Nastał wieczór we Florencji. Dochodziła godzina dziewiętnasta, a że była zima, to szybko robiło się ciemno. Eren wracał z uczelni. Biały kłębek powietrza wychodził z jego ust, z każdym oddechem. W uszach miał słuchawki z zapętloną piosenką ''Billie Jean''.
Musiał skręcić w ciemniejszą uliczkę, gdyż na jej końcu znajdowała się, zamieszkana przez niego, bogata okolica. O tej porze kręciły się dziwne typy, ale wszystkich ich znał. Wyglądają na podejrzanych, ale są niegroźni. Czasami poratują fajką. Kroki szatyna brzmiały w rytm piosenki króla Pop'u. Szedł spokojnie, nie obawiał się, że ktoś nagle wyskoczy na niego z nożem. Po mimo pozorów, to spokojna dzielnica. Wziął głęboki wdech i, na chwilę, przymknął oczy. I właśnie w tamtym momencie, ciemność stała się niepokojąco długa.
Obudził się. Wiedział, że jest przytomny. Jednak przed oczami miał ciemność, dłonie i ręce były związane, przez co nie mógł choćby usiąść. Jednak usta miał dalej wolne, próbował nasłuchiwać dźwięków wokół niego, jednak panowała cisza.
— Halo? — odezwał się w końcu. — Jest tu kto? — echo jego głosu rozległo się po pomieszczeniu.
Po częstotliwości echa pojął, że znajduje się w dużym, lecz pustym pomieszczeniu. W powietrzu było czuć zapach wilgoci i pleśni. Pod sobą czuł zimną podłogę, a także dopiero teraz poczuł, że jest w samych bokserkach.
— Stąd to zimno — pomyślał, gdy nagle usłyszał otwieranie drzwi.
Spiął się i znieruchomiał, nasłuchując. Ciężkie kroki zbliżały się w jego stronę, ta osoba albo była wysoka, albo dość otyła. Albo jedno i drugie. Jeager zacisnął usta, gdy prawdopodobnie mężczyzna, a przynajmniej szatyn sądził, że to jest mężczyzna, zerwał szmatę z jego oczu. Na chwilę oślepiło go światło, lecz gdy tylko jego wzrok przywykł do ilości światła, ujrzał wysokiego blondyna, gdy powoli uniósł wzrok w górę. Nie było to łatwe z powodu jego pozycji. Miał niebieskie oczy, ubrany był elegancko. W oczy rzucały się jego duże brwi. Eren patrzył na niego z przerażeniem. Nie wiedział co tu robi, co się dzieje i kim jest ten człowiek. Nie rozumiał też, dlaczego akurat go porwano. Nie zrobił przecież nic złego, a bynajmniej nie przypominał sobie, by zrobił.
— Widzę, że się obudziłeś — odezwał się blondyn. — Pewnie teraz krąży ci wiele myśli po głowie. Przychodzę z pomocą. Wiemy jak się nazywasz, kim jesteś i gdzie mieszkasz. Znamy także twojego ukochanego ojczulka, który jest nam winny dość sporą sumę pieniędzy. Ty pomożesz nam ją odzyskać.
— Dlaczego niby miałbym to robić?! Porwaliście mnie! — krzyknął chłopak, a oczy jego oprawcy zabłysły.
— Od tego zależy twoje życie, Eren. Powiesz nam, gdzie twój ojciec trzyma sejf. Wtedy cię wypuścimy. Nie masz wyboru, a żeby mieć pewność, że wszyściutko nam wyśpiewasz, niczym skowronek w słoneczny dzień, przesłuchiwać cię będzie najskuteczniejszy z moich ludzi.
Jakby na znak, Jeager usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Niestety oświetlone było tylko miejsce, w którym leżał związany chłopak. Wsłuchiwał się w kroki, które roznosiły się po całym pokoju. W końcu go ujrzał. Niski mężczyzna, o włosach czarnych niczym krucze pióra. Cera blada jak śnieg, uroda kobieca i delikatna. Jednak to co przerażało szatyna najbardziej, to oczy przybysza. Były niczym zachmurzone niebo, nie było w nich ani iskierki życia.
Po mimo niskiego wzrostu, brunet był dobrze zbudowany, co podkreślał czarny golf, który miał na sobie. Eren musiał przyznać — mężczyzna był naprawdę przystojny. W szkole byłby uznawany za największego przystojniaka. Dałby mu maksymalnie 20 lat.
— Levi, poznaj swoją nową zabawkę. Masz od niego wyciągnąć wszystko, co może nam się przydać — brwiasty spojrzał na niższego.
Ten tylko przejechał po chłopaku wzrokiem i wydał jego charakterystyczne "tsk". Nie widziało mu się zajmować jakimś bachorem. Wiedział jednak, że jest to syn faceta, który był im coś dłużny. Westchnął ciężko i kiwnął głową na znak, że rozumie swoje zadanie.
— Więc bawcie się dobrze. Możesz zrobić z nim co chcesz, byleby był w stanie mówić. Inaczej wszystko chuj strzeli — dodał wyższy, po czym opuścił pomieszczenie.
Rozległ się dźwięk zamykanych drzwi, który niósł się echem. Eren wiedział, że pobyt tu nie będzie przyjemny. Nie próbował się nawet okłamywać — bał się jak cholera. Nie pomagał fakt, że jego kat stał nad nim i przyglądał mu się, jakby z irytacji miał go zaraz zabić i wmówić swojemu szefowi, że z szatyna nie był w stanie nic wyciągnąć.
Niższy złapał mocno za włosy Eren'a i podniósł go, dzięki czemu chłopak teraz siedział. Jeager starał się nie wydobyć jakiegokolwiek dźwięku, wskazującego na to, że szatyn czuje jakikolwiek ból. Nie był w stanie jednak powstrzymać powiek, które zacisnęły się mocno, chcąc jakoś odwrócić uwagę mózgu chłopaka od bólu. Gdy ten ponownie otworzył oczy, jego tęczówki spotkały się z tymi domniemanego Levi'a. Z bliska bardziej przypominały kolor srebra. Cień padający na jego twarz, z powodu włosów zasłaniających ją przed światłem, powodowały większą ilość ciarek przerażenia na ciele zielonookiego.
— Jaka szkoda, masz dość ładną buźkę. Ale, z tego co wiemy, o karierze modela nie marzyłeś — odezwał się brunet.
— Czego wy ode mnie chcecie? — wyszeptał przerażony.
— Głuchy jesteś czy głupi? Erwin już ci powiedział. Twój ojciec jest nam winny gruby szmal. Pomożesz nam go zdobyć albo dopilnuję, byś zdechł jak pies — warknął niższy.
Eren wpatrywał się przerażony na mężczyznę przed nim. Więc ten wysoki blondyn nazywa się Erwin. Mimo wszystko to dalej nie było odpowiedzią na jego pytania. Uważał, że jeśli pozna odpowiedzi i jakimś cudem się stąd wydostanie w jednym kawałku, wykorzysta swoją wiedzę, uzyskaną w tym miejscu, by się zemścić.
— Kim wy jesteście, do cholery? — spytał niepewnie.
— Naprawdę w takiej sytuacji chcesz znać moją tożsamość? Musisz być masochistą — parsknął brunet. — Jestem Levi, nazwisko jest ci kompletnie niepotrzebne.
— Pytam co wy jesteście za jedni! Czemu mnie porwaliście?! — nie wytrzymał, za co oberwał z liścia w twarz.
— Nie szczekaj za głośno bo wyrwę ci ten twój język — brutalnie wepchnął dłoń w jamę ustną młodszego, złapał jego język i tak samo brutalnie wyciągnął go na zewnątrz.
Jeager czuł się, jakby jego mięsień ustny trzymał się na włosku. Czuł ból i dyskomfort. Do jego oczu naszły łzy, przez co Levi zaobserwował, że te zielone oczy stały się bardziej wyraziste i nabrały więcej koloru. Uniósł brew, a w jego oczach pojawił się dziwny, a zarazem bardzo niepokojący, błysk.
— Dlaczego cię tak to ciekawi? Czyżbyś myślał, że będziesz mógł nas wydać psom? — Levi parsknął śmiechem. — Powodzenia — mocniej ścisnął język ofiary, na co z jego ust wydobył się jęk bólu.
Ackermann z zaciekawieniem obserwował twarz młodszego. Nie wyglądał na więcej, niż 20 lat. Miał delikatnie ciemną skórę, długie włosy. Prawdopodobnie wcześniej były spięte, ale Erwin musiał zdjąć mu gumkę z włosów. Najbardziej 25-cio latka intrygowały oczy chłopaka. Nie był w stanie określić czy to morski niebieski, czy też trawowa zieleń. Zależało od kątu spojrzenia.
— Jesteśmy Libertà piena di sangue* — powiedział w końcu Ackermann i puścił język chłopaka. — Ta nazwa stanie się twoim największym koszmarem, Eren'ie Jeager — dodał kpiąco, odwracając wzrok do narzędzi stojących w ciemnej części pokoju.
Nie było czasu do stracenia. Brunet musiał się śpieszyć i zacząć od razu. Udał się w kierunku przedmiotów, tym samym znikając szatynowi z pola widzenia jego zielonych tęczówek.
———————————————————————————————
*Libertà piena di sangue (eng. freedom full of blood; pl. wolność przepełniona krwią) — mafia, do której należą Levi i Erwin.
CZYTASZ
ᴍʏ ʟᴏᴠᴇ ғᴏʀ ʏᴏᴜ ғᴇᴇʟs ʟɪᴋᴇ sᴛᴏᴄᴋʜᴏʟᴍ sʏɴᴅʀᴏᴍᴇ || ʀɪʀᴇɴ {✔}
Fanfiction!WAŻNA NOTKA W PROLOGU! Dwudziestoletni Eren będzie musiał zmierzyć się z pewną mafią, która porwała go z pewnego powodu. Zawsze, jeśli nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze. Najwięcej czasu Jeager spędzi z torturującym go Levi'em Ackermann'em...