₂₂/₀₃ | i za milion twoich uśmiechów |

47 6 0
                                    

Data publikacji: 17.04.2024

— Wander, wystarczy, spadamy.

   Ginący gdzieś w półsłowie głos Ricka zdradził od razu, jak bardzo chłopak się spiął. Tony jednak zdawał się głuchy na wszelkie dźwięki dobiegające z zewnątrz naszej małej bańki, nadmuchanej z szalejących nerwów. Coś mi mówiło, że jedyne, na czym rzeczywiście mógłby się teraz skupić, to mój głos, wyjaśniający mu łagodnie, dlaczego naplułam mu na twarz. Reszta to tylko oślizgła otoczka, pod którą nic nie było bezpieczne. A w szczególności ja, pod ostrzałem jego pociemniałych oczu. Te dwa małe bursztynki, w których niegdyś omal się nie zakochałam, teraz utonęły w zapomnianych przez Boga głębinach oceanu. Ciemna noc i buzująca wściekłość, zamieniły je w połyskujący w mroku czarny onyks.

   Nie spodziewałam się po nim niczego gorszego, niż to, co pokazał do tej pory. W końcu, to wszystko, o co go oskarżałam, okazało się nieprawdą. Nie sądziłam, że mógłby rzeczywiście, cóż, fizycznie, mnie skrzywdzić. Dopóki nie złapał za mój nadgarstek. Tak mocno, że pod jego naciskiem, skóra na nim aż zbielała, a dłoń straciła siły. Może nawet stary strup skruszał i wypuścił parę kropel krwi. Nie wiem. Ale skłamałabym, mówiąc że zabolało tylko trochę.

   Myślałam, że wcześniej trudno było mu się wyrwać. Jednak teraz, jego ręka nawet nie drgnęła, gdy zaczęłam się szarpać.

— Odwal się — warknęłam przez zęby. — Tony, puść mnie! — krzyknęłam w końcu, a on wyciągnął z zaciśniętej na mnie pięści palec wskazujący i sztywno mi nim pogroził.

— Zamknij się.

— Ej, stary, zluzuj! Pojebało cię?

   Zauważyłam, że całej sytuacji zaczęło przyglądać się coraz więcej osób. Tony zdawał się jednak rzeczywiście wyłączony na wszystko, co nas otaczało.

   Dusiłam się pod jego spojrzeniem. Nie mogłam już nawet nic powiedzieć, gardło samo zacisnęło mi się z nerwów. Przestałam łapać oddech. Mimo to, walczyłam dalej.

— Debilu, puść mnie! Teraz nie boisz się o tę jebaną kurtkę? — Spróbowałam go podejść, lecz nie mogłam się powstrzymać od ironii i przewrócenia oczami.

   Wolną ręką sprytnie przemknęłam do zamka i chwyciłam go w pięść, a wtedy, ku mojemu zdziwieniu ucisk ustał; Tony mnie puścił. Mogłabym przysiąc, że nawet trochę spuścił z tonu, choć jego spojrzenie wciąż było intensywne.

— No, gratuluję. I co teraz? — rzuciłam z przekąsem, rozmasowując nadgarstek, który na szczęście nie rozwalił się od nowa, a jedynie lekko przybrudził się krwią.

— Wsiadaj — powiedział w końcu naprędce, a mnie przeszły dreszcze.

— Co?

— Do samochodu.

— Żartujesz sobie?

— Wsiadaj — syknął, cyzelując zgłoski.

— Nie ma opcji.

   Ale on już mnie nie słuchał. Przeniósł całe swoje skupienie na samochód, z którego teraz przez otwarte drzwi od strony pasażera, wyglądała jakaś dziewczyna. Cały czas tam była? To jego trzydziestka jedynka? A może już trzydziestka dwójka?

— Wander, odpuść — znów wtrącił się Rick, tym razem bardziej dobitnie i dał mi tym jakikolwiek cień nadziei, że nie wymyśliłam sobie tej idiotycznej sytuacji. To Tony zachowywał się, jak wariat, nie ja.

   Ja za to znów musiałam z nim walczyć. Tym razem, by nie wciągnął mnie do swojego samochodu. Złapał mnie za ramię i ścisnął materiał kurtki Rickiego. Cholera, co z tym człowiekiem było nie tak?

Gdy spotkamy się o świcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz