Rozdział 4

716 69 0
                                    

Byłam w kompletnym szoku. Nie mogłam racjonalnie myśleć, musiałam zacząć szukać jak najlepszego prawnika w razie jakiejś napaści czy prześladowania.

Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni, odblokowałam ekran i palcami szybko ciągnęłam listę kontaktów w szybkim wybieraniu. Tata. Teraz tylko on może mnie zabrać do domu. Nie miałam ochoty mieć odcisków przez tego gnojka, więc postanowiłam zadzwonić do taty.

- Halo? Co jest córciu? - odebrał już po pierwszym sygnale, typowe jak dla mojego ojca.

- Tato mógłbyś po mnie przyjechać? Zostałam na dodatkowych zajęciach i autobus mi odjechał. Nie mam siły wrócić do domu na piechotę. - Skłamałam, wiem, ale nie chciałam robić mu problemów. Od razu zgłosiłby tego chłopaka na policję.

- Jasne, tylko powiedz mi gdzie jesteś zaraz przyjadę. - Cholera, sama nie wiem gdzie byłam. Chciałam wrócić do domu, zgubiłam się.

- Hmm, wiesz co? Rodzice Carl mogą mnie odwieźć. Przepraszam za tą głupią prośbę, poradzę sobie. Na razie.

- Na pewno?

- Na pewno, tato. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Byłam kompletnie w dupie. Nie chciałam pokazywać mu, że jestem nieodpowiedzialną dziewuchą, która nawet nie umie wrócić sama do domu.

Po krótkim przemyśleniu, w którym kierunku powinnam iść, postanowiłam wrócić koło budynku szkolnego. Szłam dość krótko, ale wzięło mnie ostre pragnienie wody i głód. Przypomniało mi się, że mam sandwicha, którego miałam zamiar zjeść na lanchu i wodę niegazowaną, której też nie miałam okazji spożyć. Kiedy byłam blisko szkoły, usiadłam na ławce kilkanaście metrów od budynku, wypakowałam jedzenie i picie i zaczęłam konsumować. Mogę powiedzieć, że już po jednej kanapce byłam najedzona. Odkręciłam zakrętkę od butelki z zimną wodą. To dość dziwne, bo jest bardzo ciepło i nie wydaję mi się, aby woda powinna być zimna a ciepła. Wzięłam jeden łyk, nadal spożywając napój, poczułam chłodną rękę na moim ramieniu. Odwracając wzrok, ostrożnie zakręciłam butelkę. Była to dziewczyna. Trochę wyższa ode mnie blondynka z czerwonymi końcówkami włosów. Była ubrana idealnie jak na taką pogodę. Luźna biała koszulka na ramiączka z jakimiś napisami na środku materiału. Krótkie spodenki, ale nie na tyle krótkie, aby było jej widać większość niż powinno. Białe, krótkie trampki. Miała związane w wysoki kucyk włosy. Wyglądała ślicznie. Dziwne było to jak się jej przyglądałam od góry do dołu. Blondynka również szybko zmierzyła mnie wzrokiem, zapewne w rewanżu.

- Cześć, mam problem. Jestem tu nowa i nie mogę się odnaleźć. Czy mogłabyś mi pokazać kilka miejsc, abym sobie trochę poradziła na początek? - Usiadła obok mnie. Pachniało od niej vanillią, uwielbiam ten zapach. Wahałam się nad oprowadzeniem jej, ponieważ jej w ogóle nie znam, ale wyglądała na przyjazną i porządną dziewczynę. Dziwne było to, że ona też nie znając mnie zapytała o takie coś. Z być może własnej głupoty zgodziłam się.

- Nie musisz dzisiaj tego robić, jeżeli nie masz ochoty albo jesteś zajęta. - Wtopiłam się w jej wzrok zbitego psiaka.

- Właściwie to chyba mam czas, tylko będzie mały problem. - sprostowałam. - Nie będę miała jak wrócić. - dziwnie było mi to mówić. Przecież mogłam jej powiedzieć, że kiedy indziej, potem zadzwoniłabym do taty, aby jednak po mnie przyjechał i następnym razem, gdy nauczyłabym się drogi do domu.

- Autobus? Skąd ja to znam.. Wiesz, chyba ci pomogę. Będę mogła ci się odpłacić za oprowadzenie i zmarnowany dla mnie czas. - mrugnęła i wystawiła rękę w moją stronę jako znak przywitania. - Jestem Missy, tak ogółem. - Uścisnęłam jej dłoń co odwzajemniła. Uśmiech na jej twarzy stał się tak wyraźny, że mógłby być aż straszny, ale nie był.

- Anastasia, miło mi cię poznać. Więc idziemy czy wolisz posiedzieć? Dość nawet wygodna ta ławka. - śmiechy dobiegły z obu naszych stron.

- Jasne, chodźmy. Tylko wyślę sms-y moim przyjaciołom, aby się nie martwili.

Więc ruszyłyśmy. To niewiarygodne, że znam cudowne i najróżniejsze miejsca a nawet nie znam drogi do własnego domu. To jest aż żałosne i lepiej nikomu się tym nie chwalić. Po przechodzeniu wszystkich okolic i pooglądaniu zabytków, Mis zaproponowała, abyśmy poszły do jej domu, który był dość niedaleko.

Szybko dotarłyśmy do dzielnicy, w której ona pomieszkuje. Całą drogę przegadałyśmy i sporo się o sobie dowiedziałyśmy. Wiem, że ma starszego, przyrodniego brata i młodszą siostrę. Wcześniej mieszkała w Chicago. Przeprowadziła się tu jakoś tydzień temu. Podobno widziała mnie dzisiaj gdzieś w okolicach hali sportowej. W starym mieście mieszkali z nią razem dziadkowie, ale 2 miesiące przed przeprowadzką zginęli, nie znam przyczyny Mis nie chciała o tym długo rozmawiać. Jest w moim wieku, ma bardzo podobne zainteresowania do moich. Dobrze mi się z nią rozmawiało.

Stanęłyśmy przed ogrodzeniem, kiedy nagle dostałam wiadomość:

"Przepraszam, że nie odebrałam, gdzie jesteś? Nic ci nie jest?? Wszystko okay? Szukałam cię, kiedy znajdę tego gnoja nie podaruję mu!"

- Komu? Coś się stało? - Zwróciłam wzrok na nią. Wyraz jej twarzy był obojętny, ale i zmartwiony. Ona nawet nie patrzyła na wiadomość, którą dostałam. Nie zorientowałam się, że mówiłam szeptem.

- To nic ważnego, kolega się zdenerwował, pokłóciliśmy się i tyle. - uśmiechnęłam się próbując ją uspokoić.

- Mhm, udajmy, że ci wierzę. - zaśmiała się. Otworzyła kluczykiem bramkę, puściła mnie pierwszą i zamknęła bramkę. Zrobiła to samo z drzwiami do domu.

- Poczekaj tutaj, zapytam brata czy może cię odwieźć do domu. - powiedziała szybko i małymi, szybkimi kroczkami ruszyła po drewnianych schodach. Porozglądałam się trochę, miała przytulne i ładne mieszkanie. Od razu naprzeciwko drzwi można było wejść do salonu. Stała tam kanapa, dwa fotele dopasowane do niej i szklany stolik do kawy. Wprost od kanapy widniała wielka plazma, a pod nią komoda. Na komodzie stały kwiaty, małe kaktusy i zdjęcia. Podeszłam bliżej, chwyciłam jedno ze zdjęć, to było zdjęcie rodzinne. Wiem, że to niegrzeczne chodzić po czyimś mieszkaniu i dotykać kompletnie cudzych rzeczy. Na fotografii byli wszyscy członkowie rodziny. Widać było na zdjęciu jak młodsza siostra Mis trzymała psa, wydaję mi się, że to ich, bo inaczej co robiłby z nimi na jednym zdjęciu? Zadziwiło mi jedno, konkretnie to, że twarz jej brata była kompletnie zamazana. Widziałam tylko białą koszulkę i kurtkę dobrze mi znaną. Chyba Matthew ma taką kurtkę. Tylko dlaczego jego twarz jest zamazana? Może wstydzi się swojej rodziny. Z zamyśleń oderwał mnie dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. To była jej mama. Zawiesiła marynarkę na wieszaku i zauważyła mnie.

- Um, dzień dobry. - powiedziałam strasznie nieśmiało. Moje poliki zrobiły się momentalnie w kolor buraka.

- Dzień dobry, przyszłaś do Missy Pisi? - Powiedziała pieszczotliwie uśmiechając się od ucha do ucha. Była radosną kobietą, widać to było od kiedy weszła do mieszkania.

- Mamo! Proszę cię, nie mów tak. - powiedziała zirytowana i zażenowana Mis do strony rodzicielki. To było typowe ale takie urocze. Zazwyczaj takie sytuacji udaje mi się obejrzeć w telewizji czy przeczytać o takich w książkach. - To Anastasia, pokazała mi parę miejsc. Gdzie jest ten idiota? Nie mogę go znaleźć.

- Córeczko, język. Wyszedł z chłopakami. Coś się stało? - zapytała kobieta idąc do kuchni.

- Mogłabyś odwieźć Ane do domu? Jej tata jest w pracy a autobus jej uciekł. - puściła mi oczko tak, abym tylko ja zauważyła. Przyznałam się jej jednak, że nie miałam pojęcia, w którą stronę iść. Uznała to za normalne, mówiła, że też ją to kiedyś spotkało. Czy ona nie jest moim klonem?

- Jasne, kochanie. Może zjesz z nami obiad? Jesteś głodna? Nie pozwolę ci opuścić tego domu na głodniaka! - krzyknęła z pomieszczenia obok, żebym dobrze usłyszała. Była bardzo kochana.

- Nie, dziękuję pani bardzo, nie jestem głodna. Wręcz najedzona.

- Skoro tak, Missy przynieś moje kluczyki i zaraz ruszamy. - wyszła a dziewczyna pobiegła po kluczyki. Podała jej rodzicielce i została w domu.

Weszłyśmy na przednie miejsca, podałam kobiecie adres i wyjechałyśmy. Przez całą drogę nasza rozmowa szła płynnie i bez ani chwili ciszy. Czułam się jakbym rozmawiała z Carl lub moją mamą.

Oko LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz