Data publikacji: 05.06.2022
Nadszedł wtorek. Dzień bez Holta. Wszystkie z czterech jednostek zajęć toczyły się spokojnym rytmem. Nikt nie zdawał się nawet pamiętać afery bombowej sprzed kilkunastu godzin. Jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Sprawy między mną a Heather również odbywały się całkiem rutynowo. W pewnym sensie czułam, jakby mnie przeniesiono do innego wymiaru, gdzie ludzie to roboty, resetujące się każdego ranka. Przecież to nie mogło przejść bez echa. Nawet media milczały. I coś mi podpowiadało, że w tym mieście istniał ktoś, kto chciał trochę spraw pozamiatać pod dywan. Jakże jednak nieodpowiednią byłam osobą, by móc w ogóle snuć takie teorie. Raptem dostałam się do podziemia, a już wpakowałam się w kłopoty. Szczerze, wolałam nie mieć nic wspólnego z ciemnymi sprawami Glendale. A nic znaczyło NIC. Żadnych nielegalnych walk, żadnej broni, bogatych gangsterów żądnych seksu za kasę. I żadnego Greenway Ave.
Esemes od Tony'ego czekał na pasku powiadomień niezmiennie od czasu, gdy go otrzymałam wczorajszej nocy. Jeszcze długo po tym, jak Luc w końcu zasnął, głowiłam się co odpisać, i czy w ogóle to zrobić. Mój przyjaciel najwyraźniej uznał, że po pierwsze: nic mi nie grozi, a po drugie: że chcę przez jakiś czas zostać sama z moimi myślami. I chociaż nigdy nie pozwala mi na taką bezpośrednią konfrontację z wewnętrzną Sarah i nigdy, przenigdy nie zasypia jako pierwszy, to tego dnia zadziało się coś wyjątkowego. Ponieważ tym razem nie chodziło o mnie, a o kogoś innego, kto wprosił się do mojego umysłu bez pytania i bez uprzedzenia. I coś mi mówiło, że dokładnie taki był jego cel. Nie dać mi zasnąć.
Wierciłam się i przewracałam w pościeli, szukając pozycji do spania, w której przestanę wyobrażać sobie rządek kolczyków w uchu i niesforne ciemne włosy.
Zastanawiałam się, czy on robił to samo. Pewnie przewracał co jakiś czas tymi swoimi bursztynowymi oczami, myśląc że już dawno o nim zapomniałam. Myśląc, że on sam już zapomniał. A ten esemes był tylko głupim odruchem impulsu. Dlaczego to zrobił? Moje myśli stworzyły już milion scenariuszy, a w znacznej większości z nich zmizerniały wątły chłopak siedzi rozwalony na fotelu, trzymając w jednej ręce szklankę whisky, w drugiej telefon. I przymykając jedno oko przegląda mój profil na facebooku. Przypomina mu się wszystko. Potem przez jakiś czas gapi się bezmyślnie na odbicie księżyca w krysztale, żeby sekundę później odnaleźć naprędce mój numer i wyskrobać jedno, w miarę złożone i, choć pewnie nie celowo, uderzające w najczulsze punkty mojej duszy zdanie. Jego palec drętwieje nad ikonką wyślij, ale tylko na parę sekund. Potem umysł upojony wspomnieniem dziewczyny w okrągłych okularach, osłaniających świat przed jej pustymi, martwymi oczami, zaczyna po cichu liczyć, że kiedykolwiek doczeka się odpowiedzi.
Po drugiej stronie ekranu siedziałam ja. Czytająca i czytająca... raz po raz ten sam krótki tekst. I snująca teorie, fantazje, marzenia... Ale pod koniec tych upojnych chwil zapomnienia, kiedy już prawie zaczynało mi się wydawać, że jestem zwyczajną miłą dziewczyną z sąsiedztwa, prawda uderzała we mnie w samym środku ciemnej nocy, która już od dawna jako tako zastępuje moje serce.
Ten świat jest za dobry dla ciebie, Sarah.
A ten bezczelnie dobry chłopak pozwala sobie pamiętać o tobie...
TONY: W innym świecie, pewnie miałbym odwagę napisać do ciebie wcześniej
— Nie ma mowy! Nie wierzę, że się odezwał. To na pewno on? Ten SpongeBob? — pisnęła Heather, napychając buzię skittlesami z mojej paczki.
— Na sto procent.
— O co chodzi z tym innym światem?
— Taki... wewnętrzny sygnał?
CZYTASZ
Gdy spotkamy się o świcie
Teen FictionSarah i Luc to uciekanie starą dwupasmówką przed zachodem słońca i łapanie pierwszych promyków poranka z powgniatanego dachu jeepa. Wszyscy znają ich z nocnych wypraw po wzgórzach Kalifornii, miłości do skittlesów, grania na telefonie do bladego świ...