₁ | nie jest ci pisane umrzeć tak młodo |

182 17 48
                                    

Data publikacji: 27.01.2022

!!! UWAGA !!!
PONIŻSZY ROZDZIAŁ ZAWIERA DRASTYCZNE OPISY
*****

ROK PÓŹNIEJ

   Rozbrojona temperówka leżała na biurku razem z kolekcją kawałków plastiku, śrubek i żyletek z poprzednich nieudanych prób.

   Opierałam się o ścianę w rogu łóżka, owinięta luźno brudnym od kawy i czipsów kocem. Moja piżama śmierdziała po kilku tygodniach używania, a włosy skręcały się w tłuste strączki, bo cały weekend mijałam się z prysznicem szerokim łukiem.

   Trzęsącą się dłonią przysunęłam żyletkę do skóry ponad nadgarstkiem. Przycisnęłam, ale delikatnie. I zaraz zabrałam rękę. Po kilku minutach zbierania się w sobie znów spróbowałam. Tym razem zrobiłam nacięcie, choć nie dość głębokie, by mogła wypłynąć choć kropelka krwi. Raczej, żeby zaszczypało przez pięć minut i przy pierwszym kąpaniu delikatnie się zaróżowiło.

   Chciałam to zrobić. Chciałam ciąć głęboko, najgłębiej jak się da. Rozpruć sobie całą rękę i cierpieć tak długo, aż wykrwawię się na śmierć. Ale nie potrafiłam tego zrobić. Jak idiotka próbowałam, ilekroć poczucie winy stawało się nie do zniesienia, ale za każdym razem moja ręka zatrzymywała się w nieodpowiednim momencie, jakby coś nie pozwalało mi cierpieć.

   Gdy przesuwałam żyletkę między opuszkami palców, licząc że któryś z nich "przypadkiem" się skaleczy, po pokoju rozległ się szmer otwieranego okna. Nawet nie spojrzałam w tamtą stronę; przyglądałam się swojemu odbiciu w tafli małego ostrza.

   Nie musiałam patrzeć, żeby wiedzieć, kto się zjawił, jednak dziwna cisza utrzymująca się zbyt długo od jego wejścia, skłoniła mnie do odwrócenia wzroku ze swojego podłego oblicza.

   Wysoki chuderlak o ciemnych loczkach i szarych głęboko osadzonych oczach jak zawsze wyglądał, jakby zaraz miał paść trupem. Blady, wklęsły z każdej strony i zmęczony codziennością. To bez wątpienia był mój Luc.

   Lucius Porter, czyli skrócona wersja Przyjaciela Od Spuszczania Myśli Samobójczych W Kiblu. I tak, imię pochodzi z Harry'ego Pottera. Pani Porter z jakiegoś powodu była ogromną fanką Pana Dworu Malfoyów.

— Które podejście tym razem? — zapytał, opierając się o parapet.

   Przewróciłam oczami, dąsając się na siebie w łóżku.

— Drugie. Żenada.

— I co? Udało ci się coś tym razem, czy znowu sama Szczypawka?

   Odpowiedziałam dopiero po chwili.

— Już nawet nie szczypie... — prychnęłam.

   Chłopak wygrzebał coś z kieszeni i usiadł przy biurku. Schylił się, żeby zabrać mi żyletkę. Nie protestowałam, ale przycisnęłam palec do ostrza, kiedy za nie pociągnął. Kropla ciepłej krwi spłynęła po mojej dłoni, nadgarstku i przedramieniu, a Luc zorientował się dopiero, gdy zaczął tępić metal na kawałku papieru ściernego. Rzucił mi krótkie gniewne spojrzenie, które zignorowałam, natrętnie naciskając na palec, żeby mocniej szczypał.

   Niespodziewanie Luc złapał mnie za nadgarstek drugiej ręki i pociągnął do siebie, zmuszając bym spojrzała mu w oczy.

— Dlaczego to robisz? Po co ci kreski na rękach?

— Bo mi się należy. Ona miała ich dziesiątki.

   Zamilkł, a ja wyrwałam się z jego uścisku i westchnęłam ciężko.

Gdy spotkamy się o świcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz