Rozdział 1

1K 78 0
                                    

W pośpiechu pognałam na przystanek widząc, że już ostatnie osoby wchodza do autobusu, świetnie prawie wykrakałam. Jestem na dobrej drodze do mania 100% frekfencji w szkole. Powinnam zostać komikiem z własnymi żartami podsumówujacymi sarkazmy. Skasowałam więc mój bilet miesięczny, który zakupiłam jakiś tydzień przed. Przynajmniej na to udało mi się nie spóźnić. Byłam jedna z ostatnich osób wsiadajacych, po mnie stało jeszcze kilka osób. Przynajmniej niejedyna spóźnialska. Szukajac miejsca natrafiłam na ostatnie wolne, szybkim ruchem poszłam w jego kierunku i usiadłam, nie pytajac o zgode pasażera obok. Wyciagnęłam z mojej torebki słuchawki i telefon. Właczyłam pierwsza lepsza piosenkę z mojej playlisty. Wypadło na "See You Again - Wiz Khalifa ft. Charlie Puth". To chyba jako jedyna piosenka w ostatnim czasie, która przypadła mi najbardziej do gustu.
Spojrzałam na zegarek i odliczałam minuty dojazdu do szkoły. Spojrzałam w moje lewo dyskretnie, aby pasażer nie zauważył, że spogladam i próbowałam rozpoznać z kim siedzę. Szybko zerknęłam, bo widziałam, że chłopak koło mnie odwraca głowę w moim kierunku i sama się odwróciłam. Widziałam tylko ciemne gęste włosy. Chłopak był chyba w moim wieku lub w podobie. Nie potrafiłam określić, nie patrzac na niego. Nagle autokar z wielką brutalnością zahamował a ja uderzyłam głową z wielką siłą w przednie siedzenie. Ból głowy był zaciekły. 

- O boże! Nic ci nie jest? Wszystko w porządku? - Zapytał chłopak siedziący obok mnie.

- Nie, nic. - Odparłam z wielką wściekłością, nie mogłam powstrzymać złość na kierowcę. Myślałam, że zaraz wybuchnę i zacznę drzeć się na niego bez końca.

- Na pewno? Po... 

-Powiedziałam, że nic mi nie jest. - Powiedziałam a raczej krzyknęłam to w dość wrogi sposób. Oczywiście nic do niego nie miałam, nawet go nie znam, ale pod wpływem emocji nie wiem co mnie napadło. Chciałam jak najszybciej wysiąść z tego cholernego autokaru i przy okazji wydłubać kierowcy oczy.

Gdy drzwi się otworzyły jako pierwsza wysiadłam z autokaru, aby nikogo nie pozabijać. Przyspieszyłam tępa kiedy zobaczyłam Caroline i Matthew otwierających wejściowe drzwi. Weszli przez nie, poszłam ich krokami. Szukałam ich wzrokiem, ale ani śladu, szybcy są. Poszłam, więc w stronę planu, wydobyć informację o mojej pierwszej lekcji. Skręciłam i od razu ujrzałam Matta obok mojego celu.

- Panie Bomer, niedługo zaczynają się lekcje, ma pan na celu stać tu przez cały dzień? - Powiedziałam, udając naszą starą panią od niemieckiego. Chłopak od razu się odwrócił, zanim się zorientowałam, biegł w moim kierunku z gigantycznym uśmiechem. Zaczęłam więc też biec. Szybko znaleźliśmy się w przyjacielskim uścisku.

- Ana, wyładniałaś, wyglądasz świetnie, nawet bym powiedział "wow". - Mówił to z uśmiechem nadal przytulony do mnie.

- Tak tęskniłam za Tobą idioto. Ty też wyglądasz nieziemsko. - Przyznałam. Usłyszałam głośny pisk i odgłosy biegu co mogło oznaczać tylko jedno. Odwróciliśmy oboje głowy w stronę dobiegającego, znanego nam głosu.

- Caroline! - Krzyknęłam a dziewczyna przytuliła nam się jeszcze bardziej. Wyglądała pięknie, tak samo, ale naprawdę była piękna. Brakowało mi tych idiotów.

- Ana, nie zostawiaj mnie więcej na wakację z tym oto aka 'chodź poderwijmy dla mnie jakiegoś chłopaka do współżycia, albo odgryzę ci lewego sutka'. - Wszyscy wybuchneliśmy gromkim śmiechem. Matt oczywiście uszczypnął Carl za to co powiedziała, udając obrażonego.

Zaczeliśmy rozmawiać, nie tak jak wcześniej. Rozmawialiśmy teraz o wiele więcej, nie było sekundy, w której mogłaby wystąpić niezręczna cisza, czy choćby w ogóle cisza. Cieszyłam się z tego powodu. Plotkowaliśmy o nowych uczniach,  rozmawialiśmy jak spędziliśmy wakację.

- Ana, dlaczego masz prawie zaschniętą krew nad łukiem brwiowym? Biłaś się? - Spytała Carl z oczami pełnymi troski.

- Kierowca autokaru najwyraźniej nie umie panować nad emocjami. - Odrzekłam.

- Znam to uczucie. Też tak miałam w zeszłym roku. Czy ten facet nie powinien chodzić na terapię czy choćby brać tabletki na uspokojenie? 

Poszliśmy wszyscy kawałek dalej w stronę planu, aby dowiedzieć się co ma teraz Carl. Matthew już sprawdził gdzie ja i on mamy lekcję, być razem z Mattew w klasie to będzie coś . Zapewne wiedział, że się spóźnię. Pierwsza lekcja zaczęła się od tego, że pan Jackson przedstawił się i napisał swoje nazwisko na tablicy, aby uniknąć jakich kolwiek pomyłek dotyczących jak się nazywa od strony nowych uczniów. Myślałam, że będzie mniej nowych uczniów w naszej klasie. A jednak. Cała lekcja przeminęła dość spokojnie. Choć czułam na sobie nieustanne, nieznane mi spojrzenie. Cały dzień w szkole przeminął spokojnie, ale i nie spokojnie. Nasze wygłupy w trójce nie były spokojnie i nie były normalne jak na nastolatków w naszym wieku. Po powrocie do domu, przywitał mnie zapach smażonego kurczaka. I to jest zaleta, mój tata po śmierci mamy nauczył gotować. Muszę przyznać, że śniadania nigdy od tamtej pory nie były złe. Wręcz przeciwnie. Zjedliśmy też razem kolację. Tutaj też nie mogłam narzekać.

- Mogłabyś zaraz wyjść z Susi na dwór? Ja zaraz wychodzę i nie mam czasu! - Krzyczał z dołu, wystarczająco, abym usłyszała. Mój pokój znajdował się na górze praktycznie naprzeciw schodów. 

- Jasne tylko się przebiorę! - Odkrzyknęłam i zaczęłam się przebierać. 

Założyłam obrożę i smycz Susi i wyszłam. Było dość ciepło jak na wrzesień, gdzie zapowiadali zupełnie odwrotną pogodę. Tuż obok domu miałam park, w którym przebywałam z Susi, aby się wypróżniła, nie raz chciałam posiedzieć tam sama. Było ciemno, lampy przynajmniej działały, abym nie czuła się tak bardzo przestraszona. Puściłam Susi, aby mogła załatwić swoje potrzeby i żeby się trochę pomęczyła, polatała. Pobiegła w prost tam gdzie akurat brakowało światła lamp. Usiadłam więc na ławcę, czekałam aż przyjdzie. Minęło dobre 10 minut a jej nie było. Ruszyłam zobaczyć gdzie ona się podziewała. Postanowiłam użyć latarki z telefonu w tych strasznych ciemnościach. Widziałam jakieś zwierzę w krzakach, myśląc, że to ona podeszłam. Byłam zaledwie cztery metry od roślin, kiedy usłyszałam za mną tuż szczekanie mojego psa. Drapała mnie w nogi zaciekle. Była strasznie przestraszona. Cofnęłam się kiedy zorientowałam się, że to coś w krzakach to nie moja suczka. Zauważyłam jedynie, że to coś ma sierść. Cofałam się powoli kiedy z nienacka to zwierzę wyprostowało się.  Czułam intenstywny zapach cudzej krwi. Postanowiłam uciekać stamtąd jak najdalej. Biegłam szybciej niż zwykle z Susi na rękach. Wow, treningi i zawody się przydały. Nie odwróciłam się do tyłu, ale słyszałam dźwięk zdyszniętego zwierzęcia, chyba wilka. Moja suczka szczekała i próbowała się wydostać z mojego uścisku i dorwać się do czegoś za nami. Wybiegłam z parku, przebiegłam przez ulicę, otworzyłam bramkę do domu i stałam tam. Mój wzrok wlepiony był w miejsce z którego wybiegłam. Coś się tam ruszało. Nie chciałam ryzykować, więc w pośpiechu potruchtałam po schodach i weszłam do domu. Nie wiem co to było, wolałabym nawet nie wiedzieć. Wiem jedno: muszę się od tego czegoś trzymać z daleka.

Oko LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz