***
Minęły trzy dni od momentu, w którym Harry i Louis się do siebie zbliżyli. Szatyn zajął się sprawami królestwa (nie powiedział Robinowi o swoich podejrzeniach, decydując się na przejrzenie w nocy jego komnaty, gdyż wiedział, że król zaprzeczy), natomiast Harry całe dnie spędzał z mamą, Cliffordem i Zaynem opiekując się rodzeństwem. Cały czas sprawdzał miejsce pod swoim ogonem, gdzie niedługo powinny pojawić się upragnione jajeczka, jednak nie było po nich ani śladu.
— To masakra, jestem taki zdenerwowany — powiedział ze łzami w oczach. — A co jeśli nie możemy mieć maluszków? Ja tego nie wytrzymam, bo największe pragnienie i... — głos mu się załamał. — To nie ma sensu, jeśli bez maluszków. Nie chcę adoptować, chcę moje własne, żeby wyglądało jak ja i Lou. Przecież ja grzeczny, więc zasługuję.
Anne odłożyła małą syrenę na łóżko i objęła swojego syna, jednocześnie przyciskając wargi do jego skroni. Harry zacisnął mocno oczy z całej siły broniąc się przed popłakaniem się i powoli pogłaskał dziecko po głowie. Uwielbiał swoje małe rodzeństwo i tylko dzięki nim się jeszcze trzymał. Bycie z nimi blisko sprawiało, że był spokojny.
— Nie martw się, maluszku. Wszystko się ułoży, może wasze jajeczka potrzebuję więcej czasu, niż normalne — tłumaczyła mu Anne, przejeżdżając palcami po jego włosach.
— Ale trzy dni to tak długo, już dawno powinny być z nami i rosnąć przy mnie, żeby za tydzień śliczne maluszki w ramionach. Chciałbym się już zaopiekować i dać dużo misiów i buzinków.
— I zaopiekujesz się, obiecuję — zapewnił go Zayn. Położył dłoń na jego ogonie i łagodnie go pogłaskał, by okazać mu wsparcie. — Jesteś bardzo niecierpliwy, trzeba dać sobie czas. To dobrze, że długie oczekiwanie, bo będziecie tutaj z nami i będziemy mogli robić ciągle misie.
Harry przejechał dłonią po swojej twarzy.
— Przepraszam, że taki emocjonalny, ale już nie mam siły. Jeszcze ostatnie trzy dni pełne nudy i ja już nie wiedzieć, co robić, bo nawet misie z wami nie pomagają — westchnął zmęczonym głosem. — Ląd to najcudowniejsze miejsce w jakim byłem. Nawet Atlantyda nie była tak piękna jak mój dom.
— Naprawdę? Czy to dlatego, że na lądzie możesz używać penisa?
— Nie, Zee. Nie zawsze chodzi o duże misie i klapsy, czasami chodzi o bycie na górze i miłość od innych ludzi. Kocham was najmocniej, ale stęskniony też za Nilem i Limą, a nawet za serem żółtym. Chciałem z nim przepłynąć, ale nie wytrzymał takiej długiej podróży. — Zrobił krótką przerwę i podniósł się tak, by wygodniej ułożyć dziecko w swoich ramionach. — Moje miejsce to ląd i już nigdy się to nie zmieni. Potrzebuję powietrza.
Na początku Anne i Zayn nie odpowiadali, ponieważ bardzo smuciło ich to, co powiedział Harry. Chłopiec był naturalnie syreną, więc powinien chcieć zostać razem z nimi, ponieważ to tutaj był jego najprawdziwszy dom.
— Szanujemy decyzję, ale nie rozumiemy — powiedział po kilku minutach Zayn. — Najlepsze przyjaciółki od zawsze, więc skoro Atlantyda odkryta, to dla ciebie nauczę się chodzić i odwiedzę cię na górze.
— Naprawdę? — zaskoczył się brunet, na co Zayn zaczął chichotać i łaskotać go po łuskach. — A mamusia?
— Mamusia zawsze kocha swoje maluszki, nieważne czy grzeczne, czy nie — zapewniła go z łagodnym uśmiechem i ponownie do siebie przytuliła. — A ja wiem, że twój przeznaczony najlepsiejszy na świecie, więc pod dobrą opieką. Szkoda, że nie chcę koronacji. Ładny król i ty królewna.
CZYTASZ
loving shade of blue | part 2
FanfictionDruga część Lonely Shade Of Blue. Harry i Louis żyją razem na lądzie już trzy miesiące. Jakim cudem znajdą się w podwodnym królestwie? I czemu papa Harry'ego tak bardzo domagał się przybycia przeznaczonego syna?