Pan Puszek o wojnie, czyli łapcie, zuchy, strzelbę Czechowa w dłonie!

53 12 19
                                    

I nie, Moi Drodzy, nie będę pisała o konflikcie ukraińsko-rosyjskim, choć wiem, że tytuł może być trochę mylący. Uznałam, że skoro jest trochę... wybuchowo, hah, około sto kilometrów ode mnie, to wpiszę się w klimat. Nastrajam się dodatkowo pierogami ruskimi i powołuję się na Czechowa, który jest, de facto, pisarzem rosyjskim i udaję, że nie znam genezy ruskich pierogów, żeby było fajniej. No wiecie, tak klimatycznie.

A skoro już typowo puszkowo przedstawiłam, co powiem, to przejdę do konkretów. Czym jest tak właściwie tytułowa „Strzelba Czechowa"? Zacytuję samego Czechowa, który rzecze:

„Jeśli w pierwszym akcie powiesiłeś strzelbę na ścianie, to w drugim lub trzecim akcie musi wystrzelić".

Czyli co? A no to, że magia pisania to jednocześnie magia skracania, a więc nie warto opisywać gruszek w lecie, gdy mamy zimę w opowieści, o ile nie będą kiedyś potrzebne. Mówiąc inaczej, każda wprowadzona przez nas rzecz musi mieć swoje odbicie w późniejszej akcji, co permanentnie usuwa rozwleczone opisy i sceny, które są nudne jak flaki z olejem. Wszystko musi czemuś służyć i kto mnie zna, ten wie, że ja tę zasadę traktuję ciut po macoszemu, gdyż lubię wiele wątków i rozmów, ale uznaję to za wprowadzenie bohaterów, a więc coś, co jednak czemuś służy. A przynajmniej powiedzmy, że to się zalicza.

No.

Nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że lubię łamać tę zasadę. Bo, tak właściwie, czym jest ta strzelba? Związkiem? Rzeczą? Zwierzęciem? Bla, bla, bla... wiadomo, że to jest bardzo grubymi nićmi szyte. W końcu wprowadziłam dwa związki, które w fabule wcale nie musiały zaistnieć, informacje, które nic nie dają i rozmowy, które są moim widzimisię, bo na co komu gadanie o teorii przeciwieństw Heraklita? Piję tutaj trochę do osób, które zasady traktują ciut zbyt serio (niektórzy mi już powiedzieli, że jak mogę robić tyle błędów i że gdybym pisała mniej, to miałabym mniejszą liczbę znaków ze spacjami albo że nie może być obok siebie dwóch „i", bo to powtórzenie), żeby nie zrozumieli, że Czechow z XIX jest nieomylny. Zresztą gdyby tak patrzeć na sens samych historii, to nie byłoby go wcale, a jednak są i mają się dobrze.

Ogólnie ta zasada jest bardzo fajna, gdy planuje się fabułę. Macie scenę z przyszłości, gdy ktoś strzela do matki w jej sypialni? To dajcie strzelbę na ścianie dla ozdoby. Ktoś ma się zabić? To dacie mu powód. Strzelba Czechowa, ot co, świetnie pomaga stworzyć wątki przyczynowo-skutkowe i do tego bym ją stosowała. To taka wojna, bo pisanie to ból, krew, łzy i pot spływający po czole, a poprawki to, daj Boże, zmora większości pisarzy prawie tak samo wielka jak samo klikanie w klawiaturę. Dlatego macie broń - wspomnianą strzelbę - i fabułę, na której odbywa się bitwa. Jak się potoczy? Kiedy i do kogo strzelicie?

Reszta niech będzie przyjemnością.

PS Co byście chcieli jeszcze usłyszeć? Już o to pytałam, ale niech będzie, że wcale nie.

PPS Nie poprawiałam tego rozdziału, bo muszę iść uczyć się i płakać w poduszkę z tego powodu, więc mówcie, jak zobaczycie jakieś błędy (te w moim myśleniu również, za co od razu przepraszam).

Pan Puszek

Pan Puszek daje rady, czyli porady dla pisarzy ironią pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz