Rozdział 11

1.3K 71 22
                                    

Przez siedem dni nie da się zakochać. Ta cała moja rzekoma miłość do Nicolasa była pieprzonym syndromem sztokholmskim.
On mnie nie kochał. Wykorzystywał mnie.
Moje ciało.

Jednak również w jakimś stopniu również mnie uratował.

Leżałam tam złamana psychicznie, wciąż płakałam i nie mogłam przestać. On zrobił to już wcześniej, ale ja okłamywałam sama siebie.
Że on jest moją pomocą.
Moim wszystkim.

Jednak się myliłam.

Związałam włosy w wysokiego kucyka, zakładając kurtkę skórzaną. Od tamtego incydentu w hotelu minęło ponad pół roku. Aż w końcu nastał dzień zemsty, zakrapianej ich krwią. Spakowałam wszystkie rzeczy do torby sportowej, zarzucając ją na ramię. Wyjęłam z kieszeni telefon, wybierając odpowiednią nawigację. Przez te kilka miesięcy dowiedziałam się zupełnie wszystkiego, a mój kierunek sięgał głównego mieszkania Simone, w którym obecnie przebywał.

Droga minęła w spokoju. Wyjęłam wsuwkę, wkładając ją do jego głównych drzwi wejściowych. Ku mojemu zdziwieniu otworzyły się bez problemu. Jak na psychopatę miał niskie zabezpieczenia ochrony w domu. Cicho je zamknęłam, podążając w stronę włączonego światła.

- Maripossa? - otworzył szerzej oczy, zakrywając usta dłonią.

- Możliwe. - wzruszyłam ramionami.

- Ale.. to przecież niemożliwe.. - plątał się w swoich słowach. - Ty nie żyjesz.. Mam omamy albo to tylko zły sen. - dodał, przykładając dłoń do czoła w celu sprawdzenia swojego idiotyzmu.

- Kto ci takich bzdur nagadał? - zmarszczyłam brwi.

- Niemożliwe..

- To co kochanie? Po kilku miesiącach czas na rewanż.. Nie sądzisz? - spytałam. - Szykuj się, pokaże ci jak diabeł bawi się na ziemi.

- Przestań. Zmieniłaś się

- Nienawidzę cię. Wiesz? Również nienawidzę tego jak ktoś wchodzi w moje życie butami. Porywa mnie, bije i gwałci. Czy tego chciałam?

- Tak. - przytaknął w przekonaniu.

- Zaskoczę cię w tej kwestii, oczywiście, że nie nie chciałam. Zniszczyłeś wszystko co dobre.

- Nie rozumiem.

- Strach zamienił twój mózg w papkę? Przestań kłamać. Wszystkie moje chwilę zmieniłeś w swoje. Sprawiłeś, że nienawidzę tego pieprzonego miasta. - krzyknęłam z rozpaczy. Nie kontrolowałam tego, swoich łez także. W tym momencie pokazywałam swoją słabość.

Co było błędem. Pierdolonym błędem.

Nabrałam powietrza do płuc, próbując uspokoić swój organizm. Nie powinnam wpadać w panikę.
Wyjęłam mocno trzymającą taśmę klejącą, kładąc ją na najbliższym stole. Popchnęłam go na krzesło, wyjmując nóż.

- Dzisiaj wyjątkowo nie mam cierpliwości. - przerwałam taśmę, zawijając jego ręce razem. Nie sprzeciwiał się, zupełnie jak ja w pierwszych dniach.

- Nie poznaję cię.

- Wiemy czym jesteśmy, ale nie wiemy czym możemy się stać. - mruknęłam. Przejechałam ostrzem po jego koszulce, robiąc szramę na brzuchu, która po chwili zaczęła ociekać szkarłatną krwią. Zacisnął szczękę, patrząc w bok, a następnie na dłonie, odziane w czarne rękawiczki.

- Dlaczego to robisz? - zapytał, przyjeżdżając wzrokiem po moim ciele.

- Dlaczego mnie porwałeś i chciałeś sprzedać? - odwróciłam pytanie, żądając odpowiedzi na nie.

- Nie odpowiem ci.

- Ponieważ..? - uniosłam brew, kucając przed nim.

- Ponieważ nie zrozumiesz. - warknął, chcąc się wyrwać.

- Doprawdy? Wydaje mi się, że dużo rozumiem.
O wiele za dużo. Mogę także powiedzieć, że kilka doświadczeń w życiu już posiadam, a najwiecej zdobytych przez ten rok. Kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od ciebie? - parsknęłam, kręcąc głową. Zacisnął usta w wąską linię, nie odpowiadając zupełnie nic. Spoważniałam, zaciskając dłoń na ostrzu noża.

Przysunęłam go do skóry Simone, robiąc na nim średniej wielkości wzór, przypominający literkę M, aby zawsze pamiętał moje imię. Motyl nie zawsze symbolizuje życie i wolność. Niekiedy krwawą zemstę, zakrapianą moją radością.
Ich strach, mój uśmiech.

- Nie musiałaś tego robić. I tak cię nie zapomnę. - wycedził przez zaciśnięte zęby.

- Chciałam abyś miał pamiątkę. - wzruszyłam ramieniem z niewinnym uśmiechem.

- Melancholia. - syknął, gdy pojawiły się w jego oczach oznaki pierwszego bólu, jak i smutku.

- Widzę, że masz niski próg bólu. A szkoda... - parsknęłam.

- Zemsta wiąże się z prawami honoru. Jest rodzajem wymierzenia sprawiedliwości. - przypomniałam, recytując cytat, pasujący do sytuacji. Zerknął na swój brzuch, widząc szkarłatną ciecz lecącą wzdłuż ciała.

- Maripossa.

- Świadomość śmierci pobudza do życia. - powiedziałam, przejeżdżając ostrzem po nagiej skórze klatki piersiowej Simone.

- Przestań! - krzyknął, powtarzając się.

- Dobrze. - uniosłam dłonie w obronnym geście. Włożyłam nóż do torby, a wyjmując z niej pistolet. Mężczyzna rozszerzył oczy na jego widok. Na jego twarzy gościło przerażenie, jednak na mojej rozbawienie. Bał się, zupełnie jak ja.

- Zdradzić ci sekret?

- Tak. - warknął.

- Będę ostatnią osobą, którą zobaczysz przed śmiercią.

- Nie zabijesz mnie. - zapewniał mnie w tych słowach. Zbierałam się na to tyle miesięcy, że nie robi mi różnicy jego gadanie czy podpuszczanie mnie. I tak dzisiaj będzie martwy.

Kopnęłam krzesło, tak aby się przewróciło na podłogę. Simone uderzył o nie głową, przez co przez chwilę był zamroczony. Szukał czegoś wzrokiem, a gdy jego tęczówki spoczęły na mnie. Nacisnęłam spust, kierując ładunek prosto w serce. Usłyszałam huk, a potem martwe ciało, topiące się w kałuży krwi.

Pomrugałam, wypędzając z umysłu zbędne wspomnienia.

- Simone? - usłyszałam krzyk męskiego głosu, dochodzący z korytarza. Prawdopodobnie należący do Emanuelle. Był udziałowcem w moim porwaniu. Zasługiwał na szybką śmierć z mojej ręki. Wszedł do salonu, jednak widząc moją osobę, cofnął się, zataczając się do tyłu.
Nie zamierzałam się odzywać, jedynie strzelałam do niego.

Kolejny huk. Kolejne martwe ciało. Kolejna zbrodnia. Kolejny sukces. Kolejna wykonana zemsta.

- Bo kiedyś każdy się podda i zapragnie śmierci. Taka już kolej rzeczy. - szepnęłam na odchodne.

Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, robiąc to tak umiejętnie, abym nie zostawiła żadnego śladu.

Bo szczęście stało się czymś nienaturalnym.

Zupełnie innym.

I tak zakończyło się coś, co nigdy nie powinno się zacząć.

Tonęliśmy w morzu łez, które wylaliśmy, ale w ciszy, bo żadne z nas nie płakało na pokaz.

Oznaczona 18+ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz