komuś lub to my ją trzymamy. Jest to moja własna teoria, więc na razie jej niczym nie poprę, ale powiedziałam o niej pani psycholog na zajęciach i przyznała mi rację, więc nie opowiadam Wam głupot wyssanych z palca.

Są zatem jedni, niedoświadczeni, lub inni, doświadczeni, ale w jakiś sposób zdesperowani, niewierzący (w Boga lub w siebie), biorący przykazania takiego poradnika do serca jak Mickiewicz wziął sobie alkohol za przyjaciela. Czyli oddają kontrolę komuś mądrzejszemu, bo kto prowadzi poradnik i mówi tonem rozkazującym, nie mając o niczym pojęcia? Nikt, a przynajmniej w teorii, ponieważ niestety jednym z powodów mojej decyzji jest to, że ktoś już tak, niestety, zrobił. Powodów, dlaczego niektórzy piszą, nie mając o niczym pojęcia i dlaczego inni oddają im kontrolę, jest wiele. Skutków również jest od grona, bo niektórzy filtrują informacje, a niektórzy nie. I nie wiem na przykład, czy pomiędzy „informacje" a „niektórzy" powinien być przecinek, co trochę skreśla moje kompetencje na pisanie takich rzeczy, ale DO RZECZY (choć często od niej odchodzę). Tak, tak, kabaret ze mną jak zawsze, ale większy jest wtedy, gdy ktoś plecie bzdury jak najwięksi bajarze w historii. Co wtedy? Jeśli ktoś nie filtruje tego, co się do niego mówi, to może się sparzyć. A wszyscy wiemy, jak boli poparzenie. Pchasz rękę do ognia? Oczywiście, że nie (a przynajmniej mam nadzieję, że nie).

No więc, co się dzieje? Ktoś do ognia już nie podchodzi. Null. Zero. Finito. Ka-pli-ca. Czyli nici z pisania.

W ogóle będę tutaj trochę łamać zasady, bo od „czyli" nie powinno się (raczej) zaczynać zdania ani od „no więc", ale robię to świadomie. Zwykle.

No i tak, jedna sytuacja już, hop. Druga, czyli trzymanie kontroli, to jak z dziećmi, gdy coś im się zabrania. Co wtedy robią? A no to, co im się zakazuje, bo zakazany owoc smakuje najlepiej. Tutaj zasada ta działa ciut inaczej, ponieważ nie mamy pięciu lat (nie obrażając przy okazji pięciolatków, ale rzadko który potrafi czytać). Ogólnie lubimy mieć rację i nie lubimy się mylić, więc od razu prychamy, gdy ktoś rozkazującym tonem pisze na przykład „nie używaj schematów", bo my wiemy lepiej, nie? A inni plotą bzdury. Przyznam, że jestem tym typem. Prycham na to, co piszą ludzie, i to tonem rozkazującym! Bo jak mogą go używać, gdy jest on domeną instrukcji? Poradnik to powinna być jedynie wskazówka. W pisaniu nic nie jest czarno-białe.

Och, trochę poleciałam. Jedna rzecz jest niezmienna. Otóż, żeby coś napisać, musicie pisać. Proste?

Wszyscy wiemy, że nie do końca.

I być może dlatego piszę to teraz, tutaj, z niejakim znudzeniem. Dużo powtórzeń zrobiłam, jednak, cóż, mam je głęboko w czterech literach. Nie bawię się w „małe naczynia na wrzącą ciecz zmieszaną z domieszką czarnego proszku", a przynajmniej nie zawsze. I właśnie to stało się inspiracją, by tutaj trafić. Tutaj, czyli do tego nieszczęsnego poradnika, bo uważam, że – przecząc sobie z pierwszego akapitu – zrobię to lepiej. W odróżnieniu od normalnych ludzi lubię się mylić, bo mam troszeczkę nierówno pod sufitem i nie będę udawać guru cnót niewieścich. Nie, nie, broń cię, Panie Boże, NIE.

Ludzie chcieliby być idealni i dawać idealne rady, ale niestety siedem miliardów istnień na tym nieszczęsnym padole tworzy względność i nie ma uniwersalnej zasady, która podpasuje każdemu (chyba że „nie bierz pieniędzy do ust", bo uwierzcie – lepiej wiedzieć, gdzie one były wcześniej). Rządzić się będę jedynie przy zasadach, które są niezmienne, zapisane czarno na białym w Słowniku języka polskiego. Te czarne damy, Szanowna Pani Ortografia i Szanowna Pani Interpunkcja, muszą być znane, a pisarze muszą mieć do nich bezwzględny szacunek, mimo że one nie mają go do biednych pisarzy. W końcu to damy, wysoko się noszą, hah... ale są miłe, gdy się pobiega za nimi trochę jak Wokulski za Łęcką. Pisanie jest właściwie jak prostytucja, ponieważ tutaj (w prostytucji) i tutaj (w pisaniu) szacunku do siebie nie ma (oczywiście w żartach), ale no niestety – Pani Ortografia i Pani Interpunkcja tej zapomnianej wartości wymagają! Pogryzę, jeśli ktoś uzna inaczej.

Ach, a dlaczego uważam, że zrobię to lepiej? Dobre pytanie. Właściwie myślę, że to będzie miejsce, w którym nikt się nie ostanie, a mnie wywalą z Wattpada i każą nigdy nie wracać. Dobra, dramatyzuję. Zwykle jestem miła. To jeden argument. Drugi jest taki, że mam dystans i nie obrażę się, jak wytkniecie mi błąd. Właściwie to śmiało, wytykajcie do woli! Ja z chęcią się temu przyjrzę, a może nawet i czegoś nauczę. Jestem dorosła, zniosę krytykę, choć hejtu nie znoszę. Zresztą niektórzy mnie jednak trochę znają i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że zwykle piszę bez bety. Teraz może nie, bo mam przyjaciółkę na polonistyce, więc mnie pilnuje. Niemniej również byłam na polonistyce na specjalności redaktorskiej, szkolenie z błędów przeszłam, interpunkcję rozumiem, ortografia to pestka, a tłumaczyć ponoć umiem po ludzku, więc mam już kilka argumentów za. Co do pisania samego w sobie, to piszę od siedmiu, może ośmiu lat. Miałam wtedy trzynaście lat, teraz leci mi dwadzieścia jeden i mój tekst zbiera głównie dobre recenzje (oprócz jednej, która zajeżdża hejtem na kilometr), więc jestem stara, doświadczona i pod moimi skrzydłami było już kilka osóbek, które raczej nie narzekają na to, że to ja im się trafiłam. Wyznaję zasadę mówienia „jest dobrze, a może być jeszcze lepiej!" od „jest źle, popraw to", więc nie będę gryźć, no chyba że nie szanujecie w poważnym tekście pań wspomnianych na górze. Och, pilnuję również perfekcjonistów, by trochę ruszyli z miejsca i część z nich nie pisze już jednego akapitu w kółko od kilku lat, więc taaak... chyba jednak mam kompetencje. Aczkolwiek nie mnie oceniać, od tego jesteście Wy.

I nie będę pisać tonem rozkazującym, bo psychologowie unikają dawania rad i tonów w trybie rozkazującym. Nie uniknę go, oczywiście, ale wiedzcie, że to, co mówię, nie jest rozkazem. Raczej wskazówką. Ach, ironii również będzie dużo, ale ponoć jestem w ponadprzeciętnej z tymi swoimi 124 punktami IQ (choć nie wierzmy internetowym testom), więc uznajmy, że to oznaka mojej inteligencji, a nie żadnego upośledzenia umysłowego. Będzie również dużo „zależy", ponieważ, no cóż... wszystko od czegoś zależy. I jakby ktoś mi teraz rzucił prosto w twarz „weź zastanów się, co ty robisz", gdy napiszę, że Mary Sue to nie plama na honorze, to popukam się w czółko. Mary Sue istnieją. Ja istnieję. Wy istniejecie. I uwierzcie mi, że taka Mary Sue umiera od środka jak ja czy Wy, a my możemy być takimi Mary Sue dla kogoś innego. Tak! Dla kogoś ideał, a dla samego siebie najgorsza porażka życiowa? Prościzna! A że każdy z nas jest ciut zaburzony, bo niemożliwym jest być w pełni zdrowym w tak rozległym społeczeństwie, to powiem, że od razu do „Mary Sue" możecie dopisać jakieś zaburzenie lękowe, bo ideały, jak mówiłam, nie istnieją. Nie bez powodu również irytują... ale to kiedyś.

Na razie pobawię się w coś, czego nie umiem. Może się mylę, może będzie kontrowersyjnie, ale wiecie – Wy oceniacie. Ja natomiast piszę, bo na tym właśnie polega pisanie.

Pan Puszek daje rady, czyli porady dla pisarzy ironią pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz