Rozdział 5

723 66 6
                                    

Byłam okropnie zmęczona, nie miałam ochoty ani siły, aby zjeść nawet jak najmniejszy kawałeczek kolacji przyrządzonej przez tatę. Widziałam smutek i strach w jego oczach, gdy odmówiłam posiłku, ale nie odezwał się więcej niż powinien. Sama nie wiedziałam po czym tak byłam zmęczona. Po pokazywaniu różnych miejsc nowej znajomej czy myślenie i uciekanie z tym wrzutem na dupie. Wiem jedno - chciałam, aby ten dzień się już skończył.

Położyłam się spać około godziny 21, nie mogłam dłużej wytrzymać. Zaciekawiło mnie to, że Caroline jeszcze nie zadzwoniła po SWAT czy po detektywów, bo przecież jej nie odpisałam. Byłam pewna, że Matt także się martwił. Następnym razem będę musiała mu zrobić ostrą lekcję wychowania fizycznego inaczej, gdy będę porywana, nikt za mną nie nadąży. Szczególnie ten leń.

Godzina 6:38, ledwo przyjrzałam się tym liczbą, moje powieki nie chciały dawać znaku życia. Próbowałam pospać jeszcze te 20 minut, ale nic z tego nie wyszło. Musiałam wziąć się w garść inaczej zamiast do szkoły, pójdę do sklepu meblowego i wybiorę najwygodniejsze łóżko jakie stworzył producent.

Wzięłam gorący prysznic, przebrałam się, wysuszyłam włosy i parę innych rzeczy jakie robię codziennie tak samo. Spojrzałam na lewą rękę, na której był posadzony biało-złoty zegarek. Widniała na nim godzina 7:45. Powinnam już dawno wychodzić. Co ja mówię? Jestem przecież pani spóźnialska! Gdyby spóźnialstwo było talentem, pobiłabym swój rekord guinessa conajmniej 357 razy. Conajmniej.

Usłyszałam dzwonek do drzwi, nie chcąc obudzić taty, poszłam otworzyć. Wyjrzałam przez wizjer i nikogo nie zauważyłam. Otwierając drzwi starałam się być ostrożna, może to jakiś zabójca czy Bóg wie kto. Przede mną ukazał się Matthew, który od razu zaczął ściskać i przepraszać mnie.

- Przysięgam, nigdy, ale to już nigdy nie zostawię cię. Mała wybacz mi, proszę. - kucnął i złożył ręce jak do spowiedzi, prosząc o wybaczenie. Mogło to wyglądać jakby mi się oświadczał. Na moje szczęście tak nie było.

- Nic się nie stało, wszystko jest dobrze. - powiedziałam a chłopak zaczął tulić me nogi, dziękując. Pogłaskałam go po głowie, przeczesując burzę jego włosów. Teraz przypominaliśmy niewinną kobietę, która znalazła bezdomnego psiaka, proszącego o to, aby go przygarnąć.

Wbiegłam po schodach mało co się nie przewracając. Weszłam do pokoju, chwyciłam plecak, klucze, telefon i kurtkę skórzaną. Dzisiaj było dość zimno, trzeba było się ubrać ciepło. Wróciłam do przyjaciela, zwracając mu uwagę na temat kurtki.

- Nie mam żadnej skórzanej kurtki, malutka. - zaczął się śmiać, co mnie zirytowało. Przysięgam, że myślałam, że ma taką kurtkę. Pasują mu też takie kurtki.

Pojechaliśmy autobusem, po drodze opowiedziałam mu o nowej znajomości. W trakcie musiałam też zwracać uwagę na drogę, aby nauczyć się jak wrócić do domu.

Wyszłam z autobusu, czekając na Matta zauważyłam Carl, która biegła wprost na mnie. Przytuliła mnie tak, że nie miałam jak oddychać, przestraszyłam się, ale też ją zaczęłam przytulać mimo braku powietrza. Dziewczyna ujęła moją twarz w swe niewiele większe ręce od moich, próbowała znaleźć jakiekolwiek zadrapania czy ślady pobicia.

- Nigdy więcej. Nigdy... - szeptała mi do ucha, tuląc mnie dalej. Ludzie patrzyli się na nas jak wariatki, bo stałyśmy tam tak dobre 5 minut, ale nie interesowało mnie to. Mam tutaj moich przyjaciół. Teraz.

Szliśmy korytarzem, odprowadzając przyjaciółkę pod klasę. Przytuliłyśmy się, Matt złapał ją za tyłek na co rozbrzmiał się nasz śmiech po calutkim korytarzu. Razem z chłopakiem kierowaliśmy się do pomieszczenia, w którym to my mieliśmy mieć lekcję. Przechodziliśmy koło toalet, kiedy z jednej wyszedł jakiś chłopak, który wpadł na mego przyjaciela. Nie zwróciłam na niego szczególnej uwagi, dopóki się nie przyjrzałam. To ten palant. Widziałam złość w Matta oczach, który momentalnie rzucił się na chłopaka. Próbowałam go uspokoić, nie chciałam, żeby miał problemy za pobicie. Gdyby nie było za to konsekwencji, pewnie puściłabym go. Widziałam także, że ten palant nie jest taki ciotowaty. Był znacznie silniejszy od Matthewa, ale przyjaciel dawał sobie radę.

Oko LasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz