Rozdział 7

1K 73 11
                                    

Fenrir przestraszył się nie na żarty kiedy oddech jego malutkiego partnea stał ie urywczy. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć przez drzwi pokoju wpadł Mistrz eliksirów z Czarnym Panem depczącym mu po piętach.
- Mów co się dzieje. Skrucona wersja - rzucił Severus przechodząc obok niego do szafki z eliksirami i stołu. Zaczął wyjmować różne fiolki. Kiedy usluszal co chciał sprawnie zmieszał eliksir z mlekiem. Podszedł do wilkolaka. - Ma powazny tak paniki. Trzeba odpiąć kroplówkę. Może mieć niekontrolowana zmianie postaci. Marvolo.
- Już się robi. Czarny Pan ostrożnie podszedł do pary na łóżku i odpiął kroplówkę. Wycofał się pod ścianę, a jego miejsce zastąpił Snape z butelką, która została wetkniet a do pyszczka animaga.
- Co się stało? spytał zły Snape

- Wymyłem go i chciałem z powrotem założyć mu bardaże. Nazwałem go Wilczkiem. Nie spodobało mu się to. Więc spytałem go o jego imię. Spiął się momentalnie. Chciałem żeby się rozluźnił, więc zażartowałam, że może być samym słynnym Harrym Potterem- po tych słowach Fenrir zamilkł. Czuł że zawiódł jakoś swojego partnera. Tym żartem spodobał się jego poważny atak paniki!

- Fenrir razem z Marvolo...- Snape zawahał się, biorąc głęboki oddech kontynuował- mamy powody sądzisz że jest Harrym Potterem- Severus czekał na reakcję wilkołaka.

- Jak? - wyjąkał zszokowany Fenrir - Jak możecie o tym myśleć?

- Pamiętasz skan jaki przeprowadziłem kiedy przyniosły go akromantule? -  otrzymał tępe po kiwanie głową- jego historia leczenie obrażeń pasuje tylko do jednego uczynia Hogwartu. Tylko ten jeden konkretny uczeń Potter dostał obrażeń od smoka na ramieniu dwa lata temu. Też tylko Potter przeżył klątwę zabijającą.

- Fenrir Severus pokazał mi ten skan. Jego duża lista sięga wiele lat wstecz. Jesteśmy pewni że jest maltretowany w domu swoich krewnych. Nie wierzę że stary Drops od tak by nigdy nie dał Severusa jako strażnika bachora podczas letnich wakacji gdyby nie był maltretowany. Żadne magiczne dziecko nie powinno być tak traktowane. Nie powinno przechodzić tego co przeżył twój partner.

- Razem z Marvolo chcielibyśmy go adoptować. Od zawsze marzyliśmy o dziecku. Jeśli tym dzieckiem będzie Potter to nic. Chcemy mu zaplanować adopcję. Pozwolić mu wybrać swoją dalszą drogę.  Na razie wymyślimy propozycję imienia mi jakim będziemy się do niego zwracać-  powiedział Snape
-Mori- wyszeptał wilkołak. Czuł w sercu, że to słowo idealnie opisuje jego maluteńkiego partnera. Jego partner jest jak las. Może byś żywy albo martwy, tajemniczy albo otwarty. Skrywa swoje sekrety głęboko w sobie i dopuszcza tylko nielicznych.
-Dobra propozycja. Za chwilę powinien przyjść w niewymuszony sen, jak się obudzi i będzie chciał możemy go zabrać do biblioteki. Musi później wypić całą butelkę mleka z witaminami wilk pokiwał głową, że rozumie.

- Wrócę później, żeby wszystko mu wyjaśnić.

Fenrir popatrzył jak jego pan i mąż ich pana wychodzą. Znów zmieniając się i układając się tak jak wcześniej i myślał o całej sytuacji. Los dał mu silnego partnera za co był wdzięczny, ale z drugiej strony bardzo pokrzywdzonego. Zrozumiał słowa jakie powiedział mu, gdy obiecał zaopiekować się nim. Jego rodzice zginęli broniąc go. Podobno  jego ojciec chrzestny został zabity przez Bellatrix. Tylko jedna rzecz nie zgadzała mu się bardzo z tą sytuacją, ponieważ kiedy Bellatrix "atakowała ministerstwo" sam z nią siedział grając w pokera. Razem z nimi grał Barty i obaj bracia Lestrange.

Fenrir rozmyślał o wszystkim jak to się łączy. Jego rozmyślanie zostało przerwane kiedy coś szturchnęło go. Spojrzał i dostrzegł swojego partnera w swojej srebrnej sierści.
~Rozumiesz co mówię jako wilk?~ spytał. Był ciekawy czy mogą się tak porozumiewać.

~Tak~ mały wilk za merdał ogonkiem

~ Chciałbym cię przeprosić.  Nie chciałem żebyś wpadł w panikę o samą imię.~słysząc to młodszy wilk spiął się momentalnie. Duży wilk od razu zauważył zmianę w swoim partnerze. Polizał go po pyszczku.

~ Jeśli nie chcesz nie musisz mówić mi swojego imienia. Jeśli ci odpowiada mogę na Ciebie wołać Mori~Fenrir czekał na reakcję.

~Mori podoba mi się ~powiedział po chwili młody czarodziej. Był zdumiony, że ktoś zadał sobie trud wymyślenia dla niego imienia. Cieszył się też, że nie wymuszał na nim jego prawdziwego imienia.

~ Chciałbyś iśc do biblioteki? Tam też możesz leżeć.

~ Tak. Mam dość tego łożka ~Mori był naprawdę szczęśliwy, że jego partner zrozumiał jego ból bycia umieruchomionym i chciał go zabrać do biblioteki.

~Ale najpierw musimy wypić swoje witaminy.  Jesteś słaby, a musisz odzyskać siły żebyś mógł w pełni wyzdrowieć.

~ Dobrze~ Mori coś czuł, że nic nie skóra zaczynając kłótnię w tym momencie.

- Grzeczny wilczek - z uśmiechem Fenrir przemienił się i ruszył do stolika. Wilkołak stał wziął wcześniej przygotowaną butelkę.
-Na razie musisz to wypić, ale na obiad dostaniesz coś do jedzenia - Fenrir wiedział z doświadczenia ze swoimi szczeniakami w stadzie, że nie należy zbytnio wymuszać jedzenia.
~ Niech będzie ~mały animag podniósł się, lecz długo nie utrzymał się na swoich słabych łapach. Spróbował znowu, ale z takim samym efektem.
- Jeszcze potrzebujesz, żeby zacząć chodzić- uśmiechnął się rzucając na łóżko przez co wilk animag poleciał do góry. Wylądował na stosie poduszek z lekkim warkotem, który uciekł mu. Był zły na partnera, że tak wyrzucił go w powietrze - Nie złość się -zasugerował z uśmiechem wilkołak biorąc go ręką. Ułożył go w swoich ramionach tak jak wcześniej. Przyłożył butelkę do pryszcza i patrzył jak zawartość znika.
~ Teraz biblioteka ~zażądał Harry kiedy skończył.
- Jakiś się stał władczy - zażartował wilkołak, wsuwając ręką, żeby go podrapać za uchem. Jego ręka nie dotarła do zielonych uszu. Natrafiła na zęby jaką przeszkodę. -Dobrze idziemy do biblioteki - westchnął.
Fenrir wstał z swoim partnerem w ramionach i wyszedł z pokoju. Morii rozglądał się dookoła kiedy szli labiryntem korytarzy. Chował głowę kiedy widział jakiegoś śmierciożerca tak, że widać było tylko jego uszy. Żaden z śmierciożerców nie odzywał się mijają ich. Każdy wiedział o małym partnerze wilkołaka i co przeszedł. Niby pary złośliwych chciało coś zrobić, ale Czarny Pan zagroził wizytą w jego lochach. Więc młody animag dostał najwyższą ochronę jako mógł.

Zielone obliczeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz