Będąc na jednej z lekcji historii, myślałam raz nad pocałunkiem z Tobinem oraz nad snem z nim, który miałam jeszcze przed przekonaniem się do niego. Udawałam, że słucham nauczyciela i piszę notatkę.
- Hej, Ana. Ziemia do Any. - oderwał mnie w końcu głos przyjaciółki i jej szturchanie. Spojrzałam na nią z wzrokiem zabójcy i niewinnego psiaka w jednym. To chyba wystarczało, aby dała mi spokój na tej lekcji. - Powiesz mi co się dzieje? - jednak nie.
- A co ma się dziać? Wszystko jest w porządku.
- Ta, lepiej przyjrzyj się swojemu zeszytowi.
Spojrzałam na swoją notatkę i wtedy mogłam zauważyć, że to nie notatka. Narysowałam wielką czarną chmurę, a wokół niej litery T na jednej stronie. Przewróciła stronę do tyłu ukazując mi identycznie pomalowane jak poprzednio strony. Przewracała identyczne strony coraz szybciej i szybciej. Nagle oderwała rękę, ale strony same się poruszały z ogromną szybkością. Spojrzałam na przyjaciółkę ze strachem w oczach i uwierzyć nie mogłam. Miała twarz z horroru, czułam, że łzy same lecą mi po policzkach. Zamknęłam oczy, myśląc, że ten koszmar zaraz się skończy. Po chwili wszystko wokół mnie i krzesła, na którym siedziałam, zaczynało spadać. Wszystko wokół zaczęło wirować niczym tornado. Trzymałam się mocno, by nie spaść. Zaczęłam się gryźć w język, aby się obudzić, ale nic to nie dało. Po chwili przed mymi oczami stanął Tobin z wyciągniętą do mnie ręką, który po sekundzie zniknął, a ukazał się ciemny wilk, który biegł do mnie z otwartą paszczą i pianą. Jego zęby zaczęły krwawić tak samo jak jego oczy. Zaczęłam krzyczeć najgłośniej jak potrafię. Po momencie poczułam szarpanie, zamknęłam oczy, które po chwili otworzyłam nadal krzycząc. Ukazali mi się wszyscy z klasy, wraz z nauczycielem, którzy stali przede mną wpatrzeni ze strachem i troską. Za jedną rękę trzymał mnie Tobin, a z drugiej Caroline. Ucichłam słysząc głos Tobina, który mnie uspokajał.
- Leć po chusteczki! - zwrócił się nauczyciel do jednego z stojących obok uczniów. Spojrzałam na Carl, która ściskała najmocniej mą dłoń. Poleciała jej jedna łez z oka, którą wytarłam kciukiem. Po chwili dostałam chusteczki do ręki, które od razu użyłam do wytarcia mokrego czoła. Spojrzałam na zakrwawioną chusteczkę i wtedy zorientowałam się, że pociłam się krwią.
Ze szkolnej pielęgniarki odebrał mnie ojciec. Zadziwiające, że zabrał mnie ani do szpitala lub psychologa czy chociażby księdza. Wiem, dziwne pomysły, ale, gdy słyszał tylko, że pociłam się krwią to od razu wyszedł z domu pytając o wszystko ze szczegółami.
- Musisz odpocząć. - powiedział wsiadając za kierownice.
- Od czego? Od życia? Proszę cię, tato. - spojrzałam na niego z zażenowaniem zapinając pas.
- Nie wiem, po prostu to niewiarygodne.
- Co takiego? - zdziwiona patrzę na niego a potem na drogę. Widziałam, że mówił to z trudnością, ale nie dawałam za wygraną.
- Posłuchaj, wiem, że przechodzisz okres dojrzewania, też go przechodziłem, ale czuję od pewnego czasu, że się zmieniasz. Oddalamy się od siebie, jesteś bardziej cicha, nieobecna, nie chcę cię po prostu stracić.
- Tak jak mamy?
- Właśnie. - przyznał mi rację po chwili ciszy.
- Tato, mama zginęła w katastrofie, obojgu jest nam ciężko. Popatrz. - spojrzał na mnie między uważaniem na jezdnię. - Jestem tutaj, nic mi nie jest, wszystko jest w porządku. Nigdzie się nie wybieram.
- Po dzisiejszej akcji nie jestem tego pewien. - rzucił zatrzymując samochód. Szybko coś dotarliśmy do domu. Spojrzałam na niego zadziwiona, bo ani drgnął. - Proszę, Ana wejdź do domu. Zaraz przyjdę, muszę tylko coś sprawdzić w samochodzie. - uśmiechnął się ledwo, a ja wyszłam. Wchodząc czułam jego nadopiekuńczy wzrok na mnie, jednak się nie obejrzałam. Pobiegłam do kuchni szybko wstawiając wodę na dwie herbaty i podeszłam do okna, z którego mogłam ujrzeć mojego ojca w samochodzie. Płakał, próbował tego nie robić, ale nadal płakał. Dopiero w tym momencie serce pękło mi na miliony kawałków. Wyszłam i biegiem skierowałam się do samochodu. Otworzyłam drzwi kierowcy i przytuliłam mojego ojca najmocniej jak potrafiłam wylewając z siebie wodospad łez. Odwzajemnił uścisk, w którym byliśmy jeszcze z jakieś dobre pięć minut. Czułam czyjś wzrok na sobie, wiem nawet kogo, ale nie interesowało mnie to w tamtym momencie.Schodząc ze schodów natkęłam się na nasze rodzinne zdjęcie sprzed wypadku, które zaraz odwróciłam tyłem nie chcąc wspominać dawnych lat. Niespodziewanie natknęłam się na tatę, którego minęłam szybkim ruchem.
- Odwracasz się od matki tyłem. - rzekł trochę rozbawiony.
- Odwracam się od wspomnień. - odrzekłam bardziej poważna, odwracając się do niego.
- Czy tęsknisz?
- Jak mogłabym nie tęsknić.
- Więc czemu się odwracasz?
- Próbuję nie tęsknić.
- Nie próbuj. Na zawsze ją zapamiętasz.
- Wiem, próbuję nie tęsknić, to jest o wiele lepsze niż tęsknienie. - obrócił zdjęcie jakie było wcześniej i objął mnie jedną ręką, całując mnie w czubek głowy.
- Każdy człowiek tęskni. Nikt nigdy nie zapomina. Jeżeli nie tęsknisz za osobą to tęsknisz za jej czynami, słowami, gestami. To nie uniknione.
- A ty próbujesz?
- Skądże. - oparł się głową o moją głowę. Kłamca.
*
Słysząc dźwięk przychodzącego SMS, wstałam od laptopa. Wiadomość od Tobina.
"Wyjdź na balkon".
Zakłopotana ubrałam ciepłą bluzę i wyszłam. Wiatr dawał o sobie znać. Spojrzałam na ekran telefonu, sprawdzając czy Tobin nie napisał czegoś jeszcze. Stałam dość długo by poczuć się niekomfortowo i już zrezygnowana robiłam kroki w stronę pokoju. W ostatniej chwili usłyszałam wycie. Mocne wycie, które skojarzyło mi się z Tobinem. Nie ukrywałam uśmiechu, wiedząc, że żyje, choć nie powinnam mieć obaw. SMS
"Tęsknisz? Czekam w miejscu pierwszego, może dość niemiłego, spotkania się."
Nie było ciemno, ale dzień robił się krótszy, więc bez zbędnego ociągania się ruszyłam.
Miejsce spotkania było puste, nie było nikogo kogo, poczekałam jeszcze chwilę i zza pleców usłyszałam głos witający mnie.
- Ile może czekać dziewczyna? - spytałam odwracając się.
- Chyba nie za długo. Już jestem. - Widziałam osobę znaną mi, ale nie mieliśmy miłych spotkań. Joe. Stałam jak słup, gdy w końcu zdołałam wydusić z siebie cokolwiek.
- Idź do diabła.
- Robisz się coraz bardziej denerwująca.
- Czego do kurwy chcesz? Gdzie jest Tobin?
- I głupsza. Twojego chłoptasia dziś nie będzie. Raczej nigdy więcej. Nie wystarczam ci?
- Co z nim zrobiłeś? - próbowałam być odważna i twarda.
- Nie znasz prawy naiwna.
- Jakiej prawdy?
- Twój Tobin. - próbował mnie przedrzeźniać. - Nie jest kimś za kogo go masz. - włożył ręce do kurtki.
- O czym ty bredzisz?
- Powiem ci czym jest naprawdę wasz związek i to całe gówno. Jest kłamstwem od samego początku. - Próbowałam go nie słuchać, nie ufać temu gnojowi. Obróciłam się na pięcie i zaczęłam wracać. Poczułam na swym ramieniu mocny ścisk jego ręki.
- Nie tak szybko, mała. - nie powiem, znów się zdenerwowałam na słowo 'mała', ale próbowałam udawać, że go nie słyszę i wyrwałam ramię z uścisku. - Jeszcze się zobaczymy! - wrzasnął widocznie zdenerwowany.
- Nie wątpie! - usłyszałam donośny głos Tobina za sobą. Będziemy musieli poważnie porozmawiać.
CZYTASZ
Oko Lasu
WerewolfAnastasia jest nastoletnią dziewczyną z jednym rodzicem, jej matka zginęła w katastrofie lotniczej 4 lata temu. Wspierają ją w trudnych chwilach najlepsi przyjaciele - Caroline i Matthew. Ana zamieszkuję aktualnie na przedmieściach Nowego York'u. O...