LSOB 2 - Rozdział 4

872 126 68
                                    


Louisowi nigdy nie było tak bardzo wstyd za swoje zachowanie. Naprawdę nie chciał nakrzyczeć na swojego ukochanego Harry'ego, ale ten porcelanowy słoń był najcenniejszą pamiątką po mamie. Przez ponad trzy lata dbał o niego jak o nic innego, więc po prostu puściły mu nerwy. Po tym, jak podniósł głos, zaczął płakać tak głośno przez wyrzuty sumienia, że nie mógł się uspokoić. Trudno mu było złapać oddech, a łzy spływały po jego twarzy, podczas gdy całe ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Zapragnął przytulić bruneta i przeprosić za swoje zachowanie, ale nie był w stanie wstać z łóżka. Dopiero późnym wieczorem znalazł w sobie siłę, dzięki której wyszedł z pokoju. 

— Kochanie, tak bardzo cię przepraszam. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć — powiedział, stając w salonie. Zdziwił się, kiedy zauważył jedynie Cliffa, który leżał na kanapie. Szybko podszedł do zwierzaka i pogłaskał go za uchem. — Gdzie jest Hazz? Widziałeś go?

Pies zeskoczył z kanapy, po czym pobiegł do kuchni. Z mocno bijącym sercem poszedł za zwierzakiem, a następnie rozejrzał się po pomieszczeniu. W oczy rzuciła mu się kostka sera, a przy niej dwa kawałki papieru. 

Był pewien, że słychać było dźwięk jego łamiącego się serca. Widział rozmazane przez łzy, koślawe litery, przez które trudno było mu się odczytać. Po kilku sekundach udało mu się rozszyfrować każde słowo, co sprawiło, że umarł.

Był tak okropnym człowiekiem.

Niemal od razu pobiegł do pokoju, czując gulę w gardle, by szybko zadzwonić do Liama. Ręce trzęsły mu się tak bardzo, że ledwo kliknął w odpowiednią ikonkę.

— Słucham? — Usłyszał miły głos po drugiej stronie. — Chcecie wpaść? Myśleliśmy, żeby zrobić wieczór gier i może...

— Harry uciekł z domu — zapłakał do słuchawki roztrzęsionym głosem. — Zostawił mi list i ser i... Boże, ja naprawdę nie chciałem tak na niego nakrzyczeć. 

— Louis, uspokój się. Weź głęboki wdech — powiedział Liam, chociaż sam zdawał się być zdenerwowany. Przez cały czas panowała cisza, dopóki Louis względnie się nie uspokoił. — Dobrze. Powiedz mi, kiedy ostatni raz go widziałeś.

— Po popołudniowej drzemce. Mieliśmy iść na spacer, więc Harry poszedł się przebrać i przez przypadek zepsuł moją pamiątkę po mamie. Nakrzyczałem na niego i kazałem mu się wynosić, ale nie miałem tego na myśli. Nie słyszałem, jak wychodził, bo ciągle płakałem — wytłumaczył chaotycznie.

Nie mógł uwierzyć, że zranił Harry'ego tak bardzo, że postanowił uciec z domu. Oczywiście bardzo zabolała go utrata pamiątki, jednak zanim wyszedł z pokoju, było mu bardziej przykro, że nakrzyczał na bruneta, który przecież nie zrobił tego specjalnie. Porcelanowy słoń był tylko rzeczą, a Harry najprawdziwszym człowiekiem. Nie wybaczy sobie, jeśli przez to chłopcu stanie się krzywda. Już wiedział, że nie będzie najlepiej, gdyż na zewnątrz była burza. 

— Zostawił coś po sobie?

— List, w którym napisał, że już nie wróci i obiecał, że będzie na siebie uważał, ale... Boże, on nie wziął żadnych ubrań, żadnego jedzenia, ani parasolki. On sobie nie poradzi sam w świecie bez niczego. Skończy przeze mnie na ulicy. 

Miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Obraz mu się zaczął rozmazywać, a serce biło mu niemiłosiernie szybko. Nawet nie słyszał skomlącego Clifforda, zbyt zaaferowany zniknięciem ukochanego.

— Okej, zaraz do ciebie przyjadę z Niallem. Musisz zadzwonić na policję — oznajmił poważnie. — Powiedz, że Harry ma amnezję, tak jak wpisał mu w kartę lekarz, bo nie zaczną go szukać, tylko każą czekać.

loving shade of blue | part 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz