Obwiesiłam jedną, a potem drugą nogę za róg łóżka. Przetarłam zmrużone oczy i spojrzałam na Susi, która smacznie spała na swoim pudrowo-niebieskim łożysku. Dawno z nią nie wychodziłam, przez ostatnie wydarzenia moje obowiązki spadły na tatę. Mam nadzieję, że nie ma mi tego za złe, choć nawet nie wie co się dzieje w moim życiu. Postaram się ten bajzel ogarnąć.
Wstałam, lekko i spokojnie zaczęłam iść do drzwi, które były otwarte. Zapewne Susi je otworzyła, gdy wchodziła. Szłam dosyć szerokim korytarzem, aż dotarłam do schodów, po których zeszłam. W trakcie czułam zapach herbaty o smaku mango. Weszłam do kuchni i zobaczyłam wychodzącego tatę ze stertą kanapek na talerzu w jednej ręce a na drugim dwa kubki z herbatą. Powędrowałam za nim. Odstawił talerze na stolik przed kanapą, na której usiadł a ja za nim. Nie wystraszył się mnie, zapewne słyszał jak schodziłam.
- Kiedy będzie moja kolej na zrobienie pysznego śniadania mojemu najukochańszemu ojcowi? - powiedziałam biorąc jedną z kanapek.
- To ja tu jestem mistrzem kuchni. - prychnął i chwytając kubek z herbatą, wziął łyka z małym siorbnięciem.
- A ja jestem mistrzynią kuchni. - powiedziałam na co parsknął. - Poza tym, przydałaby się tam od czasu do czasu żeńska ręka.
- Do czasu.
Siedzieliśmy, oglądaliśmy i w międzyczasie gadaliśmy o pierdołach. Leciał jakiś serial, który wciągnął mnie niesamowicie. Nie mogłam wzroku oderwać od telewizora. Usłyszeliśmy głośny dźwięk dzwonka. Tata od razu wstał, zapewniając mnie, że otworzy.
- Ana, masz gościa! - krzyknął przy zamykaniu drzwi, po czym ruszył do mnie. Przy framudze stanął Tobin, a za nim mój tata, który powiedział, że zostawi nas samych i wyszedł. Panowała chwila ciszy, po czym postanowiłam się odezwać pierwsza. On również sobie to postanowił i wpadliśmy sobie w słowa.
- Ty pierwsza. - powiedział i poprawił skórzaną kurtkę. Patrzyłam jak to robi zainteresowaniem, zapomniałam w ogóle o rozmowie naszej.
- Co tu robisz? - poprawiłam się i wyprostowałam się na kanapie.
- Chciałem sprawdzić czy Joe dotrzymał obietnicy i nic ci nie zrobił. - klepnęłam miejsce obok mnie, po czym na nim usiadł.
- A skąd wiesz gdzie mieszkam? - zrobiło mi się jednocześnie głupio i miło, że się martwił, więc zadawałam kolejne pytanie. Chyba, że nie martwił o mnie tylko czy nikt nie będzie mieć problemów z policją. - Śledziłeś mnie?
- Skąd. Nie jestem jakimś starym oblechem, który łazi za dziewczynami a potem masturbuje się przed ich zdjęciami. - zaśmialiśmy się głośno, po czym poprawił się na kanapie.
- To ty to powiedziałeś.
- Wziąłem informację ze szkolnego komputera. - spojrzałam na niego zdziwiona. Dużo osób strzeże komputerów w szkole, więc byłyby małe szanse, aby ktokolwiek mógł z uczniów się włamać. - Jednak szkoła się do czegoś przydaje.
Rozmawialiśmy ze sobą potem dobre 15 minut, aż postanowiłam się jeszcze trochę ogarnąć. Wstałam i poszłam do swojego pokoju, a Tobin postanowił zaczekać. Przebrałam się w koszulę, bokserkę, czarne rurki i jakieś krótkie trampki. Nie było za gorąco, czy za ciepło, ale też nie było zimno. Włosy rozczesałam i grzebieniem zgrabnie poprawiłam przedziałek, idący od czubka głowy po prostej linii do góry czoła. Gumkę do włosów schowałam w jednej z kieszeni. Machnęłam się mymi perfumami trzy głębokie razy i poszłam umyć zęby. Makijaż zrobiłam lekki, który pasował mi bardziej niż jakikolwiek wyrazisty, czy ostry. Poprawiłam się jeszcze przed lustrem i zeszłam do chłopaka.
- No, pasuje ci. - zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół, na co ze speszonym wzrokiem potargałam włosy.
- Nie miałam co na siebie włożyć. - powiedziałam, biorąc torebkę Tobin wyprzedził mnie i otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się i wyszłam, a on za mną. Zrobił to samo z bramką. Przeszliśmy kilka kroków, aby zobaczyć wielkiego, srebrnego Turana. Chwycił za klamkę drzwi ze strony pasażera, otwierając ją. Weszłam w pośpiechu, zażenowaniu i zdziwieniu. Zamknął za mnie drzwi, a ja zaczęłam myśleć. Jak to się stało, że niecałe trzy dni temu byliśmy całkowitymi wrogami, a dziś jedziemy razem do szkoły. Zapewne wyglądaliśmy zapewne jak para, gdy wychodziliśmy, ale zupełnie inna jest rzeczywistość. Ani ja, ani on nie chcielibyśmy ze sobą być. Nie pasowaliśmy w ogóle do siebie. Nie znam go, ale przypuszczam, bo nawet nie wyglądamy, jakbyśmy byli w swoim typie. Samochód zwolnił, po chwili się zatrzymując, a ja dopiero się zorientowałam, że jesteśmy przed budynkiem szkolnym. Wszyscy byli tam. Wcześniej uczniowie tej szkoły siedzieli praktycznie w budynku, więc moje zdziwienie było wielkie. Złe było to, że jakby nas zobaczyli razem, rozniosłaby się plota, że jesteśmy razem lub Bóg wie co. A najgorsze było to, że zauważyłam Matta i Carl, którzy z resztą uczniów patrzyli się akurat na ten samochód, w te przyciemniane szyby. Może tego nie widzieli, ale miałam wielkiego buraka na twarzy. Nie, Tobin to widział. Uśmiechał się. Wyszedł z samochodu, okrążając samochód, a ja tylko zauważyłam zdziwienie i zdenerwowanie na twarzy przyjaciół. Otworzył drzwi, patrząc się na mnie.
- Nie bój się, to twoi przyjaciele. Nic ci przecież nie zrobią. - pomijając wykonanie starego zboczeńca w jakim wypowiedział te słowa, wyszłam. Ich twarze były wtedy zdenerwowane i zdziwione, a teraz? Mogłam zacząć się modlić o jak najmniej okrutniejszą karę śmierci. Zaczęłam przechodzić przez ulicę wgapiona w przyjaciół. Tobin złapał mój nadgarstek, ciągnąc do tyłu. Ochronił mnie przed jadącym samochodem, który po sekundzie zaczął trąbić. Trzymał mnie w objęciach, był widocznie zadowolony, choć uśmiech na jego twarzy nie widniał. Poczułam się dziwnie i chciałam go puścić, ale on mnie trzymał. Jakbym miała wpaść pod ten samochód. Odwróciłam lekko wzrok na biegnącą Carlę w naszą stronę. Wzięła mnie w objęcia, głaskając moje włosy.
- Dzięki ci Bogu. A ty... - skierowała się do Tobina.
- On nic mi nie zrobił. I nie, nie będzie się trzymał z daleka. - wyprzedziłam ją.
- Ana, on mógł ci zrobić krzywdę, nie pamiętasz? - podbiegł za nią Matt, również mnie tuląc swoimi wielkimi barami.
- Ale nie zrobił. Ciesz się, że teraz z tobą rozmawiam, bo gdyby nie on, jeszcze w tym tygodniu wybierałabyś suknię na mój pogrzeb. - zaczęła całować mnie po całej twarzy. Po chwili dzwonek zabrzęczał, więc się zebraliśmy.
Szliśmy korytarzem już bez Carl, która poszła na lekcję wychowania fizycznego.
- A ty Tobin nie na lekcję? - zapytał Matthew.
- Idę z wami.
- Przecież nie chodzisz z nami do klasy.
- Przepisałem się. Nienawidzę Biologii. - zdziwiłam się. Rozumiem, że się może martwi, ale nie musiał się przepisywać. Będąc w klasie nikt się nie zdziwił, że Tobin przyszedł. Jakby już wszyscy wiedzieli. Tobin i Matt usiedli trzy ławki za mną, a ja usiadłam z Margaret. Dobra i poukładana dziewczyna, z którą się kolegowałam. Nie znałam jej bardzo, ale to mi wystarczało. Minęło jakieś 5 minut lekcji, a ja już umierałam z nudów. Nauczyciel również. Zachichotałam z Margaret na widok nauczyciela, który chyba spał. Wszyscy usłyszeli głośne pukanie okna z tyłu klasy. Większość się odwróciła, a reszta tylko zerkała przez ramię. Odwróciłam się patrząc na puste miejsce Tobina, a potem na zdziwionego jak ja, Matta. Gdzie on do cholery poszedł?_________
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za strasznie spóźniony rozdział. Nie jest to również jakiś najcudowniejszy rozdział z tego względu, że ten bajzel był tak duży, że nie byłam wstanie racjonalnie myśleć. Wytłumaczyłam to już w wcześniejszym ogłoszeniu. Zaraz wakacje, u niektórych już dzisiaj koniec roku szkolnego, więc mam nadzieję, że będę mieć więcej czasu na pisanie i rozdziały będą częściej. W wakacje wyjeżdżam, ale nie na całe dwa miesiące, więc się nie bójcie. Mam nadzieję, że wszystko wróci do kupy. Do następnego! :)
CZYTASZ
Oko Lasu
WerewolfAnastasia jest nastoletnią dziewczyną z jednym rodzicem, jej matka zginęła w katastrofie lotniczej 4 lata temu. Wspierają ją w trudnych chwilach najlepsi przyjaciele - Caroline i Matthew. Ana zamieszkuję aktualnie na przedmieściach Nowego York'u. O...