LSOB 2 - Rozdział 12

439 52 13
                                    


***

Spanie na skale było ciekawym, ale męczącym doświadczeniem. Początkowo Louis nie mógł się do tego przyzwyczaić i cały czas się wiercił, podczas gdy Harry spokojnie spał. W pewnym momencie westchnął sfrustrowany, gdyż czuł się jak w klatce — każdy mięsień miał napięty i nie był w stanie się rozluźnić. Dopiero po trzydziestu minutach chłopiec otworzył zaspane oczy i spojrzał na niego z niezrozumieniem.

— Koszmary? Przecież nie oglądamy tutaj teletatizora — powiedział cicho.

— Nie, po prostu... Nie mogę zasnąć, jest mi bardzo niewygodnie i wszystko mnie boli. Mam wrażenie, że zaraz się uduszę.

Pragnął krzyczeć ile miał sił w płucach z powodu wypełniającej go złości na całą tę sytuację. Nie mógł podkulić nóg do klatki piersiowej, ogon miał cały spięty, tak samo jak pozostałe mięśnie, wszystko go paliło i nie umiał znaleźć wygodnej pozycji. To był istny koszmar, jeszcze nigdy nie było mu tak bardzo źle.

— Mikkie... — szepnął z czułością i pogłaskał go po policzku. — Można na mnie się położyć i wtedy na pewno wygodnie, a jeszcze będziemy robić misie.

Louis zmarszczył brwi.

— Położyć się? — Harry skinął głową. — Nie przygniotę cię swoim ciężarem?

— Przecież ty chudziutki i malutki — zachichotał, a następnie owinął ramiona wokół jego talii i powoli zaczął przysuwać go do siebie. Louis oparł się rękami o skałę, bojąc się, że przez śliski ogon się z sunie, jednak kiedy tylko ułożył się wygodnie na ciele ukochanego, poczuł maksymalne rozluźnienie. — Już dobrze, Lou?

Idealnie pomyślał, wtulając się mocniej w ciało Harry'ego. Poprawił głowę i wcisnął ją w zgięcie jego szyi, na co chłopiec przesunął dłonią po jego nagich plecach.

— Słodkich snów — powiedział Harry i cmoknął go w czoło, a następnie sam zamknął swoje oczy, nie mogąc przestać się uśmiechać.

Bo to on mógł się zaopiekować swoim przeznaczonym.

***

Poranek w królestwie był bardzo intensywny. Obudziło ich głośne pukanie do drzwi i krzyk opiekunki pałacu mówiący, że mają się pospieszyć i głośne strzelanie talerzami. Louis poruszył się niespokojnie na klatce piersiowej Harry'ego i przesunął swój ogon, przez co przez przypadek otarł się o bruneta w ten sposób.

— Och — sapnął cicho i spojrzał z przerażeniem na chłopca, który również zdawał się być zaskoczony, szczególnie po wczorajszej odmowie.

— Duże misie o poranku? — zapytał niepewnie. — Czy to przypadkiem?

— Jak to się... Czy to są...

— Specjalne łuski. Kiedy dwóch przeznaczonych, to też takie złote i wtedy bardzo przyjemnie. Każdy przeznaczony musi jajeczka — wytłumaczył spokojnie, chociaż Louis słyszał w jego głosie to charakterystyczne drżenie, kiedy był podniecony. — Ale szanowanie twojej decyzji i rozumienie, że ty nie chcesz robić dużych misiów.

Louis rozplątał wodorosty i powoli zaczął się podnosić. Spojrzał na Clifforda, który wesoło merdał syrenim ogonem i pogłaskał go za uchem. Zwierzak musiał mieć bardzo dobrą noc.

— Tak jak obiecałem, za kilka miesięcy, skarbie — powiedział, a Harry uśmiechnął się na to smutno, ponieważ oczywiście, że miał nadzieję, że szatyn zmienił zdanie i przytulił się do niego mocno. — Dziękuję za dzisiejszą noc. Dzięki tobie się wyspałem.

loving shade of blue | part 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz