₈ | nieznany numer |

64 9 19
                                    

Data publikacji: 13.05.2022

   W niedzielny wieczór leżałam płasko na łóżku, gapiąc się w sufit, a w głowie nieustannie dudniły mi ostatnie słowa, jakie ojciec powiedział do mnie przed wyjazdem.

   Pamiętaj o sobocie.

   Jak mogłabym zapomnieć, tato? Przecież mam przyprowadzić do domu chłopaka, który nie istnieje, przedstawić ci go imieniem, którego nie znam, opowiedzieć ci o jego zainteresowaniach i rodzinie, których nie ma i nigdy nie było. 

   Wkopałam się po uszy...

   Pięć minut po wyjściu ojca, Courtney też już nie było w domu. Z kolei pięć minut po wyjściu Courtney, mój pokój wypełniło ciche stukanie w okno.

— Nareszcie — ryknął dramatycznie Luc, rzucając się na łóżko, przez co omal nie zgniótł Precla. Kot syknął wściekle i pacnął chłopaka łapką w czoło.

— Powinnam wywiesić przed oknem tabliczkę z napisem "uwaga, wściekły kot".

— Nie wściekły, introwertyczny — stwierdził, wywołując u mnie cichy śmiech. Rozłożył rękę na bok, dając mi milczący znak.

   Usiadłam koło niego, wymościłam się na pościeli i położyłam, z głową tuż przy jego głowie. I razem patrzeliśmy w sufit. A przynajmniej tak mi się na początku wydawało...

— Jak mi tego brakowało... — westchnął sennie, przyciągając mnie bliżej podczas rozciągania mięśni. Zerknęłam na niego, a on na mnie. A może patrzył już wcześniej?

— Jedzenia fast-foodów, kiedy nie ma domowego kucharza? — zapytałam niewinnie, a on uśmiechnął się i głośno roześmiał.

— Dokładnie tak, Sarah! Koniec domowych obiadków, tylko śmieciowe żarcie!

— Tylko śmieciowe żarcie! — powtórzyłam, dźgając go palcami w brzuch, przez co odskoczył i zaczął mi robić to samo.

— Rany, Sarah, śmiejesz się. Coś się stało?

   Tak właściwie, ostatnio w moim życiu działy się same złe rzeczy i bynajmniej, nie miałam powodów do śmiechu. A jednak się śmiałam...

   Dlaczego?

   Na tę myśl od razu zmarkotniałam. Przypomniały mi się wszystkie powody do smutku, o których nie mogłam powiedzieć najlepszemu przyjacielowi.

— Ostatnio został nam zadany referat o temacie: "kim byłem, kim jestem i kim będę", a ja go nie oddałam — zaczęłam, bo to jedyne, o czym byłam w stanie mówić. — Oczywiście, oddam go na najbliższych zajęciach, ale... Może to znak, że moja przyszłość nie istnieje tak samo, jak trzy strony tekstu, którego nawet nie pofatygowałam się stworzyć.

— Och, tutaj jesteś. Masochistyczna psychopatko — rzucił, a ja uśmiechnęłam się, bo tylko on mógł mi to powiedzieć. 

— To już powoli zamienia się w styl życia. 

— To ja chyba wolę styl życia Courtney. Jest pojebaną suką i przynajmniej się tego nie wstydzi.

— Mam się wstydzić, że chcę się zabić?

   Luc zamilkł na chwilę. Widziałam, jak ciężko przełyka ślinę, próbując przetrawić to, że musi, po prostu musi zrobić dobrą minę do złej gry. Westchnął głęboko, po czym zabrał rękę spod mojej głowy, wspierając się na łokciach w pół-siadzie. 

— W ogóle nie powinnaś tego chcieć. — Nie otwierając buzi, oblizał przednie zęby. Potem się uśmiechnął i spojrzał na mnie. — Ale jak już musisz, to tak, powinnaś się tego wstydzić. 

Gdy spotkamy się o świcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz