Rozdział 8

1.6K 67 23
                                    

Patrząc w ogień, dotknęłam twojej twarzy.
A kiedy płonął - płakałam.

Patrzyłam na płomień w zapalniczce, którą trzymał w dłoni. Był ranek, jednak czarne zasłony uniemożliwiały nam dostęp do światła.

Mogę cię potrzebować albo się zepsuję

- Kocham cię - szepnęłam. Powiedziałam to co myślałam, jednak czy te słowa były odpowiednie?

- Csii.. Nie mów tego. Nie warto. - przyłożył mi palec do ust w geście uciszenia. Przytaknęłam, rozumiejąc jego głowa.

- Nicolas.. - zaczęłam, jednak nie dał mi skończyć.

- Kiedyś zrozumiesz i uświadomisz sobie, że to był błąd. Może teraz tego nie wiesz, ale to była pomyłka w naszym nędznym życiu. Może kiedyś się spotkamy, nie koniecznie na ziemi. - mruknął, gasząc zapalniczkę.

- W piekle? - spytałam.

- Dokładnie tak. - potwierdził moje słowa. Uniósł kącik ust w niewielkim uśmiechu.

Odwzajemniłam go.

Ponownie zapalił promień, przez spojrzałam w jego oczy. W brązowych tęczówkach
uwydatniał się mrok z martwym pobłyskiem pomarańczowego światła.

Moje myśli przerwał dzwonek do telefonu.
Jego telefonu. Zerknęłam na szafkę nocną, gdzie precyzyjnie leżał. Nicolas westchnął, gasząc ogień i chowając zapalniczkę do kieszeni.

- Muszę odebrać. - wstał z łóżka, zabierając urządzenie ze sobą. Przymknął drzwi, wychodząc w stronę salonu. Podążyłam za nim, chcąc dowiedzieć się czy rozmawia z Simone.
Moje przepuszczenia zostały potwierdzone.

Przysunęłam się bliżej drzwi, słuchając dokładnie co odpowiada. Uzupełniając całą rozmowę z kontekstu zdania.

- Nie mam nic z tym wspólnego. - zaprzeczał.

- Nie kłamię, Simone. Nigdy bym jej nie wziął do siebie. - wytknął. Zacisnęłam usta w wąską linię, słuchając dalej.

- Pierwsze słyszę, że Alessandro jest martwy. Nic o tym nie wiedziałem. - skłamał. Przez kilka chwil był cicho, przez co myślałam, że zakończył rozmowę, lecz pomyliłam się po raz kolejny.

- Dobrze wiem, że straciłeś tyle kasy. On jest jest jedynym człowiekiem, który przyjmuje kobiety za pieniądze. Znajdzie się kolejny, nie panikuj. - warknął, było słychać, że miał dosyć tej rozmowy.

- Nie mam czasu. Za chwilę wychodzę.

- Nie przyjeżdżaj tu. Mam towarzystwo. - usłyszałam piknięcie. Rozłączył się. Ponownie wróciłam na swoje miejsce, chcąc uniknąć jego krzyku. 

- Simone tutaj dzisiaj przyjedzie. - wychrypiał, otwierając drzwi od sypialni. Skierował się w stronę łóżka, oparł się o jego zagłówek.

- O której? - szepnęłam niepewnie.

- Za kilka minut. - zacisnął szczękę po raz kolejny. Wydawało mi się, że także nie był z tego faktu zadowolony.

- Możesz go nie wpuszczać?

- Nie mogę. Prędzej czy później dowie się, że tutaj jesteś.

- Proszę nie rezygnuj ze mnie. Zmienię się. - błagałam. Byłam cholernie zdesperowana.

- Przestań.

- Przepraszam, nie zostawiaj mnie... Chcę abyś był przy mnie. - powtarzałam po raz kolejny, chciałam tutaj zostać. Musiałam.

- Maripossa... To musiało się skończyć. - przyznał, zaciskając szczękę.

Wszystko, co mówiłeś, było kłamstwem.

Niestety miałeś drugie ja, o którym nigdy nie wiedziałam.

A w gierkach, w które pogrywasz ze mną.
Zawsze zwyciężasz.
Zawsze wygrywasz.

Jestem bezradna. Jestem słaba.

Tknij we mnie życie.
Przywróc mnie do życia.

Bez twojego dotyku.
Umieram w środku.

Ty jesteś życiem, pośród śmierci

Muszę otworzyć oczy i iść dalej.

- Weź to. - dał mi niewielki woreczek, a w nim trzy tabletki.

- Co to?

- Morfina. Jak będą cię bić, nie będziesz czuła takiego bólu. Działa po 30 minutach. Zapamiętaj. Gdy zauważysz, że Simone zamierza cię skrzywdzić, weź tabletkę. - mówił wszystko bardzo wolno. Tak, abym zrozumiała.

- Dobrze. - szepnęłam, wycierając pojedynczą łzę, lecąca w dół mojego policzka.

- Nie płacz. Nie pokazuj tam swoich słabości. Będzie to wykorzystywał. Nie odpowiadaj na jego żadne zaczepki. Prowokuje cię, chce sprawdzić na ile mu pozwolisz. Zapamiętaj płacz jest słabością.

- Zapamiętam.

***
Rozdział krótki, ponieważ wstawię dzisiaj kolejny.

Oznaczona 18+ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz