16. Olivia - Lucrecia i Via

10.4K 411 67
                                    

Dziewczynki postanowiły wyjść na świat o wiele wcześniej. Byliśmy na to przygotowani, ale za nic w świecie nie obstawiałam, że będzie to akurat dziś. Wraz z lekarzem umówiliśmy się, że będę nosiła ciąże jak najdłużej się da. Dla bezpieczeństwa dziewczynek, oczywiście. Był kwiecień, ja zaszłam w ciążę z początkiem września. Przynajmniej tak mi się wydawało, ale terminu ciąży bliźniaczej nie dało się obstawić.

Riccardo właśnie wracał z akcji, nie pytałam jakiej, bo szczerze mnie to nie interesowało. Chyba nauczyłam się studzić moją ciekawość. W grudniu dzień przed świętami zdecydowaliśmy się wziąć ślub cywilny, bez zbędnych gapiów, tylko dla najbliżyszch, by mieć ten papierek. Nie przeszkadzało mi to szczególnie, ale ludzie pokroju mojego męża krzywo się na mnie patrzyli. Szeptali między sobą, że zaciągnęłam go na dziecko. To było specificzne, kryminalne towarzystwo, którego wciąż się uczyłam. Jednak, zawsze lepiej mieć ten papierek niż go nie mieć. Huczne wesele i ślub kościelny zrobimy, gdy dziewczynki trochę podrosną. Oczywiście marzyłam o sukni ślubnej, jednak nie miało to dla mnie aż tak wielkiego znaczenia, by narażać życia swoich córeczek. Ślub nie zając, nie ucieknie.

Złapałam się za brzuch, gdy mocny skurcz przebiegł po moich kręgosłupie. Odetchnęłam głeboko. Rodziłam pierwszy raz, robiłam wszystko tak jak mówiła mi intuicja. Na dole słyszałam śmiech swojego syna, który bawił się w salonie z nianią. Musiałam ją poinformować i kurczę poprosić o pomoc.

Zza zakrętu wyszła Pani Estera. Podbiegła do mnie z wielkimi oczami.

– Jeju dziecko, było krzyczeć – powiedziała upuszczając koszyk ze świeżymi warzywami z ogródka, które zebrała na zupę.

– Nie chciałam niepokoić – sapnęłam. Złapałam mnie, bym mogła się o nią oprzeć. Mój brzuch wyglądał już jak wielki napompowany balon, który co gorsza pękł i zalawał mi cała bieliznę wodami. To było tak dziwne uczucie, że trudno to opisać. Jakby ktoś przebił balon i zaczęło się ze mna lać.

Kobieta pomogła mi zejść po schodach i zaprowadziła do salonu. Później poszła do naszej garderoby po torby do szpitala. Sama się uparła, a była taka zawzięza, że za żadne skarby świata, bym jej nie przekonała. Czekałam już tylko na swojego męża.

– Mamo! Mamo! – usłyszałam krzyk zbliżającego się syna.

– Kochanie, mamusia pojedzie z tatą do szpitala, dobrze? Twoje siostrzyczki już chcą cię zobaczyć, słoneczko – przytuliłam go do siebie. Popatrzył się na mnie niespokojnie.

– Dobrze, mamo – potaknął głową.

– Będziesz się słuchał cioci Evy? Ona zaraz do ciebie przyjdzie – zadzwoniłam do przyjaciółki od razu po tym jak odeszły mi wody. To ona miała zająć się Lucą pod naszą nie obecność. Do Sam napisałam na naszej wspólnej grupie. Była zła, że jednak nie zabukowała tego biletu, o którym mówiła kilka dni wcześniej.

Rozsiadłam się wygodnie w fotelu. Starałam się na maksa zrelaksować, lecz stanowiło to dla mnie nie małe wyzwanie. Skurcze nie były mocne, dało się je przeżyć, ale gdy już się pojawiały nie dawałam rady ukryć grymasu. Bolał mnie kręgosłup. Nie widziałam już własnych stóp. To było tak cholernie przykre, ale przywykłam. Przynajmniej tak mi się wydawało. A nie wspomnę już to zakładaniu butów to dopiero była czarna magia.

Luca poszedł do swojego pokoju, a ja czekałam na Riccardo, który teraz zapewne łamał wszystkie przepisy. Z trudem wsunęłam rózowe klapki z wielką kokardą, która była na przednim, utrzymującym pasku buty. To jedyne obuwie jakie mogłam teraz założyć. Miałam wrażenie, że moje stopy były dwa razy większe. Wyglądałam jak wielka napuchnięta bomba, tykająca w dodatku.

Miłość Diabła - [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz