| prolog |

222 19 12
                                    

Data publikacji: 09.01.2022

   Na imię miała Isabelle, ale przyjaciele mówili do niej Izzy...

   Nie, ta historia nie zaczyna się w taki sposób. 

   Najlepiej zacząć od końca. Od jej końca. 

   Informacja o tragicznej śmierci Isabelle Levinson rozeszła się po całym mieście w przeciągu mniej, niż godziny. Po szkole – w zaledwie pięć minut. Media nie kwapiły się zataić przyczyny zgonu, bo za takie perełki pomiędzy tomami pierdolenia o szarej rzeczywistości, dostają pewnie sporo kasy. A słowa klucze takie jak to, rozchodzą się po internecie jak wirus. 

   Samobójstwo młodej mieszkanki Portland — głosił jeden z nagłówków. Cóż za niebywałe spłaszczenie rzeczywistości. 

   Tej dziewczyny nikt specjalnie nie lubił. Odgrywała rolę szarej myszki, cichej i wrażliwej, z głową pełną nienawistnych myśli, których nie miała odwagi wypowiedzieć na głos.

   Smutna prawda jest taka, że Isabelle żyła i zmarła jako szkolne popychadło. A podłym i zupełnie nieprzypadkowym kaprysem losu, to ja byłam wszystkiemu winna. Gnębiłam ją, poniżałam i śmiałam się z każdego potknięcia.

   Nastoletnie gnojki takie, jak ona, ja, szkolni przystojniacy, puste lale i klasowe śmieszki, dzielą się na tych, którzy dopiero mają się zmienić i na tych, którzy w to się zmienili i tym już zostaną. Choć nie przyznałabym tego głośno, w głębi liczyłam, że moją zepsutą, obrzydliwą duszę da się jeszcze ocalić od nieuniknionego.

   Ludzie pojawiają się na tym świecie i odchodzą z niego codziennie. To żadna tajemnica. Ale ta jedna śmierć miała prowadzić do kolejnej. Mojej.

   Bo to ja zabiłam Isabelle Levinson i wkrótce miałam za to słono zapłacić.

*****

Hejka, kochani!

Ostatnio mój profil świecił pustkami, więc postanowiłam wyskoczyć z pomysłem, który siedział mi w głowie od bardzo dawna.

Mam nadzieję, że wam się spodoba i że wylejecie przy tej książce morze łez!

Do następnego!

~ zuzia

Gdy spotkamy się o świcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz