Rozdział 3

667 66 1
                                    

- Jak dużo widziałaś?! - to był on, chłopak z autobusu. Widziałam wtedy wyraźnie jego oczy i czułam jego zimny, ale pod napięciem, twardy oddech.

- Ale ja nie wiem o co ci chodzi. Puść mnie albo zacznę krzyczeć. - Powiedziałam groźnie. Myślałam, że to wystarczy, żeby mnie puścił i zostawił w spokoju. Nie wiedziałam zupełnie o co mu chodziło. - Powiedziałam puść mnie. - warknęłam na co on nie zareagował milutko. Poczułam jak przyciska mocniej moje ciało do ściany, próbowałam się wydostać wszystkimi moimi kończynami. Kopnęłam go lub próbowałam go kopnąć w miejsce gdzie światło nie dochodzi.

- Udajesz czy naprawdę jesteś tak głupia? - był zdenerwowany i wyraźnie to było widać. Dlaczego akurat kiedy staliśmy tam w morderczej pozycji nikt nie mógł przejść i zauważyć, że jest coś nie tak!? Dlaczego to ja mam zawsze takiego pecha?

- A ty będziesz nadal chamskim gnojem czy powiesz mi łaskawie o co ci do cholery chodzi!? - chcesz grać cwaniaczku? Pograjmy więc.

- Wczoraj, wieczór, park, coś ci to mówi mała? - robił wielkie odstępy między następnymi wyrazami jak stąd do Alp.

Zaczynałam rozumieć o co mu chodzi, chociaż nie. Nadal nie rozumiałam czy miał coś wspólnego z tym zwierzęciem.

- Następnym razem trzymaj swego kundla na smyczy, inaczej będziesz musiał odebrać go od hycla. - stał jak słup, nic nie powiedział, nawet nie drgnął. Patrzył tylko w moje oczy. Postanowiłam wykorzystać jego zamyślenie i odepchnęłam go cała moja siła. Udało się. Szybkim krokiem ruszyłam przez korytarz. Odwróciłam się a go nie było. Pewnie się przestraszył, że będzie mieć problemy z dyrkiem. Nie jestem kablem, nic mu nie wygadam jak nie zapyta.

Ostatnia lekcja minęła dość spokojnie, koncentrowałam się tylko i wyłącznie myślami na tym chłopaku i jego nadpobudliwości. Pewnie dlatego była spokojna bo nie zwracałam szczególnej uwagi na idiotów z mej klasy i na nauczyciela, który jest trochę bardziej ześwirowany niż reszta ludzi ze szkoły.

Stałam przed szkołą, trzymałam telefon w obu rękach i wgapiałam się w niego. Nie słyszałam nic oprócz słów w mej głowie. Sama nie rozumiałam dlaczego tak przejmuję się tą sprawą z lunchu. Potrzebowałam się oderwać od tych myśli. Usłyszałam jak drzwi się otwierają, odwróciłam się i zauważyłam Carl i Matta idących w mą stronę. Śmiali się, byli widocznie bardzo czymś rozbawieni.

Po sekundzie poczułam jak wielka dłoń łapie mnie za nadgarstek i ciągnie z szybkością wkurzonego geparda. Myślałam, że to jakiś gwałciciel, morderca czy bóg wie kto. Odwróciłam wzrok z rażącej, zielonej barwy trawy na wzrok oprawcy. Mogłam się spodziewać, że to ten gnojek ze stołówki.

Biegł, trzymał mnie za nadgarstek z taką siłą, że sama zaczęłam biec nie chcąc się wywrócić. Odwróciłam się do tyłu, zobaczyłam jak biegną moi przyjaciele. Carl na przodzie a Matt na tyle. Coraz bardziej się oddalali.

- Wchodź, szybko. - usłyszałam ze strony ciemnowłosego. Zorientowałam się, że jestem przed drabinką prowadzącą na dach szkoły.

- Ani mi się śni, zostaw mnie. - próbowałam wyrwać mój nadgarstek z jego uścisku. Nic z tego. O Jezusie! Dlaczego to musiało spotkać akurat mnie? Zawsze chodziłam do spowiedzi kiedy było trzeba, byłam grzeczna w każdej sytuacji, która wymagała abym taka nie była!

Poczułam jak łapie mnie w pasie, podnosi i sadza u siebie na ramieniu. Chłopie masz niezły chwyt, ale gdy już mnie postawisz będziesz żałował, że w ogóle wyszedłeś z macicy matki swej.

Waliłam rękami w plecy jego, bez skutku. Czując grunt, a raczej płaski, betonowy dach od razu rzuciłam się na chłopaka z wyzwiskami. Nie mogłam się powstrzymać. Przed chwilą modliłam się do Boga a teraz otaczam go najróżniejszymi przekleństwami. Cóż za hipokrytka.

- Czyś ty oszalał idioto?! Spierdalaj lepiej mi z drogi albo nie będzie już tak miło.

- A w ogóle było miło? Zamknij się w końcu kobieto. - Zatkał mi usta swoją dużą dłonią, widziałam jego uśmieszek. O nie, kolego, nie będę się z tobą teraz bawić. Chłopak odchylił się na róg dachu i troszkę cofnął. Podeszłam bliżej, żeby zobaczyć co go tak interesuje. Zobaczyłam idącą, przestraszoną Carl, która krzyczała moje imię szukając jakiejkolwiek odpowiedzi. Chciałam krzyczeć ale nie miałam jak. Postanowiłam usłyszeć co ma mi ten psychol do powiedzenia i wrócić do domu. Po chwili przyjaciółki nie było a po Matthew ani śladu.

- Możesz do jasnej cholery mi nareszcie wytłumaczyć o co ci chodzi?! - krzyknęłam pół tonem jak tylko odkrył me usta.

- Słuchaj, to co wczoraj widziałaś musi pozostać między nami. Nawet najlepiej będzie, gdy o tym zapomnisz. - ściskał mą rękę, wiedząc, że przez to nie będę mieć szansy na ucieczkę.

- Aha, mam nie wygadać tego, że nie umiesz pilnować tego bydła bez żadnej obroży i zabezpieczenia? Szczerze nie interesuje mnie co z nim robisz, jak go uczysz. Ten pies chciał zjeść mnie i moją suczkę!

- Jesteś na serio taka głupia jak ludzie cię opisują. - poczułam ból w nadgarstku i mrowienie. Strasznie drętwiała mi ręka. Próbowałam jak najbardziej wbić moje paznokcie, ale nic z tego dobrego nie wychodziło.

- Em, przepraszam? Słuchasz tego co mówią inni? Nieważne, po prostu mnie puść i następnym razem uważaj na swojego kundla. - szarpnęłam mocniej ręką, na co on rozluźnił uścisk i puścił. Nie miałam pojęcia dlaczego nie uciekłam. Stałam tak z nim patrząc się prosto przed siebie. Byliśmy obydwoje cholernie oburzeni, było to widać po mimice naszych twarzy.

- Jeżeli komukolwiek o tym powiesz, nie będzie już tak miło. - warknął na co przeszedł mnie dreszcz. Spojrzał się na mnie przenikliwie i wrócił wzrokiem do nicości na niebie.

- Jeżeli nikt nie zapyta - nic nie powiem. - rzuciłam odwracając się w jego stronę. Poklepałam go lekko dłonią po klacie i ruszyłam w kierunku drabinki. Postawiłam jedną, a potem drugą nogę na niej, podtrzymując się obydwoma rękami cementu. Spojrzałam w jego stronę, patrzył mi się uważnie. Miał skrzyżowane ręce dotykające klatki piersiowej. Jego wyraz twarzy był nijaki. Zaczęłam schodzić, nadal się na niego patrzyłam. Odwrócił głowę jak i wzrok do przodu patrząc na rażące słońce. Teraz jego mimika twarzy wyglądała jak "maseczka z kwasu siarki jest bardzo kojąca na nerwy". Dlaczego kojąca? Uśmiechał się, wiedział o tym, że widzę jak to robi.

W końcu zeszłam otrzepując buty i torebkę. Wyciągnęłam telefon i z szybkiego wybierania wybrałam Matt'a. Nie odbierał, zresztą jak zwykle. Mówiłam do siebie jak najróżniejsze przekleństwa wracając do domu. Musiałam iść na piechotę, bo ten idiota zażyczył sobie pogawędki na dachu szkolnym.

Oko LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz