𝑈𝑛𝑖𝑒𝑠𝑖𝑒𝑛𝑖𝑒

144 11 5
                                    

— Ćśśś, Eren.

— L-Levi, ahh!

— Cicho, mówię — warknął mu do ucha. — Usłyszą nas jeszcze.

Eren nie mógł powstrzymać dźwięków, które wychodziły z jego ust. Czuł się tak pierwszy raz, ale wiedział, że nie żałuje podjętej decyzji.



Jeager po raz kolejny krzyczał i wił się, podczas tortur. Robił wszystko, by to się skończyło. Rzucał się, błagał, obiecywał, że sobie przypomni. Nikt jednak nie przychodził mu na ratunek. Aż w końcu znów stracił głos. Jedyne, co mu zostało to trząść się i czekać, aż przyjdzie jego zbawiciel. I właśnie wtedy te dźwięki umilkły, a po jego ciele przebiegły przyjemne dreszcze, a z jego oczu została zabrana opaska. Myślał. ze się rozpłacze, gdy jego oczom ukazał się Levi. Dziękował każdym możliwym Bogom za zesłanie tego anioła, stąpającego po Ziemi.

— Spokojnie Eren, już jestem — do jego ust przyłożył szklankę wody i pochylił delikatnie. — Powoli, inaczej się udławisz.

Szatyn spijał każdy łyk, z wręcz chorym uwielbieniem. Zjawienie się Ackermann'a było dla niego jak wybawienie. W końcu woda się skończyła, a młodszy wydał z siebie cichy jęk zadowolenia. Jego palące gardło dziękowało za wodę, która w tamtej chwili wydawała się napojem Bogów.

— Posłuchaj Eren, nie może tak to wyglądać — zaczął poważnie Levi.

Szczerze miał już dość tych gierek. Cały czas rozważał propozycję Hanji, ale nie wiedział, czy to dobry pomysł. Nie był homofobem, żeby było jasne. Ale miał prawo nie czuć pociągu do facetów. Poza tym, nawet taki skurwysyn miał trochę oleju w głowie. Zaczynał rozumieć, że rozkochał w sobie tego chłopaka. Nie przeszkadzałoby mu to, gdyby nie te jego zielone tęczówki. Wydawały się takie szczere i delikatne. Nie kochał go, to było jasne. Jednak też nie chciał krzywdzić Eren'a w ten sposób, w końcu zawinił jego tata. Do teraz Ackermann nie do końca rozumie, czemu nie mogli po prostu porwać Grishy i siłą wyciągnąć z niego, gdzie trzyma pieniądze. Wykonywał jednak swoje zadanie. Westchnął zrezygnowany.

— Musisz zacząć gadać, Eren.

— Levi, mówiłem ci już — zaczął chłopak, a jego głos łamał się od krzyków i zmęczenia. — Powiedziałbym ci, gdybym tylko wiedział. Ojciec nigdy nie zdradzał takich rzeczy ani mi, ani mojej matce. Nie wiem nic, choćbym w tej chwili naprawdę tego pragnął.

Ackermann zmarszczył brwi. Takiej informacji nie dostał. Czemu nikt go do kurwy nie poinformował, że ten chłopak rzeczywiście może nic nie wiedzieć. Czemu nikt z ludzi stąd tego nie przewidział, przecież Jeager senior nie był idotą. W myślach wyzywał wszystkich, a zwłaszcza swojego przeklętego wuja.

— Wierzę ci, Eren — skłamał. — Ale moje zdanie się tu nie liczy. Musisz wpaść na cokolwiek, jakikolwiek trop, by dali ci spokój. Byś mógł wyjść — ułożył swoją dłoń na policzku szatyna, z fałszywą troską.

— Chciałbym. Wpadłbym na kod do tego sejfu, mógłbym się conajmniej domyślać co może się tam znajdować i jaka jest tego wartość, ale nie jestem w stanie wpaść na to, gdzie ten sejf może być, naprawdę — do jego oczu naszły łzy.

Był już naprawdę wykończony, fizycznie i psychicznie. Chciał móc zasnąć, odpocząć. Ale jeśli nie te sny go nawiedzały, to dźwięki z tych przeklętych słuchawek. Spojrzał na sprzęt z lękiem.

Brunetowi to nie umknęło i poczuł dużą satysfakację. Czuł dumę, że ten mały robak był zależny od jego łaski. Ah, gdyby tylko wiedział, że Levi za każdym razem stał i obserwował jego agonię z wręcz psychicznym wzrokiem. Czuł wtedy też swojego rodzaju podniecenie. Za każdym razem, uwalniał Eren'a od tortur, z wielką niechęcią. Mógł tak patrzeć na wijącego się i błagającego chłopaka, przez wieczność. Tej strony siebie nienawidził najbardziej. Nie dlatego, że miał wyrzuty sumienia. On nawet nie wiedział czym to jest. Irytowało go, że choćby chciał to nie może. Czerpał z tego przyjemność, ale nie mógł jej wyładować. I to właśnie sprawiło, że wizja seksu nagle zaczęła mu się bardzo podobać.

ᴍʏ ʟᴏᴠᴇ ғᴏʀ ʏᴏᴜ ғᴇᴇʟs ʟɪᴋᴇ sᴛᴏᴄᴋʜᴏʟᴍ sʏɴᴅʀᴏᴍᴇ || ʀɪʀᴇɴ {✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz