Rozdział 2

45 9 0
                                    


Nie wiadomo już, który raz tej nocy czas się zatrzymał. Żaden koszmar nie mógł trwać tak długo, nikt nie miał tylu grzechów do odkupienia.

Miejsce, w którym jeszcze do niedawna było ciało Karolka, lekko się dymiło. Mira, zakryta szmatką zjawy, wyglądała jakby spała, a przybity do ściany Marek z rezygnacją opuścił głowę.

Sebastian nie pojmował tego, co się dzieje.

–Jesteś podmieńcem. – powiedziała zjawa. – Na miejsce mojego brata, Sebastiana.

–Ja jestem Sebastian! – krzyknął.

– Wychowano cię na niego, ale nim nie jesteś.

Mężczyzna miotał się w myślach. Nie dopuszczał do siebie tej informacji. Jak niezwykła wydawałaby się ta noc, jakieś granice normalności musiały zostać zaznaczone.

– Nie jestem podmieńcem!

Kobieta wstała, ledwo mieszcząc się pod sklepieniem i spojrzała na niego z góry.

–Nigdy nie czułeś się nieswojo w tym ciele? – zapytała patrząc prosto w jego duszę. – Nie miałeś myśli, które cię przerażają? Pomysłów, które mroziły ci krew?

Zbliżyła się do niego.

–Żądz, których nie mogłeś opanować?

Znowu poczuł, jak wdziera się do jego głowy. Widział, jak spycha Sławę spod dachu stodoły, jak katuje małego kota, aż ten przestaje się ruszać. Widział, jak skrada się do kaplicy na pogrzebie starego kościelnego, aby dotknąć jego zwłok, a potem szybko ucieka. Widział te wszystkie rzeczy, które robił dziwkom, z których korzystał w mieście. Potem zobaczył Mirę. Pobitą przez niego Mirę, która leżała w ich kuchni. Mirę ze złamaną ręką i siniakami na szyi. Mirę nad strumieniem, którą zostawił na pewną śmierć. Nigdy nie zapytał, dlaczego zrobiła to, co zrobiła. Siebie też o to nie spytał. Widział Mirę płaczącą, Mirę krwawiącą. Mirę tak otumanioną lekami, że mógłby zrobić z nią co chciał. Widział siebie, wymazanego jej krwią. Śnił o tym tak często, że wbiło mu się to pod powieki. Jej serce w jego dłoni. Jej rozłupane zwłoki i on nad nimi.

– Przestań! – ryknął.

Wizje się zmieniły. Zobaczył Mireczka. Malutkiego Mireczka, który wyciągał do niego rączki. Patrzył na niego, kiedy zawiózł go do szpitala i dowiedział się, że nic nie mogą z tym zrobić. Przypomniał sobie, jak jego syn stawiał pierwsze kroki, a on był z niego tak dumny, że mógłby umrzeć w tej chwili ze szczęścia. Mireczka, którego pocałował dzisiaj na do widzenia, wierząc, że zaraz go zobaczy.

– O! To ciekawe. – kobieta zbliżyła się jeszcze bardziej i położyła mu dłoń na głowie.

Wizje się zmieniły.

Widział swoje pierwsze dziecko. Babcia Miry mu je podała zawinięte w jakąś szmatę. Patrzył, jak niesie je do domu i rzuca na podłogę. Sięga po notatnik swojej siostry i szybko kartkuje zostawiając krwawe ślady. Szuka. Pamiętał, że to kiedyś czytał. Jego owinięty alkoholem mózg słabo pracuje. Wreszcie znajduje. Porońce, czyta. Wizja się zmienia. Teraz podważa próg łopatą i kopie pod nim dół, aż znajduje w nim jakieś zawiniątko z ziołami. Wyrzuca je w las, a potem przynosi z domu dziecko. Odwija kocyk, aby na nie spojrzeć. Widok jest przerażający. Szybko wrzuca to coś w dziurę i zakopuje. Próg lekko się chwieje, ale zajmie się tym później. Jak wytrzeźwieje.

– Nie! – krzyczy i wizja się zrywa. Zapomniał o tym. Wyparł to z głowy, zrzucając to na senne majaki. Jak teraz.

– No popatrz. – zacmokała kobieta. – Nie wiedziałam, że jednak coś nas łączy.

Wiejskie koty [ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz