Rozdział 2

841 72 0
                                    

Będąc w własnym, bezpiecznym pokoju postanowiłam zadzwonić do Carl, żeby wszystko jej opowiedzieć, co miało miejsce nie mniej niż 10 minut temu. Nadal byłam w kompletnym szoku. Usłyszałam kilka pojedynczych sygnałów, aż włączyłą się poczta głosowa. Zadzwoniłam więc do Matta, ale to samo. W tym momencie nawet nie interesowało mnie gdzie są, co robią, kiedy wrócą, aby z nimi o tym porozmawiać. Chciałam zadzwonić na policję, po hycla, gdziekolwiek. Najgorsze było to, że to coś znajdowało się dość niedaleko mojego domu. Wysłałam do Carl w iMessage, aby skontaktowała się ze mną jak najszybciej by mogła. Włączyłam laptopa, po czym odtworzyłam w serwisie YouTube przypadkową piosenkę. "Kid In Love - Shawn Mendes", dobrze się składa, bo uwielbiam jego utwory, covery i teledyski. Położyłam się na łóżku na bolące plecy, oglądając biały, pusty sufit włączył się przycisk "idiotyczne myślenie Any". Tak nazwał to Matt kiedy byłam w separacji. Nadal nie wiem co to mogło być w krzakach. Jeżeli jeszcze kiedykolwiek napotkam się na to, zadzwonię do kogoś o pomoc lub będę się drzeć na cały Central Park. Chciałam już pójść spać i obudzić się o przyzwoitej godzinie, choć kiedy jest szkoła nie można o takiej wstawać. Lecz najpierw przemyłam się, przebrałam się w piżamę, umyłam zęby. Czułam się jak nowonarodzone dziecko, uwielbiam takie odczucia.

Położyłam się na łóżko, biorąc od razu laptop w moje malutkie rączki. Wow, naprawdę mam małe ręcę. Nigdy nie zwracałam uwagi na to, kiedy ktoś mi to mówił. Ale one to nie jest chyba żadna wada, nie?

Posiedziałam chwilę na ulubionych portalach internetowych i spojrzałam na godzinę. 23:14, zazwyczaj chodziłam o tych porach spać, dzisiaj też postanowiłam tak zrobić. Wyłączyłam laptopa, zgasiłam światło i ułożyłam się na boku najwygodniej jak tylko mogłam. Zamyśliłam się jakimiś głupotami z zewnątrz, aż natrafiłam na coś ciekawego, dość niepokojącego. W drzewie kilka metrów na przeciwko mojego okna widniały para czerwonych oczu, nie wiem jak rozpoznałam, że to oczy, jeżeli w ciemnościach kompletnie nic nie widzę. Z poczucia strachu i walącej adrenaliny w moim sercu niespodziewanie krzyknęłam, wystarczająco, aby obudzić mego tatę. Usiadłam z nogami na krzyż, a po chwili wpadł do mojego pokoju mój tata tylko w szarych spodenkach do kolan. Jego twarz wyraźnie bardziej wyrażała strach od mojej.

- Jezu, co jest? Co się stało?! - nie chciałam mu mówić, że być może przywidziały mi się czerwone oczy spoglądające konkretnie na mnie pomiędzy liściami drzew. Idiotycznie wyglądałoby to, i to bardzo.

- Nie nic, przyśnił mi się bardzo straszny koszmar. Przepraszam Cię, że zakłóciłam twój czas odpoczynku.

- E tam, nic nie szkodzi, poza tym i tak nie spałem. - puścił mi oczko. Szedł w stronę drzwi, stanął na progu. - Dobranoc słońce.

- Dobranoc.. - już przymykał drzwi - A tato, dziękuję. - uśmiechnęłam się w wyrazie podzięki za zwrócenie uwagi na to co się dzieje u swojego dziecka, bo nie każdy ma takie szczęście. Odwzajemnił mi uśmiech.

- Nie ma za co, ale jeżeli znów będziesz krzyczała to będę musiał wyrzucić cię przez okno, ewentualnie wyprowadzić na schodki przed domem na całą noc. - zaśmialiśmy się. Wyszedł a ja ułożyłam się w takiej samej pozycji i kierunku co poprzednio, spojrzałam w miejsce, z którego dobiegał mocny czerwony kolor, aby sprawdzić czy nadal tam jest. Nie było go, a ja mogłam spać w spokoju, chyba.

*

Obudził mnie wcześniej nastawiony budzik na godzinę 6:30. Gdyby nie on, tata musiałby mnie budzić. Nie chciałam, żeby to robił, najwyraźniej było mi jego żal, sama nie wiem dlaczego. Szybko wstałam z łóżka, które sprawia mi największą przyjemność na tej planecie. Mogłabym w nim leżeć i leżeć bez narzekania. Uwierzcie mi jestem kompletnym leniem.

Wzięłam ciepły, prawie że gorący prysznic, ubrałam się, z łatwością wyprostowałam włosy i poszłam na dół, aby skosztować z tatą wybornie przygotowane przez niego śniadanie. To nie jest tak, że on robi dla mnie wszystko. Nie zawsze dla mnie robi jedzenie, pierze, sprząta. Połowę robię ja a drugą połowę robi on. Więc na śniadanie była jajecznica ze szczypiorem, to było ulubione śniadanie mojego taty, strasznie je lubiłam, ale nie powiedziałabym, że jest moim ulubionym.

Ucałowałam delikatnie w policzek mego ojca i wyszłam z torebką pełną książek. Szybko zadzwoniłam do Carl, aby zapytać czy już wyszła i gdze się znajduje.

- Tak, jestem już na rogu koło spożywczaka. - powiedziała blondynka z cichym sapaniem w głosie. Zapewne tym razem nie chciała się spóźnić. - A ty gdzie jesteś?

- Koło SkateParku. Zaraz tam będę. - znów byłam od niej szybciej. Jak jest to możliwe, że Caroline ma bliżej, idzie szybciej niż zwykle a i tak się spóźnia? Z mojego zamyślenia jak dziewczyna musi się ciągle spóźniać wyrwało mnie uderzenie mojego i drugiej osoby ramienia. Trafiłam jakąś kobietę, wyglądała na dobrze ułożoną.. Wyglądała.

- Przep...

- Jak ty chodzisz dziecko?! Uważaj, bo jeszcze zabijesz kogoś! - nawrzeszczała na mnie, ja stałam tam tylko ja głupia. Ludzie się patrzyli na naszą dwójkę jak na dwie małe małpki, które kłócą się o pożywienie. Krzyczała na mnie dalej i tym razem głośniej. Jakaś kobieta szła już w naszą stronę, a szczególnie w kierunku młodej kobiety. Nie zdążyła.

- Przepraszam bardzo, każdemu może się zdarzyć stuknięcie kogoś lekko w ramię, więc niech się pani nie wydziera na całą planetę. - powiedziałam spokojnie ale twardo. - Niech pani się opanuje, spręży dupsko i idzie dalej. Przepraszam jeszcze raz i miłego dnia! - Odeszłam kilka kroków, spojrzałam na spojrzenia innych, byli wyraźnie zaskoczeni. Nawet nie interesowało czy bardziej byli zainteresowani tej pani zachowaniem czy moim. Po prostu szłam dalej. W końcu byłam na miejscu, dotarłyśmy jednocześnie.

- Cześć, co to za zrzędliwa i nierówna baba, na którą wpadłaś? - zapytała wyższa ode mnie.

- Skąd wiesz, że trafiłam na tą kobietę? - zadziwiłam się, bo przecież nie szłyśmy razem.

- Nie rozłączyłaś się, słuchałam całej rozmowy. Dobra robota mała. - poklepała mnie po pupie i razem się zaśmiałyśmy. Od dzisiaj właśnie zaczęłam chodzić piechotą z Carl, nie chciałam mieć obitego i krwawiącego czoła codziennie rano. Dzisiaj nie było Matta co było zaskakujące i dziwne, zawsze był w szkole ze względu na chłopaków. Zawsze na koniec roku dostawał dyplom za 100% frekwencję.

Moją pierwszą lekcją była matematyka. Caroline miała zajęcia plastyczne, które bardzo lubiła. Spędzałyśmy razem każdą wolną chwilę na przerwach. Nadszedł lunch. Mój kochany lunch. Słyszycie jakie to piękne słowo? Ma jeszcze piękniejsze znaczenie. Uwielbiałam coś zjeść rozmawiając z przyjaciółką i oglądać chłopaków równocześnie. Wiem, że możemy robić podobne rzeczy na innych przerwach, ale to nie to samo. Stałam przy ścianie czekając, aż kolejka po jedzenie się skróci. Carl poszła kupić picię, dzisiaj było cholernie gorąco. W jednej chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i ciągnie na korytarz gdzie nie ma nikogo. Przycisnął mnie do ściany i złapał moję ramię, aby uniemożliwić mi drogę ucieczki. Z drugiej strony trzymał rękę na ścianie.

Cholera.

Oko LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz