Pan Puszek o dalszych losach bohaterów... i pisarzy

34 7 16
                                    

Ktoś napisał mi pod ostatnim rozdziałem, jak sprawić, żeby bohater był przedstawiony tak, jak chcemy go przedstawić (pijemy tutaj do tych wszystkich bad boyów o wielkim sercu, co są tacy źli, że aż wcale) i jak w ogóle zacząć praktykować pisanie, a więc jak przedstawić bohatera, żeby w ogóle go przedstawić. I jakkolwiek to nie brzmi, to się łączy! Jednym słowem co prawda, ale się łączy (pomińmy fakt, że nie chce mi się po prostu pisać dwóch rozdziałów i dlatego kombinuję jak koń pod górkę). Otóż mówimy teraz o k o n s e k w e n c j i.

Ogólnie ja bym mogła Wam powiedzieć „po prostu siądź na dupie, leniwa buło, i pisz to, co masz w głowie", ale każdy wie, że to tak prosto nie działa. I może też kogoś zaskoczę, ale tak, to jest właśnie takie proste – siadasz i piszesz. A jak się wyrzuci z pola widzenia emocje, obowiązki, własne oczekiwania, perfekcjonizm... i pewnie wiele innych tego typu rzeczy, których nie mam w głowie, to już w ogóle prościutkie jak budowa cepa. I się będzie wtedy pisało jak robocik, a nie leniwa kluseczka. Tyle tylko, że lenistwo nie istnieje, a my nie jesteśmy robotami, co działają zawsze na tym samym schemacie.

Z reguły widzę takie dość mechanistyczne podejście do człowieka i pracy pisarza. Systematyka, codzienne pisanie, wypluwanie z siebie jak największej liczby słów. No więc tak, mówiąc o pisaniu – wklepywaniu literek w Worda, Google Docs, kartkę czy inne takie – i o bohaterach, powiem jedno, proste słowo: jesteśmy ludźmi. I jeśli nie tworzymy z siebie ani z bohaterów maszyn, to wszystko przestaje być takie proste, jakby się niektórym wydawało. Otóż, żeby stworzyć bohatera i żeby pisać, musimy być konsekwentni – wobec siebie i własnych oczekiwań.

Po pierwsze: jeśli nie piszecie na co dzień, to wybijcie sobie z głowy, że nagle z tego stanu przejdziecie do pisania codziennie po parę setek, a może nawet i tysięcy słów. No nie ma szans. Jakbyśmy się rzucili na podnoszenie stukilowej sztangi, gdzie wcześniej nigdy nie mieliśmy jakiegokolwiek ciężaru w ręce, no to nawet byśmy jej nie przesunęli. A no właśnie – nasz mózg, tak samo jak mięśnie przy sztandze, od razu dają ci cynk, że to za dużo. Mózg wstaje i wychodzi, krzycząc „NIE MA SZANS. RZUCAM TĘ ROBOTĘ". Rzecz w tym, że nasz mózg bardzo nie lubi zmian (powtórzyłam właśnie "mózg" trzy razy, ale uznajmy, że dzisiaj mamy gdzieś poprawność). Jakichkolwiek. To dla niego wysiłek, a wszystko w przyrodzie dąży do tego, by marnować jak najmniej energii. W tym i my. No więc tak:

co do wklepywania literek w Worda: planowanie całej książki nie jest złe (co kto lubi), ale nie polecam rzucać się na całość ze szczegółami w momencie, gdzie nie wiecie nawet, jak rozpocząć pierwszy rozdział. Szansa, że to wyjdzie, jest malusia. I wszędzie, gdziekolwiek chcecie zawędrować, polecam sobie ustawiać małe kroki, by zbudować nawyk. Ponieważ tak, żeby pisać codziennie bez problemu, pisanie musi stać się nawykiem – czynnością, która jest tak oczywista jak oddychanie. Jeśli nie piszecie w ogóle, to nie macie nawyku pisania. A żeby zbudować nawyk, trzeba być konsekwentnym. No wiecie: najpierw nauczcie się pływać, nim skoczycie do głębokiego oceanu. I jak to jest z budowaniem umiejętności, na początku będzie po prostu ssać jak ja pierdolę. Wsadźcie dumę do kieszeni, a oczekiwania wywalcie do kosza. Na początku drogi nigdy nie będzie tak, jak widzicie to u pisarzy, którzy piszą codziennie i mają wokół siebie kilku korektorów, redaktorów i jeszcze pewnie bety gdzieś u boku. Nawyk zanika, więc jak pisaliście kiedyś jak bogowie, to jasnym jak słońce jest, że teraz tak nie będzie. Z czasem będzie łatwiej. Na początku jedyne, co musicie robić, to konsekwentnie brnąć dalej. I nie ma, że weny brak, że boli, że nie lubię tego, co piszę. Nawet nie wiecie, jak wielu rozdziałów u siebie nienawidziłam, a teraz nawet nie wiem, o co mi chodziło. Z czasem będzie poprawa. Dajcie sobie szansę. Załamania i zwątpienia są OK, ale nie dajcie się im zabić. Nikt z nas nie chce być martwy (no chyba, że chcecie, ale pamiętajcie, warto żyć... czy coś).

co do bohaterów: wybijcie sobie z głowy, że Wasz bohater zmieni się diametralnie znikąd. No chyba, że miałby guza mózgu, który uciska na struktury odpowiedzialne za osobowość – wtedy faktycznie miałby przemianę jak Scrooge w Opowieści Wigilijnej. Przykładowo, gdy macie bohatera, którego nikt nigdy nie kochał, to nie ma szans, że czyjaś miłość naprawi to, że nigdy nie czuł się kochany. O nie, nie, nie. Jak mówiłam w poprzednim rozdziale, ludzie robią wszystko, żeby przetrwać. I nie ma tutaj niczego związanego do moralnością. Ktoś może być chrześcijaninem i tępić innych za zabijanie, całkowicie nie patrząc na fakt, że sam zabija – w końcu on robi to w imię wiary, jest natchniony, jest ręką Pana... bo tak mu wmówili i dzięki temu jego samego nie zabili. Jeśli macie postać, której rodzice stosowali przemoc i manipulację, to będzie to dla tej postaci sposób, w jaki przekazuje się miłość (bo rodzice przecież kochają swoje dziecko, prawda?). I będzie ona powielała ten schemat automatycznie, o ile świadomie nie powie STOP, TO NIE TAK WYGLĄDA (na marginesie – mało kto chce zobaczyć, że jest z nim źle, a w dodatku mało kto, słysząc taki zarzut, przyzna się, że faktycznie wypiera to, że jest z nim źle). Jeśli osoba z patologicznym pragnieniem miłości będzie chciała partnera, to zrobi dosłownie wszystko, by tę osobę przy sobie zatrzymać – nawet grożąc jej, że ją zabije lub że zabije siebie, jeśli będzie taka potrzeba. Tak samo bohater-dupek nie przestanie być dupkiem, bo ktoś odkryje jego wrażliwą naturę (właściwie wręcz przeciwnie, będzie jeszcze większym dupkiem, po to, by tego natręta odstraszyć) a bohaterowi depresja nie zniknie, gdy ktoś powie mu, żeby się uśmiechnął i poszedł pobiegać wokół domu z pięć kółek.

W sumie to polecam sobie tak bohaterów nazywać. Bohater-uparty dupek brzmi prościej do utrzymania od bohatera „jestem wrażliwy i jestem dupkiem, żeby nikt mnie nie skrzywdził". Używam sobie obu do opisania jednego mojego bohatera i jak czasem za bardzo zafiksuję się na wrażliwcu, to przypominam sobie upartego dupka. Mam też rozpieszczonego królewskiego bachora aka depresyjną dupę, co daje śmieszną mieszankę, bo próbowałam pisać o nim w samych negatywach, a ludzie i tak się w nim zakochali...

Sprawa się trochę komplikuje, gdy wpadają zaburzenia. Nie bez powodu zresztą są tak nazwane. I nie znikają też magicznie jak w niektórych ff o bad boyach, gdzie ona mówi „przestań być zły", a on przestaje... Często osoby z zaburzeniami mają bardzo sztywne wzorce zachowań i tak średnio chcą się zmieniać. Tacy bad boye swoje zachowanie mogą tłumaczyć przeszłością (rodzice mnie skrzywdzili, więc przysiągłem sobie, że już nikt mnie nie skrzywdzi), racjonalizować (zasłużył na to, bo coś tam), wypierać (nie, wcale tego nie zrobiłem), minimalizować (uderzyłem go tylko parę razy, nie moja wina, że trafił do szpitala!), porównywać (inni zabijają ludzi, a ja tylko wdaję się w bójki, odwal się ode mnie!) i takie tam. Jest wiele mechanizmów ochronnych, które nami rządzą. Ego robi wszystko, by chronić Id. O! A jak bad boy kocha, to raczej nie będzie swojej księżniczki nosił na rękach, tylko będzie robił to samo, co na górze. Uderzy ją? „Zmusiłaś mnie do tego! Mówiłem ci, żebyś tak nie robiła". Zgwałci? „To twoja wina, wiesz, co robi ze mną twoje ciało". Będzie groził? „NIE RÓB TAK, INACZEJ CIĘ ZABIJĘ". Witamy, proszę państwa, w krainie spierdolenia. Nadmiernej kontroli, agresji, wypartych emocji, traum! Toxic alert. A jeśli ma gdzieś we wnętrzu wrażliwe wnętrze, to pewnie jest tam taki chaos, że w końcu weźmie i popadnie w nałóg, żeby na wieki zamknąć to wrażliwe, przerażone dziecko. A może nawet się zabije... opcji do wyboru, do koloru. Szczęśliwego zakończenia raczej nie przewiduję, no chyba że typ pójdzie na terapię (co również jest szansą jedną na milion, bo jemu jest akurat wygodnie tam, gdzie siedzi).

No więc jedyne, co musicie mieć na uwadze, by bohater się nie rozjechał w międzyczasie w dwie różne strony, to konsekwencję. Jak coś jest wyryte w murze dłutem, nie zniknie nigdy. Możesz to zakryć, ale nic nie zmieni faktu, że to wciąż tam jest. Ukryte. I właśnie owo ukryte coś może sterować niekiedy całym zachowaniem człowieka...

No, jak mówiłam, temat ocean. Konsekwencja. Polecam.

Pan Puszek

PS zdążyłam już sobie obrzydzić temat tworzenia bohaterów XD

Pan Puszek daje rady, czyli porady dla pisarzy ironią pisaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz