Żądło (rozdział bonusowy)

499 49 42
                                    

Bilbo obudził się jak zawsze, skoro świt, przeciągając leniwie swoje stare kości. Drewniana Izba oświetlona była wczesno porannymi promieniami słońca. Powolnym, niespiesznym krokiem założył na swoje, zmarznięte przez złe krążenie, stopy bambosze, by zaraz doszurać nimi do kuchni.

- Złaź z blatu.- mruknął, odganiając prężącego się kota, który wyraźnie domagał się karmienia. Był to stary, łysiejący (zupełnie jak jego właściciel) szary (również jak właściciel) kocur. Jego niegdyś napuszone policzki, po kastracji zmieniły się w dwa zwisające frędzle, przez co czasem pieszczotliwie nazywano go Indorem. W rzeczywistości jednak nazywał się Żądło i to nie bez kozery, ponieważ skurczybyk wbijał pazury i gryzł jak nawiedzony. Tym razem również próbował swoich zagrywek, zamachując się lewym sierpowym na swojego karmiciela, na co ten tylko machnął ręką, wstawiając wodę na kawę.

Gdy w końcu ekspres przelewowy wykapał odpowiednią ilość kawy, Bilbo napełnił nią swój kubek i wyszedł na ganek. Tam też usiadł na lekko wilgotnej od porannej rosy gąbce ułożonej na sosnowym drewnie i odpalił porannego papierosa.

Często właśnie w ten sposób spędzał swoje poranki, głęboko zamyślony, patrząc w niebo, z Żądłem na swoich kolanach, jeśli akurat nie biegał po polu w poszukiwaniu myszy do upolowania. Życie w jego drewnianej chatce mijało wolniej. Na emeryturze nie było  obowiązków, a Frodo dawno wyfrunął z gniazda, wiodąc swoje pełne przygód życie w wielkim mieście. Czasem tęsknił za tym jak było kiedyś. Tęsknił za uczeniem geografii czy wychodzeniem na plac zabaw z roześmianym wychowankiem. Teraz jednak chciał głównie świętego spokoju i byleby mu nikt głowy nie zawracał. Nawet jeśli miał wrażenie, że kiedyś to i powietrze pachniało piękniej.

Widząc jak czerwony samochód Froda parkuje na podjeździe, jedynie skrzywił się do siebie, powoli wstając z krzesła.

- Wujek, nie wstawaj!- krzyknął Frodo, wychodząc z samochodu, ale i na niego Baggins jedynie machnął ręką.

- Dam sobie radę!- odkrzyknął nieco urażony staruszek, wchodząc z powrotem do kuchni, wyraźnie niezadowolony. Nie mógł się jednak długo gniewać, gdy Frodo wraz ze swoją żoną Merry zaczęli go ściskać i obdarowywać szczerymi całusami w oba policzki. Prawda była taka, że jego bratanek odwiedzał go coraz częściej, coraz goręcej się z nim witając. Bilbo wiedział z jakiego powodu, a przynajmniej się domyślał. W jego kędzierzawej główce wujek Baggins jedną stopą był już w grobie. Sam zainteresowany sądził jednak, że zostało mu co najmniej dziesięć lat życia. W porywach nawet i piętnaście.

- Napijecie się czegoś? Kawa jest, naleje wam. A zresztą, to prawie jak wasz dom, sami się obsłużycie. Ale pieczeni to zjecie na śniadanie- zadeklarował Bilbo, w drugiej kwestii nawet nie pytając o zdanie. Odmawiając wszelkiej pomocy, staruszek ukroił potężne kawałki pieczonej szynki wraz z pajdami chleba i zagonił towarzystwo na ganek, tłumacząc to tym, że jest zbyt pięknie by jeść takie śniadanie w domu. Może trochę chłodno, ale trzymając gorący kubek kawy w rękach można było się przecież ogrzać.

- Robiłem ją na przyjazd Kiliego i Filiego- pochwalił się Bilbo, a Frodo zaraz podłapał temat.

- Tak? A co u nich?

- A wiesz, niewiele się zmieniło. Dalej prowadzą swój złotniczy biznes. Z tego co wiem nie mają na co narzekać- przyznał Bilbo, rwąc sobie kawałek chleba, który zaczął rzuć, mimowolnie spoglądając na wyrośnięty w ogrodzie dąb. Nie pamiętał już dokładnie jaki był to rodzaj dębu, ale wiedział, że to był ten, który rósł około osiemdziesiąt centymetrów na rok.

- A ty, jak się trzymasz?- spytał jego bratanek, wyłapując gdzie wędrował wzrok wuja. Bilbo zmarszczył brwi, nie odrywając spojrzenia od szumiących na porannym wietrze liści.- Brakuje ci go, prawda?

Baggins nie odezwał się, przez co przy stole na chwilę zapanowała cisza. Dziewięć lat. Minęło niemalże dokładnie dziewięć lat odkąd widział uśmiech swojego męża. Jego ciepły wzrok, który z politowaniem parzył na to jak oboje niedołężnieją. Thorin jeszcze wiele lat temu sam wybudował dla nich ten dom, korzystając z pomocy siostrzeńców i poradników na youtube. Wtedy Bilbo uznawał to za najgorszy pomysł na świecie, ale z biegiem lat nauczył się doceniać każdą krzywo położoną deskę, na którą stąpał swoją pomarszczoną stopą.

Każda przygoda ma początek i koniec. I tak właśnie myślał o tym Bilbo, przeżywając żałobę w swojej samotni na krańcu świata. Sądził, że jego czas nadejdzie niedługo po mężu. Prawdopodobnie serce pęknie mu ze złości, że teraz musi sam naprawiać zawiasy w drzwiach lub stare wnętrzności odmówią posłuszeństwa. A jednak, mijały kolejne lata i Bilbo nauczył się żyć z tą stratą. Czas jak zawsze ukoił rany. Posadzone przezeń wspólnie drzewo rozrosło się pięknie w ogrodzie, dając Bagginsowi dziwny spokój w sercu. Wiedział, że nic już go w tym życiu nie czeka, co więcej odmawiał każdej przygody, która miałaby go spotkać bez jego męża. Nie chciał więcej wspomnień, te które miał w zupełności mu wystarczały. Teraz potrzebował jedynie gorącej kawy, papierosa i świeżego powietrza.

- Zaraz że brakuje. Przynajmniej nie musze co chwile skarpet cerować przez te jego wielkie paluchy, które tak uporczywie chciały wydostać się na wolność- mruknął z niezadowoleniem, a Frodo wraz z Merry zaśmiali się radośnie. W końcu jak można było tęsknić za cerowaniem skarpet? Codziennym gotowaniem dla kogoś, kto nigdy nie mógł się najeść? Coraz głupszymi pomysłami na to jak zatamować cieknący dach? Za porannymi pocałunkami, które dotkliwie drapały jego policzki przez ostrą jak brzytwa nieogoloną brodę Oakenshielda? Albo za godzinami spędzonymi na przytulaniu się przy grzejącym jak sam diabeł kominku? Wszakże nie było za czym tęsknić.

Po śniadaniu, Merry zmyła naczynia przy głośnym akompaniamencie sprzeciwów gospodarza żeby dała spokój i oszczędzała ręce. Każdy w rodzinie musiał z czasem zaakceptować wieczną upartą samodzielność Bilba, która wzrosła trzykrotnie po stracie męża. Mimo wszystko, Frodo w komitywie z Kilim i Filim skrupulatnie dbali o wujka, bez zaproszenia wparowując mu do domu z zakupami czy też narzędziami aby naprawić kran czy też jakąś tam losową rurę. A że staruszek narzekał... Który dziadek nie narzekał?

Po wspólnie spędzonym popołudniu, Frodo wraz ze swoją wybranką pożegnali się z wujkiem, obiecując, że niedługo znów wpadną zobaczyć jak się czuje. Bilbo naturalnie nie szczędził im opinii na temat tego jak bezużytecznie marnują swój czas na przyjazdy tutaj, ale już lata temu zrozumiał, że to i tak nie było w ogóle brane pod uwagę. Gdy odjechali, Bilbo jeszcze kilka minut stał, wpatrując się w tumany kurzu, które zostawił za sobą ich samochód. Wyrwany z myśli przez kota ocierającego się o jego kostkę, przeklął pod nosem i poszedł nasypać nieco karmy do pustej, metalowej miski. Poczekał aż darmozjad ją opróżnił, podniósł i przemył, patrząc jak jego nie do końca wierny kompan wymyka się przez okno, udając się na pole.

Znów został sam. Co prawda przyzwyczaił się do zupełnej samotności, a jednak, gdzieś w sercu brakowało mu blasku jaki nadawał temu miejscu śmiech czarnobrodego, a później siwobrodego mężczyzny. Niech będzie już nawet nie ten śmiech, a rąbanie drewna za oknem. Ile by dał gdyby mógł raz jeszcze usiąść na ganku, z książką w ręce, słysząc raz po raz dźwięk rozłupywanego przez siekierę drewna. Teraz czytał o wiele mniej, chroniąc się w cieniu sporego już dębu, wyobrażając sobie, że dąb ten przechowuje dusze jego męża. Nie był szalony, wiedział dobrze, że to drzewo nie było niczym więcej niż tylko drzewem. A jednak, czasem mógłby przysiąc, że szum liści przeplatał się na zmianę z śmiechem Thorina lub dźwiękiem stuku dzięcioła jakby tamten znów rąbał drewno.

Nie tracąc więcej czasu na przemyślenia, Bilbo zamknął książkę, której i tak nie czytał i nakrył się pierzyną aż po same uszy. Nigdy nie pozwolił sobie na podłączenie ogrzewania gazowego, a że nikt już nie palił w kominku, to w izbie potrafiło być naprawdę chłodno. Jemu jednak wystarczało ciepło, które dostarczała mu ciężka, gruba kołdra.

Bilbo zgasił nocną lampkę po swojej stronie, odwracając się przodem do pustej przestrzeni. Położył dłoń na poduszce, na której niegdyś kaskadą rozlewały się czarne loki... I uśmiechnął się lekko, gładząc materiał poszewki, szepcząc niemal niesłyszalnie.

- Może to dziś... Może.

I zasnął.

Dogonić przeszłość (Bagginshield)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz