Rozdział 6

2K 74 57
                                    

Byłam uwolniona od wszelakich narzędzi tortur. Żadnych łańcuchów czy innych niepotrzebnych rzeczy. Stałam obok rozbitego okna, patrząc w przestrzeń, a raczej na widoki w oddali.
Las i jeszcze raz las.

- Gotowa? - usłyszałam głos Nicolasa. Chwycił torbę z ziemi. Zerknęłam na niego kątem oka, gdy chował broń za pasek spodni.

- Nie. - pokręciłam głową. W żadnym stopniu nie byłam gotowa. Na taką sytuacje nie da się przygotować. To był cholerny absurd. Ludzi się nie sprzedaje. Jednak się myliłam. Jeszcze w dwudziestym pierwszym wieku to robili. Jeśli nie mieli pieniędzy, zabierali się za takie radykalne kroki.

- Musimy iść. - pospieszał mnie. Spojrzałam w dół na swoje ubranie. Miałam na sobie o wiele za krótką, czerwoną sukienkę i takiego samego koloru wstążkę we włosach. Również nie zapominając o mocnym makijażu i krwistej pomadce na ustach.

- Proszę.. Nie chcę tam iść. - błagałam. Starałam się. Cholera, robiłam wszystko byleby tutaj zostać. Jeżeli tutaj wydawało mi się, że jestem w piekle, myliłam się. Tam będzie jeszcze gorzej.

- Błagam. Chcę zostać z tobą... - odparłam załamana. W tamtym momencie nie wiedziałam co mówię. Wszystko co myślałam, wypływało mi z ust.

- Maripossa. Przestań. - warknął, przecierając zmęczone oczy. Zaciągnął mnie do samochodu, zgarniając jakieś dokumenty, paszport i kilka innych rzeczy, których nie rozpoznałam.

Oparłam głowę o szybę, czując swój koniec.
Nie znałam drogi, ale nawet nie chciałam patrzeć przez okno. Nie zasłonił mi oczu, nie zrobił zupełnie nic, aby mnie przywiązać. Zamknęłam oczy, czując przypływający sen.

- Wstawaj. - wychrypiał. Wydawało mi się, że nie spałam aż tak długo, aby nie wiedzieć co się dzieje. Trzymał w dłoniach małe pudełeczko. Brunet również przeniósł spojrzenie na to samo miejsce. Westchnął, otwierając je. Zmarszczyłam brwi, widząc złoty wisiorek z małą literką i niebieskim motylem.

- Odwróć się. - Wyjął z pudełka, rozpinając go. Założył mi na szyję, zapinając, tak aby sięgał na idealną długość.

- Dlaczego to robisz? - zapytałam zmieszana, otwierając lusterko. Spojrzałam w nie widząc literkę N i skrzydlatą piękność.

N jak Nicolas...

Motyl, nawiązujący do mojego imienia. Symbolizujący wolność i ulotność.

Nie odpowiedział na moje pytanie.
Nie chciał lub nie mógł.

- Wychodzimy. - powiedział po chwili. Otworzyłam drzwi, wychodząc z samochodu. Usłyszałam dźwięk domofonu, przez co uniosłam wzrok na twarz bruneta. Patrzyłam w jego oczy, a niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu.

Słysząc dosyć głośne piknięcie, skuliłam się, chowając za plecy Nicolasa.

- Nigdy go nie zdejmuj. - szepnął, wchodząc w głąb rezydencji. Wystrój był bogaty i luksusowy, a ludzi w środku brak. Albo byli doskonale schowali. W środku panował chaos. Przeważnie wszystkie okna były otwarte na oścież, przez co musiałam założyć ręce na piersi.

Weszliśmy do jednego pomieszczenia, najprawdopodobniej gabinetu.
Alessandro siedział przy biurku, żwawo pisząc coś na laptopie. Niemniej przykuliśmy swoją uwagę, przez co zamknął klapę urządzenia.

- Nareszcie. - westchnął. - Simone mówił, że przyjedziecie dzisiaj, jednak nie mogłem się doczekać. - klasnął w dłonie. Na pierwszy rzut oka wyglądał na psychopatę, a co dopiero jakbym spędziła z nim te kilka dni albo co gorsza lata.

- Tu masz wszystkie dokumenty. - Nicolas położył je na biurku, opierając się o framugę drzwi.

- Maripossa, jesteś piękniejsza niż na wcześniej wysłanych zdjęciach. Dlatego bardzo się cieszę z tego powodu. - uśmiechnął się, ukazując śnieżnobiałe zęby, podszedł do mnie, chwytając za nadgarstek. Na mojej twarzy automatycznie pojawił się grymas bólu.

- Gdzie pieniądze? - brunet go coraz bardziej pospieszał.

- W białej kopercie. - kiwnął głową w stronę biurka. - Jestem pewny, że będzie ci się podobać.

- Nie sądzę. - sarknęłam cicho. Wzmocnił uścisk, chcąc abym cofnęła te słowa. Nie zamierzałam.

- Gwarantuje ci to. Będziesz mi posłuszna. Simone i tak powiedział mi kilka słów o tobie,
a włosy? Powinienem cię ukarać, że je ścięłaś. - warknął. Dwie łzy poleciały w dół mojej twarzy.

Alessandro trzymał mnie za ramiona.
Stał centralnie za mną, zawijając moje włosy na swoją dłoń. Przestałam patrzeć na Nicolasa, kierując swój wzrok na buty, które nagle stały się wielce interesujące.

Myślałam, że to mój koniec. Koniec wszystkiego. Koniec wolności. Jednak doszukałam się światełka w tunelu.

Usłyszałam huk.

Wystrzał z pistoletu.

Poczułam krew.

Jednak nie moją.

Przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech. Jęknęłam, czując jak ktoś chwyta mnie dosyć mocno za nadgarstek. Szarpnęłam ręką, chcąc się pozbyć tego nieprzyjemnego uścisku.

- Nicolas.. - wymamrotałam, otwierając powieki.

- Nic nie mów. Wychodzimy. - pociągnął mnie w stronę wyjścia. Ostatni raz zerknęłam na miejsce zbrodni. Mężczyzna, który mnie kupił leżał w kałuży krwi. To nie było najgorsze, a mianowicie to, że był martwy.

- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, gdy wsiedliśmy do samochodu. Brunet nacisnął gaz, wyjeżdżając z posesji. Myślałam, że wracamy do opuszczonego magazynu, jednak jechaliśmy w drugą stronę.

- Niefortunne zdarzenie.

- Bo to nie jest pieprzone niefortunne zdarzenie. - syknęłam, patrząc na jego profil. Zacisnął szczękę, wciąż nie odwracając wzroku z jezdni.

- Zamknij się. Jeszcze choć jedno słowo, a wysiądziesz tutaj albo wrócisz do Simone. - warknął, wyprzedzając kolejny samochód. Zamilkłam, do końca drogi się nie odzywając. Co prawda, chciałam jeszcze kilka słów dodać, nie mniej wolałam go nie denerwować.

Samochód zaczął zwalniać, a następnie wjechał na podziemny parking. Dokładnie pamiętałam całą drogę od rezydencji Alessandro. Mogłabym uciec.
Wyjął kluczyki ze stacyjki, chowając je do kieszeni.
Otworzyliśmy drzwi, wychodząc z pojazdu.
Zmarszczyłam brwi, rozglądając się dookoła całego pomieszczenia. Zauważyłam mnóstwo drogich samochodów, co było dla mnie zdziwieniem.
Simone i Emanuelle potrzebowali kasy, a Nicolas? Wydawało mi się, że żył w dostatku.

Zabierając sportową torbę, skierował się w stronę windy. Nie czekał na mnie, z powodu czego musiałam przyspieszyć, aby dorównać mu kroku.
Nie spoglądał na mnie i milczał. Tak jakby mnie tu nie było. Rozumiałam jego zachowanie, gdybym była na jego miejscu, zrobiłabym to samo.
Weszliśmy do dźwigu, a mój wzrok przykuła przeszklona szyba, wiodąca widokiem na recepcję i parter. Sytuowała się tutaj niewielka fontanna, jak i skórzane siedzenia.

Nim się zorientowałam winda się zatrzymała. Wyszliśmy z niej na siwy dywan, który ciągnął się przez cały hol, do rozmieszczonych na całym piętrze mieszkań. Otworzył jedno z nich, przepuszczając mnie pierwszą w drzwiach. Stanęłam w miejscu, nie wiedzą co dokładnie robić. Spojrzałam na mały kalendarz, orientując się, że spędziłam w tamtym magazynie równy miesiąc. Przyłożyłam dłoń do ust, nie mając pojęcia w którym momencie zleciał ten czas. Prawdę mówiąc tam, czas mijał mi niemiłosiernie wolno i cholernie się dłużył.
Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty na godziny.

- Przebierz się. Wyglądasz jak dziwka. - powiedział, rzucając w moją stronę białą koszulką. Wskazał głową na jedne drzwi, dając mi znak abym tam poszła.

Skierowałam się w stronę łazienki, biorąc materiał ze sobą. Westchnęłam, zamykając drzwi na klucz. Oparłam się plecami o ścianę, opuszczając się w dół. Wplotłam palce we włosy, ciągnąc za ich końcówki.
Jednocześnie się cieszyłam, że tutaj jestem , a z drugiej strony wolałabym aby puścił mnie wolno. A Simone poniósłby konsekwencje.

Oznaczona 18+ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz