LSOB 2 - Rozdział 2

821 128 117
                                    


Tego dnia na zewnątrz padał deszcz. Zaraz po otworzeniu oczy Harry westchnął głośno z niezadowoleniem, ponieważ miał z Louisem pójść na odkryty basen. Mężczyzna obiecał mu, że specjalnie przesunie jedno zamówienie, by się z nim wybrać, jednak jak zwykle ich plany musiały się zmienić. Harry miał nadzieję, że chociaż uda mu się przekonać Lou, by poszedł z nim na zamknięty, gdyż naprawdę miał ochotę popływać.

Rozejrzał się po pokoju, zauważając, że ukochanego nie było w pomieszczeniu, a Clifford drzemał sobie na dywanie. Podniósł głowę i spojrzał na zegarek, chcąc sprawdzić godzinę. 

— Jeden i dwa — szepnął ze zmarszczonymi brwiami. — Jeden to dziesięć, a dwa to dwa, więc... o jeju, jak już późno. Cliff, ty zawsze mnie budzić jak nie chcę, a gdy dzień szykuje się super, to nigdy. 

Pies podniósł łeb i spojrzał na niego z niezrozumieniem. Harry zsunął z siebie kołdrę, po czym naciągnął na stopy skarpetki i wstał z łóżka. Przelotnie pogłaskał Clifforda, a następnie wyszedł z pokoju w poszukiwaniu Lou. Mężczyzna nigdy nie dawał mu tak długo spać, ponieważ później miał problem z zaśnięciem w nocy. Nie rozumiał, dlaczego nie został obudzony przed dziewiątą. 

— Lou, gdzie jesteś? Czemu ja wstać tak późno, przecież dziś dzień dla nas — powiedział głośno w drodze do salonu. Rozejrzał się po pomieszczeniu i nie dostrzegając ukochanego, westchnął, po czym odwrócił się na pięcie i poszedł do pracowni. Położył dłoń na klamce, jednak jak się okazało, było zamknięte. — Lou, dlaczego się zamykać? Chodź na poranne misie, a potem na basen. Spać tak długo i teraz całą noc oglądać teletatizor. Otworzysz?

Odpowiedziała mu cisza. Chłopiec zmarszczył brwi i pociągnął jeszcze raz za klamkę, tym razem jeszcze pukając. Zrobiło mu się przykro, że Louis znowu się przed nim zamknął. Nie wymagał od niego rozmowy, chciał tylko być blisko niego. Już mu tłumaczył, że ucieczka wcale nie była rozwiązaniem. 

— Lou, bo ja smutny teraz. Nie chcę misiów z Cliffem. 

Jak na zawołanie, w przedpokoju pojawił się pies. Harry odsunął się od drzwi i wskazał palcem na drzwi. Zwierzę zrozumiało aluzję, od razu zaczynając drapać. 

— A odpowiedzieć mi chociaż jedno słowo? Bo ja już nie wiem, co robić, a chcę wiedzieć, że ty bezpieczny — kontynuował, wpatrując się w klamkę. 

Ponownie nie otrzymał odpowiedzi. Zrezygnowany poszedł do kuchni i włączył wodę na herbatę, chcąc się odrobinę uspokoić. Nienawidził, kiedy Louis tak po prostu znikał i nie dawał żadnych znaków życia. Był wtedy bardzo zdenerwowany i nie mógł się na niczym skupić. A jeśli mężczyzna miał zły dzień i potrzebował przestrzeni, to przecież Harry by mu ją dał. Nie lubił go zmuszać do misiów, ale chciał widzieć, że nie działa mu się krzywda. 

— Lou pewnie nawet nie wyjść dziś z pokoju, Cliff — powiedział, po czym poklepał psa po głowie. — Fajna czarna kulka. To co dziś robić cały dzień i całą noc? Misiów z tobą nie chcę, ale my móc może jakiś spacer. Na basen zwierzęta nie, ale jezioro chyba tak. No albo kaczki, ale kaczki głupie jak but. 

Podniósł się z krzesła i otworzył lodówkę. Szybko przejrzał jej zawartość i sięgnął po szynkę, by rzucić nią płasko o podłogę. 

— Jedzonko dla ciebie, bo obrzydliwe krojenie mięcha. Musieć poprosić Lou, bo on kroi do miski, a ja później noszę. Brzydzić się noszeniem tobie jedzonka, a ja mam dobre serce i go wyręczać — wytłumaczył spokojnie, wciąż przeglądając zawartość lodówki. — To ja sobie zjeść ser żółty i może nutelle, żeby słodko i fajnie gorąco. Ale chyba nie pomyśleć wcześniej, bo przecież pada i jak my nad jezioro gdy pada. — Pokręcił z niezadowoleniem głową, po czym wyciągnął kostkę sera. Położył ją na desce do krojenia i sięgnął po nóż. — Pyszności dla Lou, chociaż ja teraz smutny, że on się zamknąć. Pewnie kanapki leżeć i schnąć, to nie dam mu sera, bo się zmarnować.

loving shade of blue | part 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz