A/N WITAM WAS KOCHANI! LECIMY Z KOLEJNYM ROZDZIALEM.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Misja szla dobrze, nawet bardzo dobrze mozna by bylo stwierdzic. Jakis naukowiec znow wzial swoje powolanie zbyt na powaznie, a jego ambicje staly sie niebezpieczne i wymknely sie spod kontroli. Jak zawsze konsekwencje spadaly na nas. Avengersow.
-Pete, jak ci idzie?
-Daje sobie rade!
uslyszalem glos dzieciaka w sluchawce. To dobrze.
-Steve?
-U mnie tez wszystko w pozadku!
walczylismy tak przez pewien czas. Robotow znacznie ubywalo, co wrozylo dobrze zakonczona misje.
-Potrzebuje pomocy!
uslyszalem glos Clinta. Widzialem juz jak Natasha biegnie w jego strone, zdecydowalem sie na to samo. jego glos wydawal sie spanikowany. Teraz, gdy misja szla tak dobrze,nic nie moglo wymknac sie spod kontroli.
A jednak, nie wszystko co jest do okola nas moze byc kontrolowane. Wszystko dzialo sie jak w zwolnionym tepie. Peter Kolysal sie od bloku do bloku na swoich pajeczynach. W pewnym momecie jego cialo zetknelo sie z ziemia. Nie wygladalo to jak miekkie ladowanie. Szybko udalem sie w jego strone, tylko po to zeby znalezc wokol niego wielka kaluze krwi.
-Peter? Hej Pete, nie zasypiaj. Musisz zostac ze mna. Steve? Lece z Peterem do Bruce'a!
Nigdy sie tak nie spieszylem. Widzialem jak jego lsniace bursztynowe oczy traca swoj blask. Chcialo mi sie plakac. Z kazda sekunda uczucie sie nasilalo.
Gdy wpadlem do wierzy od razu pobieglem do skrzydla szpitalnego i oddalem Petera w rece lekarzy.
Peter zmarl tego dnia. 14 pazdziernika. Data ta przesiakla w moja swiadomosc jak zadna inna wczesniej. Czulem sie pusty. Nigdy wiecej cieplych usmiechow dzieciaka. Nigdy wiecej glupich zartow. Nigdy wiecej szczerego i melodyjnego smiechu mojego syna. Nie wyobrazalem sobie zycia bez niego, a teraz mialem sie z tym zmierzyc. Egzystencja nie miala wiecej sensu. Nie gdy nie ma go obok mnie. Gdy nie opowiada o swoich ulubionych filmach. Gdy nie mam wiecej szansy uslyszec jego glosu.
Zawsze gdy slyszalem, ze utrata dziecka jest najwieksza strata jaka moze poniesc w zyciu czlowiek, smialem im sie w twarz i rzucalem wszelakimi przykladami gorszych sytuacji. Teraz, gdy siedze caly zalany lzami w pracowni mojego syna i ogladam nasze wspolne zdjecia i filmiki, mam ochote wykrzyczec, z calych sil, ze sie z nimi zgadzam.
Pare tygodni pozniej odbyl sie pogrzeb. Troche pozno, ale nie moglem sie zebrac w calosc. Wszyscy tradycyjnie wyglosili mowy, jak na kazdym pogrzebie. Wszyscy mieli popuchniete oczy i mokre policzki. Kazdy zmienil sie drastycznie. Natasha odciela sie calkowicie, nawet od Yeleny, Clint juz wiecej nie zartowal, Steve zdecydowal sie wyprowadzic z wierzy i pozostawic Buckiego z Samem, Wanda wrocila do Westview, Bruce pozostal Brucem, ale ta iskra w jego oczach znikla, Thor wrocil na stale do Asgardu razem z Lokim. Nikt nie pozostal bez zmian, kazdy odebral smierc mlodego bohatera na swoj sposob, jedni bardziej, drudzy mniej.
Takim wlasnie sposobem znalazlem sie w domku w lesie razem z Pepper, gdzie twoja siostra wlasnie ucina sobie drzemke, a ja wspominam nasze ostatnie chwile.
515 SLOW
A/N DZIEKI ZA CZYTANIE, MAM NADZIEJE, ZE BYLO ZNOSNIE. PISZE TO O 3 WIEC NIE WIEM CZY MA JAKIKOLWIEK SENS NO ALE JEST. SWOJE POMYSLY MOZECIE MI WYSYLAC. STAY SAFE BESTIES ❤️
ADIOS💃
CZYTASZ
Spiderson-Irondad oneshots <3
FanfictionOne-shoty z uniwersum marvela. Wszelkie pomysły możecie przesyłać, a ja postaram się je Zrealizować. Enjoy! <3 Postacie nie należą do mnie. okładkę znalazłam na Pintereście.