₁₅ | i to życie było piękne |

75 7 2
                                    

Data publikacji: 10.03.2023

   Co dziesięć kroków obciągałam w dół unoszące się nieznośnie krawędzie dopasowanej kiecki. Jeszcze w domu, kiedy Luc wyciągnął mi ją przed nos, westchnęłam gorzko, odrzucając głowę do tyłu.

— Nie żartuj. Wiesz, kiedy ostatni raz ją miałam na sobie? — zapytałam z bólem.

— Kiedy zamiast kelnerować na bankiecie u Jeffersonów, poszliśmy na koncert Twenty One Pilots — zaśmiał się, rzucając mi białą mini w czarną kratę. — Wyglądałaś w niej zajebiście, kiedy z moich pleców łapałaś koszulki ze sceny.

— Boże... Nadal gdzieś je mam. Która to była klasa? Pierwsza?

— Druga. To miało być twoje pierwsze i ostatnie starcie z pracą kelnerki.

— Ironia losu — prychnęłam, wypełniając jaskółkę kreski na powiece.

   Wtedy nie tylko sukienka wydawała się jakaś luźniejsza.

— Ale ja zdecydowanie lepiej zapamiętałem twoje krocze, ocierające mi się o kark. — Słysząc to, wciągnęłam głośno powietrze i z szyderczym uśmiechem rzuciłam się na chłopaka z ostrym jak brzytwa eyelinerem.

— To był szczyt bezczelności, Porter!

— Nie karaj mnie tym narzędziem śmierci! Już będę grzeczny, obiecuję! — piszczał ze strachu, odpychając moje ramiona na długość swoich rąk, tak że nijak nie mogłam go dosięgnąć. W końcu, uczepiając się ostatniego pomysłu, na jaki wpadłam, by tylko utrzeć mu nosa, rzuciłam pisakiem, niczym lotką. Zapiszczałam zwycięsko, składając się na łóżku ze śmiechu, przez wielką, czarną kropę na czole przyjaciela.

— Cóż, to było bardzo dojrzałe — prychnął, próbując wytrzeć plamę wierzchem dłoni. — Jak zmyć to dziadostwo?! — spanikował, gdy swoimi niezdarnymi ruchami jedynie pogorszył sytuację. W odbiciu lustra widziałam, jak jego oczy powiększają się ze strachu. — Nie chcę być kolorowanką!

   Wzięłam z toaletki wacik i płyn micelarny. Gdy zmywałam swoje dzieło z czoła chłopaka, on przyglądał się uważnie moim policzkom, powoli rozluźniającym radosne napięcie i oczom, z każdą sekundą, coraz bardziej pogrążającym się w mroku.

   Te chwile zabawy są fantastyczne, to fakt. Ale do czasu, aż uświadomię sobie, dlaczego każdy uśmiech tak cholernie boli...

— Dobra, spadaj na łóżko, muszę dokończyć...

   Z powrotem zabrałam się za makijaż, jednak tym razem szło mi co najmniej fatalnie. Przez myśli, krążące wokół roześmianej dziewczyny o długich, rudych włosach, dłonie mi drżały, a oczy jeszcze bardziej wyczuliły się na dotyk chłodnego eyelinera.

   Widząc moją walkę, Luc w końcu złapał mnie za rękę i obrócił na krześle w swoją stronę.

— Dasz sobie radę?

— Na tamten koncert też robiłem ci makijaż i nie widziałem, żeby Tyler był specjalnie niezadowolony. — sarknął, delikatnie muskając chłodnymi palcami moją rozgrzaną od nadmiaru emocji twarz.

   Blado się uśmiechając, przewróciłam oczami i pozwoliłam mu dokończyć dzieła, powracając myślami do jednego z najpiękniejszych dni mojego życia.

— Mówiłam ci, że przytyłam od tamtego czasu — jęknęłam, drepcząc chodnikiem w czarnych botkach.

— Sarah. Przecież ty masz talię osy.

— Chyba trzmiela.

— A powiedzieć ci coś, co zabrzmi zajebiście psychologicznie?

— No dawaj, zaskocz mnie.

Gdy spotkamy się o świcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz