Nie umiałam się uspokoić. Nie potrafiłam powstrzymać dreszczy, kiedy Daniel mnie niósł, gdy coraz głośniej wyłam jak zranione zwierzę.
A naprawdę chciałam chociaż trochę się opanować.
— Jesteś bezpieczna, Sophie — powiedział cicho Dan, wsadzając mnie do radiowozu. Wcześniej opatrzył mi szybko nogę i przyniósł jeszcze koc, twierdząc, że byłam zmarznięta jak sopel lodu. Może miał rację, ale czułam się odcięta od rzeczywistości. Strach pochłonął mnie do tego stopnia, że jeszcze ból po postrzale nie dotarł do mojej świadomości, a chłód był po prostu nieprzyjemnym dodatkiem. — Jedziemy do szpitala.
Przynajmniej odzyskałam słuch, chociaż nadal docierał do mnie tylko szept. Pewnie Dan mówił dużo wyraźniej i głośniej, ale moje uszy jeszcze się nie zaadaptowały po tej chwilowej głuchocie.
Zakryłam się mocniej kocem, nie zwracając uwagi na zmartwione spojrzenia, które rzucał mi Ivan wraz z Danielem. To nie było teraz ważne. Musiałam się znaleźć w bezpiecznym miejscu, jak najdalej od tego pieprzonego psychopaty.
Wzdrygnęłam się, mocniej zaciskając szczęki. On mógł nas obserwować. Być w lesie i patrzeć, jak jestem zgarnięta do radiowozu.
— Sophie!
Spojrzałam przerażona w przednie lusterko, zauważając jak Daniel zmarszczył brwi. Każdy mógłby zauważyć teraz jak bardzo był rozbity.
— Już jedziemy. Czy zadzwonić do Svein'a? — zapytał powoli, odpalając samochód. Patrzyłam na niego z niezrozumieniem i strachem. Boże. Czy on w ogóle będzie chciał mnie teraz zobaczyć?
To Svein. On... może nadal mnie kocha.
Pokiwałam głową, unosząc dłoń do swojego policzka. Starłam z niego łzy, chociaż było to bezcelowe, bo już po chwili na powrót był mokry. Nie umiałam opanować płaczu, a szloch wstrząsał całym moim ciałem. Ta cała sytuacja to za dużo; przerosła mnie.
Svein. Jego potrzebowałam jak tlenu. Obiecałam sobie w tej cholernej leśniczówce, że jeśli przeżyję, to z nim szczerze porozmawiam. Jednak... czy on będzie chciał tak uszkodzony towar? Byłam totalnie do niczego. Zniszczona, pobita i paskudna jak noc.
Wbiłam wzrok w zakrwawione dłonie, patrząc na brud pod paznokciami. Z pewnością znajdował się też tam naskórek Franka, który będą musieli pobrać w szpitalu. Podrapałam go. Zawsze tak robią w serialach kryminalnych, prawda?
Zamknęłam oczy, jeszcze bardziej kuląc się na siedzeniu. Chłód zaczął do mnie docierać z każdej strony, przechodząc wprost do kości, które powoli promieniowały nieprzyjemnym, tępym bólem. Najchętniej teraz bym się ukryła pod kołdrą i udawała, że nie istnieję.
Po co wtedy wróciłam do siebie?
Pisnęłam, czując delikatny dotyk na przedramieniu. Spojrzałam ze strachem przed siebie, spotykając smutne oczy Ivana, nachylającego się w moim kierunku.
— Chcesz wody? — zapytał, wyciągając do mnie drugą ręką, w której trzymał butelkę. Pokiwałam powoli głową, zdając sobie nagle sprawę jak bardzo miałam sucho w ustach. — Zaraz będziemy na miejscu, Sophie.
Skinęłam po raz kolejny, drżącą dłonią odbierając od niego wodę. Zaczęłam łapczywie pić, nie zwracając uwagi na to, co sobie o mnie pomyślą. Czy mogło być teraz gorzej? Chyba jedynie wtedy, gdyby tamten doprowadził swój plan do końca.
Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.
Spojrzałam przez okno i odetchnęłam cicho. Zacisnęłam usta, czując aż metaliczny posmak krwi, gdy zbyt mocno wbiłam zęby w drżącą dolną wargę. Byłam bezpieczna. Podjechaliśmy już do szpitala, a Dan zaczął parkować od tyłu, unikając wścibskich spojrzeń ludzi, którzy pewnie gromadzili się przed wejściem do izby przyjęć.
CZYTASZ
Świąteczny dyżur (Horsetown #3) - ZAKOŃCZONE
RomantikSophie po trzech latach od rozwodu, dwóch związkach, które zakończyły się fiaskiem, w końcu decyduje się zmienić coś w swoim życiu - wyprowadza się do małego miasteczka niedaleko Seattle, Horsetown. Czekają tam na nią jej dwie najlepsze koleżanki, J...