Rozdział 7

75 10 0
                                    


Nauki u Jagi nie były tak boleśnie nudne, jak u Profesora, ale musiała się bardziej pilnować. Chociaż sprawiała wrażenie przyjaznej, to zupełnie jej nie ufała. Mogła mówić sobie, co chce, ale faktem było, że Sława była jej więźniem.

Mężczyzna przychodził do nich prawie codziennie, ale nie odpowiadał na krzyki dziewczynki. Przyglądał się jej dokładnie, a potem przez kilka minut rozmawiał z babą.

Innych gości praktycznie nie mieli.

Dopiero po roku odkryła, że jest w Zakątkowym lesie. Tylko w jakiejś jego dziwnej części. Baba na szczęście bała się pełni, co wykorzystywała Sława. Kiedy ta zasypiała, dziewczynka wykradała się z chatki i wracała na wieś. Nie przyznałaby się do tego, ale dzięki Jadze potrafiła więcej. Umiała nawet ukryć się przed wzrokiem głupich ludzi. Dzięki takim wypadom, dowiedziała się, że przez jakiś czas jej szukali, ale dość szybko przestali. Tylko Mira dalej paliła świeczkę w oknie swojego pokoju, jakby licząc na to, że jej światło przyciągnie przyjaciółkę.

Koty przynosiły też ciekawsze wiadomości. Podobno młoda Kosińska oskarżyła Profesora o zabicie Sławy. Niestety nie uwierzyli jej, chociaż praktycznie mówiła prawdę. Chcieli ją za to odesłać do sióstr zakonnych, ale jednak została.

Dowiedziała się też, że jej ojciec znowu jest sołtysem. Czyżby wszyscy mu współczuli straty ukochanej córeczki i zapomnieli, ile zła wyrządził dla Zakątka?

Sława lubiła skradać się pod swój stary dom i go obserwować. Nie mogła podejść za blisko. Wyczuwała pod progiem zakopany talizman z jakiś ziół. Czyżby była to sprawka Profesora? Od kiedy żyła i oddychała lasem, nie należała już do świata ludzi. Jej poprzednie życie było poza zasięgiem. Mogła tylko patrzeć na swojego brata, który wieczorami spoglądał w las. Czasami jej się wydawało, że patrzy prosto na nią.

Głupia.

Ludzie jej nie widzą, chyba, że zażyczy sobie inaczej.

*

Baba wielokrotnie załamywała ręce nad poziomem wykształcenia Sławy.

– Czego on cię uczył, dziecko?! – krzyczała na nią, kiedy recytowała jej jedno z głupich zaklęć Profesora.

Brała wtedy starą książkę, którą trzymała pod łóżkiem i kazała jej się nauczyć jednej strony na pamięć. To były ciekawsze rzeczy. Nauczyła się, jak zakląć krowę, aby nie dawała mleka. Albo jak pomóc kobiecie urodzić dziecko. Nie wydawało jej się, że to będzie przydatne, ale kiedy baba nie widziała, Sława uczyła się łączyć te zaklęcia.

Jaga nazywała ją „kicią", przez to, że zawsze kręciły się wokół niej koty.

– Mają cię chyba za jedną ze swoich! – żartowała, kiedy wyganiała jakiegoś z chaty.

Znalazły ją po miesiącu i to dzięki temu podejrzewała, że jest niedaleko domu. Rozpoznała w nich swoich przyjaciół. I razem z nimi błąkała się po nowych zakamarkach lasu.

Dzisiaj niestety nie mogła tego robić. Baba uparła się, żeby przebrać ją w białą sukienkę i głupio wystroić. Ciągle pytała, czy wie, jaki dziś dzień.

– Nie, nie wiem. – jakby ją interesowały takie durnoty.

W odpowiedzi Jaga tylko się zaśmiała. Kazała Sławie zasłonić oczy, a potem wyszła z chatki. Wróciła po kilku minutach, przyprowadzając ze sobą nowy, dziwny zapach. Piór, ognia i popiołu. Sława otworzyła oczy i zobaczyła jedno z dziwniejszych stworzeń. Na ramieniu baby siedziało małe pisklę, wyglądające jak połączenie węża, miotły i kury. Z jego ogona sypały się iskry, które Jaga odrzucała niecierpliwymi machnięciami.

Wiejskie koty [ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz