𝐽𝑒𝑠𝑡𝑒𝑠́ 𝑚𝑦𝑚 𝑠𝑛𝑒𝑚 𝑛𝑎 𝑗𝑎𝑤𝑖𝑒

166 19 59
                                    

Jego oddech przyspieszał coraz bardziej, gdy stawiał kolejne kroki. Biegł ile sił w płucach, nie wiedział gdzie jest. Nie liczyło się to dla niego. Musiał biec. Biec. Biec. Czuł jego oddech na karku, nie mógł się zatrzymać. Gałąź. Potknięcie. Huk ciała upadającego na twardy asfalt. Gdy chciał wstać, poczuł mocny uścisk na ramieniu. Został obrócony na plecy, zacisnął oczy. Słyszał szybki oddech, a słońce zasłoniło mu jakieś ciało. Gdy otworzył oczy, ujrzał te ukochane tęczówki, które pod wpływem słońca wydawały się bardziej niebieskie.

— Levi — wyszeptał przerażony, nie mogąc uspokoić oddechu.

— Nie uciekniesz ode mnie, szczeniaku — czarnowłosy wyszeptał i złączył ich wargi w namiętnym pocałunku.

Eren nie stawiał się wcale. Gdyby powiedział, że tego nie chce — skłamałby. Oddał się starszemu w całości. Należał do niego. Nie śmiał nawet temu zaprzeczać. Ackermann wyraził się jasno i wyraźnie. Jeager mu nie ucieknie.

— Oi, śpiąca królewno! — szatyn poczuł mocnego liścia, który wybudził go z tego dziwnego snu.

Wyższy od razu wyprostował się i rozejrzał. Był tam, gdzie był od kilku dni. Musiał zasnąć podczas przerwy między przesłuchaniami. Nie spał od kilku dni i widocznie organizm sam padł. Spojrzał nieprzytomnie na Levi'a, obok którego stała uśmiechnięta Hanji. Nieświadomie zadrżał. Wiedział co go czeka. Zdecydowanie wolał być sam na sam z czarnowłosym. Z tego co słyszał z ich rozmowy — jest tu ponad tydzień, a od kilku dni Ackermann zachowuje się jakby był zupełnie innym człowiekiem, gdy tylko zostają sami. Opatruje mu rany, zmywa krew. Ostatnio nawet ściął mu włosy, gdyż uważał, że krótkie są wygodniejsze dla nich obu. W kwestii tortur nie mylił się wcale.

Agonalne krzyki Jeager'a dało się słyszeć nawet poza drzwiami. Między nimi brzmiały wkurwione wrzaski Levi'a. Pozostali członkowie Libertà piena di sangue starali się unikać tego miejsca szerokim łukiem, nawet sam Erwin. W końcu nikt normalny nie czerpie przyjemności ze słuchania dźwięków cierpienia. Dlatego właśnie Hanji i Levi nie byli uznawani za normalnych ludzi w mafii.

— To co Eren? Powiesz nam, czy kolejny palec leci? — Zoe pochyliła się do niego, a kobaltooki stał przy jego ręce, trzymając jego palec.

Dwa z dziesięciu były złamane pod nienaturalnym kątem. Nie miał siły powstrzymywać łez bólu, więc po prostu pozwalał im skapywać na jego nogę. Do jego uszu dotarło pogardliwe parsknięcie.

— W kimś chyba obudziło się dziecko. Nie rycz Jaeger, tylko mów co wiesz.

— Naprawdę nie wolisz nam powiedzieć i mieć tego wszystkiego z głowy? — uniosła brew. — A może rzeczywiście jesteś masochistą?

Oczywiście, że wolałby mieć już to wszystko z głowy. Znaleźć się w szpitalu, by opatrzyli mu i nastawili wszystko co trzeba. Jednak naprawdę nie wiedział nic i nie znał sposobu, by im udowodnić, że mówi prawdę. Więc po prostu milczał, czekając na kolejny ruch porywacza,

— A więc wolisz łamanie palców — po chwili, po pomieszczeniu, rozniósł się dźwięk łamanej kości i agonalny krzyk Eren'a.

Levi nastawiał mu palce u wszystkich palców dłoni. Byli znów sami. Jaeger trząsł się i telepał z powodu bólu. Chciał, by ból minął. By już nie czuć tego nieprzyjemnego uczucia. Spojrzał żałośnie w oczy niższego. Ten, po nastawieniu palców, spojrzał mu w oczy. Westchnął, zdobywanie zaufania nie trwało jakoś mega długo, a już czuł się tym zmęczony. Marzył o tym, by przestać udawać i pokazać chłopakowi, że jego stan w pełni zadowala bruneta. Jednak nie mógł. Albo to, albo nie dostaną pieniędzy. Musiał się pohamować.

— To nie może tak dłużej trwać, Eren — przemówił. — Hanji nie ma litości, a ja nie mogę się przy niej hamować dla ciebie, nieważne jakbym chciał.

ᴍʏ ʟᴏᴠᴇ ғᴏʀ ʏᴏᴜ ғᴇᴇʟs ʟɪᴋᴇ sᴛᴏᴄᴋʜᴏʟᴍ sʏɴᴅʀᴏᴍᴇ || ʀɪʀᴇɴ {✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz