₃ | dziś daję za wygraną |

76 10 11
                                    

Data publikacji: 17.02.2022

   Bądźmy szczerzy. Mogłam się tego spodziewać po mojej siostrze. Po jej uśmieszkach i pokręconych wyjaśnieniach, zwiastujących (jak zawsze) istne piekło. I oto nadeszło. 

   Żałosny finał morderczyni z Portland. Jej domniemana niewinność zdechła do reszty w ramionach diabła z Greenway Ave. 

— No to chyba coś jej się popieprzyło w obliczeniach. Wyglądam ci na Matkę Teresę? — zapytałam z udawaną pewnością siebie, próbując go delikatnie odsunąć. Jego obleśny kutas zaczął mi się wbijać w biodro.

   I przy okazji skłamałam. Najlepszy okres w życiu zmarnowałam na bycie wredną pindą i odstraszanie potencjalnych kandydatów na chłopaka, a co dopiero na seks. Tak, byłam dziewicą z opinią szkolnej kurwy. 

— Na pewno wyglądasz na kogoś, kto chętnie pomoże mi się pozbierać po tym podłym oszustwie. — Mówiąc to, pogładził mnie po skroni. — Dam twojej siostrzyczce drugą szansę.

   Przez chwilę odetchnęłam z ulgą, jednak ten stan nie trwał długo; facet złapał za moje ramię, obrócił mnie plecami do siebie i przycisnął do ściany. 

— Ale dla pewności sprawdzimy, czy mówisz prawdę. 

   Przygniatał mnie z całej siły, żebym tylko nie spróbowała mu się wyrwać. Czułam, jakby wszystkie moje żebra zaraz miały popękać, żołądek zwinął mi się w supeł. A z oczu zaczęły płynąć łzy, gdy facet przygryzł mi płatek ucha. Jego dłoń napotkała każde uniesienie gęsiej skórki, gdy błądziła po moim brzuchu, szukając krawędzi stanika. Drugą ręką. zabrał się za odpinanie guzików moich spodni, lecz kiedy zorientował się w ich ilości, po prostu szarpnął z impetem, aż część z nich ustąpiła, a reszta zagrzechotała srogo na podłodze.

   Powoli zaczynało mi brakować tchu. Moje płuca nie miały miejsca na choćby jeden oddech. 

— Pomocy... — szepnęłam niemal bezgłośnie, na ostatnim wdechu.

— Zamknij się, dziwko. 

   I wtedy nagle ucisk zelżał na tyle, bym mogła porządnie nabrać powietrza i wypuścić je w najgłośniejszym "NA POMOC", jakie kiedykolwiek słyszał świat. Kiedy jednak ręka Hendersona wylądowała na moich ustach w ostatniej chwili przed moim wrzaskiem, poczułam pod nosem smród, jakiego jeszcze w życiu nie doświadczyłam, a pomimo tego doskonale wiedziałam, skąd pochodził. 

   Nicholas Henderson złapał za krawędź moich spodni, a po pomieszczeniu rozległ się cichy trzask. Pośród dudniącej za ścianami muzyki ten jeden dźwięk wydał się inny. Ktoś pociągnął za klamkę. 

   Tylko raz. 

   Potem usłyszeliśmy dźwięk odbezpieczania pistoletu. 

   Mój oprawca pociągnął mnie do tyłu i zaczął panicznie czegoś szukać po kieszeniach. Wyczułam w tym swoją szansę. Zaczęłam mu się wyrywać, wierzgać, kopać, rozpychać się łokciami. Oboje jednak wrosnęliśmy w podłogę bez ruchu, gdy rutynowy wieczór Greenway Ave zaburzył strzał w zablokowany zamek.

   Drzwi otworzyły się z hukiem i stanęła w nich moja siostra, celując do nas z mieszczącego się w dłoni czarno-srebrnego pistoletu.

— Co jest, kur...! — zaczął Nicholas, ale nim skończył, Courtney nacisnęła spust. Spluwa wypaliła z niebotycznym grzmotem, zagłuszając moje myśli i paraliżując ciało. 

   Nie wierzyłam w zdolności strzelnicze siostry (zwłaszcza na haju) i spodziewałam się poczuć ostry ból w każdym możliwym miejscu na ciele, a w najgorszym – bądź najlepszym – przypadku, paść nieżywa w ramionach gwałciciela. Ale nie. Mimo, że zasłaniałam go własnym ciałem, to Henderson runął pozwijany na betonowe płytki, wrzeszcząc przez zaciśnięte zęby. A z jego prawego ramienia sączyła się ciemna, brudna krew. 

Gdy spotkamy się o świcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz