Rozdział 9

1.6K 65 30
                                    

- Gdzie ona jest? - warknął Simone. Nawet za ściany słyszałam jego ciężkie kroki. Mogłam się tylko domyślać, że był wkurwiony. Przez te kilkanaście dni, które spędziłam u Nicolasa, powinnam być niewolnicą Alessandro.

Ja byłam żywa, a on był martwy.

Podsłuchałam rozmowę bruneta z nim, wiedziałam, że odwiedził tamtą rezydencję, aby zobaczyć jak się sprawuje i czy nie robię problemów. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że mnie tam nie ma, a Alessandro leży martwy w kałuży krwi z kulką w głowie. Spodziewałam się, że blondyn nie dostał dwudziestu tysięcy, nie zasługiwał na nie. Słyszałam jego zdesperowany głos, nie mógł przetrawić tego faktu.

- Uspokój się. - powiedział Nicolas, siłując się na spokojny ton.

- Kurwa. - przeklnął. - Gdzie ona jest? Nie będę powtarzać. - syknął, trzaskając jakimiś drzwiami. Prawdopodobnie otwierał wszystkie po kolei, dopóki nie otworzy moich.

- Byłeś u Alessandro? - zmienił temat, coraz bardziej ułatwiając moją sytuację. Grał na czas.

- Byłem. I wiesz co? Moich pieniędzy nie ma! On leżał martwy, a Maripossa uciekła! I jakie było moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, gdzie przebywa. Oczywiście dobroduszny Nicolas przygarnął ją pod swoje skrzydła! - krzyczał, tyle ile miał sił w płucach. Usiadłam na łóżku w sypialni, czekając na rozwój wydarzeń. Byłam żałosna, myśląc, że mnie nie znajdzie. W końcu otworzy te drzwi, zabierając mnie ze sobą. Znów do piekła. Choć przez kilka dni zaznałam słodyczy w życiu, teraz czas na makabryczność ze mną w roli głównej.

- Czasami trzeba. - wzruszył ramionami.

- Nie, nie trzeba. Miałbym dwadzieścia tysięcy za nią. Nie musiałbym się z nią pierdolić! Zostałaby sprzedana, a papiery załatwione. Znalazłaby się następna naiwna dziewczyna i podwojona suma! - darł się.

W tym momencie rozumiałam, że Nicolas zrobił błąd. Mogłabym tam zostać, pewnie za kilka miesięcy byłabym martwa..

- Powtarzam po raz kolejny. Gdzie ona jest?!- powiedział wyraźnie. Słowo po słowie.

- Mówiłeś, że się nie powtarzasz. Właśnie to zrobiłeś. - odparł rozbawionym tonem. - Maripossy tutaj nie ma. - wrócił na poważny ton głosu.

- Doprawdy? - warknął. Przytknęłam dłoń do ust, widząc poruszającą się klamkę. Simone pociągnął ją, wchodząc do środka. Jakie było jego zdziwienie, gdy zobaczył moją osobę. - Nie ma jej, mówisz? - zapytał się.

Pociągnął mnie za nadgarstek. Próbowałam się szarpać, jednak wniosek był nijaki. Wzmocnił uścisk, wyprowadzając mnie z pomieszczenia. Spojrzałam skłonym do płaczu wzrokiem na Nicolasa. On jedynie wzruszył ramionami z bezradności.

Nie chciał mi pomóc.

Doskonale to rozumiałam.

Miałam na sobie jedynie luźną koszulkę, która spadała mi z ramienia i krótkie spodenki. Nie miałam na sobie butów czy żadnych skarpetek, jednak Simone to nie przeszkadzało. Wyprowadził mnie z mieszkania, nie przejmował się moim krzykiem. Nawet wzrokiem ludzi wpatrzonych we mnie.

Krzyczałam, prosiłam, błagałam, aż w końcu przestałam. Mój wysiłek był na marne.

W windzie zawiązał mi obie dłonie razem, a na oczy założył satynową opaskę. Nie widziałam zupełnie nic.

***

Zaprowadził mnie na schody, czułam, że znajdowaliśmy się już w tamtym magazynie. Zdjęłam obręcz, mrugając oczami. Nie pozwolił mi na to, lecz nie miałam siły już tego trzymać. Rzucił mnie na materac, wyjmując niewielki nóż z kieszeni. Zdjął z niego odbudowę, kucając przy mnie.

Oznaczona 18+ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz