𝐽𝑎𝑚 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑇𝑦𝑏𝑎𝑙𝑡, 𝑡𝑦 𝑧𝑎𝑠́ 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑀𝑒𝑟𝑘𝑢𝑐𝑗𝑜

162 16 98
                                    

— Wiesz, Eren — zaczął czarnowłosy, biorąc w dłoń nóż. — Jestem człowiekiem kulturalnym. Lubię także muzykę, lubisz muzykę? — Ackermann spojrzał na młodszego.

Odpowiedziała mu cisza. Brunet westchnął zirytowany i podszedł do malutkiego radyjka, znajdującego się w rogu pomieszczenia. Włączył je i dał głośność na 45%. Do uszu Eren'a dobiegły pierwsze nuty piosenki ''Everybody loves somebody'' w zwolnionej wersji, którą nie raz słyszał na youtube. Wtedy mu się podobała, natomiast w obecnej sytuacji dostał nieprzyjemnych dreszczy.

— Podoba ci się? Przyjemniej będzie się rozmawiać niż gdyby było cicho — zapętlił piosenkę i wrócił do szatyna, ciągnąc za sobą wózek z różnymi nożami, tasakami, łamaczami lodów, obcęgami i tym podobne.

Chłopak nie potrafił opanować drżenia ciała. Nie potrafił pojąć, jak duży dług jego ojciec musi mieć, że ludzie dopuścili się porwania niewinnego chłopaka. Do tego zamierzają go teraz torturować. To było po prostu nienormalne.

— Jeszcze tylko krzesło i już do ciebie idę — odezwał się oprawca.

Ten facet brzmiał, jakby to nie było nic wielkiego. Jakby byli dwójką przyjaciół, która spotyka się w domu jednego z nich i będą sobie gadać o laskach lub grać w gry.

— Okej, a więc — Levi głośno postawił jedno krzesło przed Eren'em. — Zacznijmy od posadzenia cię na czymś, co da mi większe pole manewru.

Złapał Jeager'a pod pachą i uniósł, sadzając go na krzesło za nim. Miało ono paski na oparciach na ręce oraz na dole, by można było spiąć nogi. Spojrzał ostrzegawczo na chłopaka.

— Spróbuj czegoś głupiego, a tak skopię ci buźkę, że nie będziesz w stanie choćby mrugać.

Najpierw rozwiązał młodszemu nogi, klękając przed nim. Rzucił linę w bok i zwinne zapiął je paskami znajdującymi się na przednich nóżkach krzesła. Naciągnął trochę za mocno, przez co z ust szatyna wydobyło się syknięcie.

— Zabolało? Nie martw się, później będzie boleć bardziej — zadrwił, wstając z klęczek.

Pochylił Eren'a do przodu, by móc rozwiązać jego nadgarstki. Zapiął je na ramionach krzesła, równie mocno jak nogi. Wyrzucił gdzieś drugą linę, usiadł na swoim krześle, tuż przed szatynem. Zbliżył do siebie wózek i oparł się, patrząc Jeager'owi cały czas w oczy.

— Okej — odezwał się w końcu i oparł łokcie na kolanach, pochylając się do zielonookiego. — Powiedz mi grzecznie, gdzie twój tata trzyma swój sejf. Ile jest w nim pieniędzy i czy będzie próbował za tobą tropić — bawił się nożem, który znajdował się w jego dłoni.

20-sto latek milczał. Skąd miał wiedzieć takie rzeczy? Czemu oczekiwali, że będzie wiedział takie rzeczy? Nie zostało mu nic innego, jak wpatrywać się w swojego oprawcę, z nadzieją na łaskę. Jednak wyraz twarzy, który zmieniał się z sekundy na sekundę, uświadomił młodego Jeager'a, że nie ma co liczyć na litość.

— A więc musimy to zrobić po mojemu, rozumiem — wstał zniecierpliwiony.

Stanął przed przerażonym chłopakiem i zbliżył ostrze do jego policzka. Ten od razu przeniósł tam wzrok. Całe jego ciało drżało. Znowu uniósł wzrok na Levi'a. Ten pochylił się do szatyna i mocniej przycisnął nóż do jego twarzy.

— Powtórzę jeszcze raz. Gdzie jest ten sejf? — warknął.

— J-ja nie wiem, naprawdę! — szatyn w końcu wydobył z siebie jakiekolwiek zdanie.

— Zła odpowiedź, Jeager — czarnowłosy nagle przejechał ostrzem wzdłuż policzka Eren'a.

Z rany zaczęła płynąć strużka krwi, a zielonooki zacisnął mocniej zęby. Czuł strach i bezsilność. Nie wiedział co powiedzieć czarnowłosemu, by odpowiedź go usatysfakcjonowała. Zresztą, bał się powiedzieć czegokolwiek w tej sytuacji. Każde złe słowo mogło pogorszyć jego sytuację.

— Jeszcze raz. Gdzie jest ten cholerny sejf?

— Ja naprawdę nic nie wiem! Błagam, zostaw mnie!

Ackermann westchnął po raz kolejny. Czego on się łudził, że tym razem wszystko pójdzie łatwo i sprawnie? Nigdy nie szło. Zniecierpliwiony odłożył nóź i chwycił pincetę. Zastukał tymi małymi szczypcami i spojrzał w te jadowite oczy.

— Ile twój ojciec trzyma tam pieniędzy? — złapał jedną rzęsę chłopaka, gotowy ją wyrwać.

— Ja naprawdę nic nie wiem! — załkał szatyn.

Jedna rzęsa. Za każdą negatywną odpowiedzią, szła kolejny włosek. W końcu powieka Jeager'a była pozbawiona rzęs, a krew zbierała się maleńkimi kropelkami. Levi przyłożył narzędzie do drugiej powieki, a zielonookiemu powoli zbierały się łzy pod zaciśniętymi powiekami.

— Jak tak dalej pójdzie to zostaniesz bez rzęs. Choć może to lepiej? Z jedną łysą powieką będziesz wyglądał jak debil. A te małe włoski potrafią odrastać ponad 6 tygodni — niższy uniósł brew.

Zawsze się zastanawiał, dlaczego dla jego ofiar trudno jest powiedzieć, to o co się je prosi. Jedna informacja, a twoje piekło się kończy. Nie dopuszczał do siebie informacji, że ten chłopak nic nie wie. Mieszkał z ojcem w jednym domu, na pewno musiał coś wiedzieć, a starszy nie zaprzestanie tortur, póki niczego się nie dowie. Eren sam sobie to robił.

— Zacznij gadać bo gdy rzęsy się skończą, przejdę do brwi. Spoiler, to też nie jest za przyjemne — dodał.

— Ja naprawdę nic nie wiem, dlaczego tego nie rozumiesz — wyszeptał boleśnie chłopak. — Nie wiem gdzie jest sejf i ile jest w nim pieniędzy.

— No, w takim razie lecimy z drugim oczkiem — wyrwał trzy rzęsy na raz.

Levi nie zastopował pytań i kar, aż do momentu gdy ofiara została bez rzęs i brwi. Ackermann warknął wkurwiony i wstał. Agresywnie odłożył zakrwawioną pincetę i oparł dłonie na oparcie krzesła, na którym znajdował się szatyn. Spojrzał mu w oczy.

— Słuchaj, nie mam na to czasu. Rozumiesz? Masz mi powiedzieć wszystko co wiesz albo, jak matkę kocham, połamię ci wszystkie kości, poczekam aż się zrosną i połamię je od nowa! — uderzył z otwartej dłoni w oparcie.

Młodszy nie był w stanie zrobić nic innego, niż patrzeć w oczy oprawcy. Powieki, jak i łuk brwiowy pozbawiony włosków brwiowych, piekły go niemiłosiernie. Spuścił głowę, próbując sobie przypomnieć cokolwiek. Jakieś charakterystyczne miejsce, jakąś liczbę gotówki. Cokolwiek. Nic jednak nie przychodziło mu do głowy, nic nie wiedział. Był skazany na śmierć z bólu. To był jego koniec.

— Nic? Będziesz dalej marnować mój czas? — zapytał kobaltooki, który był u granic swojej cierpliwości.

— Nic nie wiem, naprawdę — wyszeptał ponownie.

Levi wyprostował się i przeczesał włosy dłońmi. Zaczął przechadzać się po pokoju. Sam tutaj prędzej zabije go na miejscu, niż coś z niego wyciągnie. Czas na jego broń ostateczną. Ona zada pytania, on będzie karał. Ruszył w kierunku drzwi i wyszedł. Eren zatrząsł się na echo zamykanych wrót. Zaczął się wiercić i próbować wydostać swoje kończyny z pasów. Były one jednak zapięte tak ciasno, że jedyne co robił to obcierał sobie boleśnie skórę. Zacisnął dłonie w pięści, a po policzkach spłynęły mu łzy złości i strachu. Dalej próbował pojąć co zrobił jego ojciec.


———————————————————————————————

Tybalt — krewny pani Kapulet ze sztuki pt. ''Romeo i Julia'' Williama Szekspira. Zabił Merkucja, przyjaciela Romea, w bitwie ulicznej. Zginął z rąk samego Romea, który zapragnął pomścić przyjaciela.

Merkucjo — krewny księcia Escalusa i najlepszy oraz najwierniejszy przyjaciel głównego bohatera tragedii pt. ''Romeo i Julia'' — Romea.

ᴍʏ ʟᴏᴠᴇ ғᴏʀ ʏᴏᴜ ғᴇᴇʟs ʟɪᴋᴇ sᴛᴏᴄᴋʜᴏʟᴍ sʏɴᴅʀᴏᴍᴇ || ʀɪʀᴇɴ {✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz