Sunęłam wzrokiem za Svein'em, który krążył po zabiegowym jak wściekły lew w klatce. William również rzucał mu ostre spojrzenia i próbując opatrzeć ranę na mojej skroni bez zakładania szwów, ale to niezbyt spodobało się Larsen'owi.
— Możesz nam przynieść kawy? — William podniósł imadłem kolejny wacik, przecierając nim moją skórę, zmywając zaschniętą krew. — Czarna bez cukru, a dla niej pewnie...
— Nie powinna pić kawy na pusty żołądek.
William spojrzał wprost na sufit jakby szukając na nim pokładów cierpliwości. Miał dość, podobnie jak ja. Odkąd tylko przekroczyliśmy próg szpitala, to już ze trzy razy zdążyłam się pokłócić z tym cholernym dupkiem.
Nie dziwiło mnie, że pracownicy ochrony zdrowia to najgorsi pacjenci. Ja bym chyba go zakneblowała na miejscu Williama. Albo wyprosiła z gabinetu. Albo znalazła mu jakieś zajęcia, by się w końcu uspokoił.
— To możesz mi coś upolować jak pójdziesz po kawę, Larsen — prychnęłam, a w odpowiedzi dostałam surowe spojrzenie. Może i się martwił, chociaż po tylu latach trudno było mi w o uwierzyć, ale na Boga! Niech da spokojnie ludziom pracować! — Tylko wyjdź już.
Zacisnął usta w wąską linię, zatrzymując się po środku gabinetu. William zamruczał coś pod nosem, przewracając oczami. Chyba pierwszy raz od rozwodu był po mojej stronie. Svein zachowywał się naprawdę nieznośnie.
— Poradzisz sobie?
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego z niedowierzaniem. Nie zadał tego pytania mi; to byłoby za proste. I tak miałam siedzieć posłusznie na tyłku, póki nie przyjdą od radiologów wyniki. Nigdzie nie mogłam iść sama, a byłam traktowana jak jeden z ważniejszych pacjentów! Ze Svein'em nawet nie musiałam czekać jakoś specjalnie długo na rejestrację.
— Jestem chirurgiem, Larsen — mruknął Will, nasączając kolejny wacik w płynie dezynfekującym. — Ja ci się nie wpieprzam w sprawy kardiologiczne, więc póki sam nie chcesz przywdziać rękawiczek i jej opatrzyć, to się nie wtrącaj.
Svein prychnął i wyszedł w końcu z gabinetu, na co oboje odetchnęliśmy z ulgą. William wrzucił imadło do nerki, patrząc na mnie uważnie.
— On od początku jest taki nieznośny, żabko?
Prawie go pacnęłam, po raz kolejny słysząc to określenie. Oczywiście musiał mu się skojarzyć mój kolor dresów z tym cholernym płazem. Jakby nie mógł być bardziej kreatywny!
— Pytasz mnie, a doskonale go znasz. — Przewróciłam oczami. Zaśmiał cię cicho w odpowiedzi, wyciągając plastry z opakowania. — Zawsze jak coś mi się działo, to zachowywał się jak kwoka.
— Spędziliście ze sobą naprawdę zajebiste dwa lata, po których zapragnęłaś uciec — powiedział Will, przyklejając mi równo plaster. Mruknął zadowolony. Potem oparł przedramiona o swoje uda i spojrzał na mnie uważnie. — Nie powinienem się ostatnio wtrącać i mówić ci o jego relacji z Bonnie. On w życiu się na tobie nie zemści, więc chciałem to zrobić w jego imieniu. Jak cię zobaczyłem...
Wziął głębszy wdech, przerywając. Uniosłam brwi, rzucając mu powątpiewające spojrzenie. Dobrze, że nadal nie byłam w pełni sobą po tym uderzeniu, bo pewnie ta szczera rozmowa zaraz zamieniłaby się w awanturę.
— Cholera, miałem ochotę cię zamordować. — Pokręcił z rozbawieniem głową. Ja w tej groźnie nie zauważyłam nic, z czego mogłabym się zaśmiać. — Ale do tanga trzeba dwojga, tak? Dwójce musi się udać, aby wyszło małżeństwo i dwójka musi coś spieprzyć, aby doszło do rozwodu. Nikt nie był bez winy. Powinien powiedzieć ci wcześniej, że brał więcej zmian, żeby zabrać cię do Oslo, a potem do Tromsø.
CZYTASZ
Świąteczny dyżur (Horsetown #3) - ZAKOŃCZONE
RomanceSophie po trzech latach od rozwodu, dwóch związkach, które zakończyły się fiaskiem, w końcu decyduje się zmienić coś w swoim życiu - wyprowadza się do małego miasteczka niedaleko Seattle, Horsetown. Czekają tam na nią jej dwie najlepsze koleżanki, J...