𝐾𝑜𝑙𝑐𝑒 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑠𝑧ł𝑜𝑠́𝑐𝑖

153 15 39
                                    

Zapach deszczu unosił się w powietrzu i dostawał się przez okna, gdy to czarnowłosa piękność wydała z siebie ostatni krzyk, który został przerwany donośnym płaczem dziecka. Do Verony zawitało nowe życie. Blade dziecko z oczami w odcieniu, który odpowiadał pogodzie towarzyszącej mu przy narodzinach.

— To chłopiec — rzekła jedna z jej koleżanek po fachu.

Żadna z nich nie odbierała porodu pierwszy raz. Tu, w Casa di dissolutezza e lussuria*, gdzie mężczyźni jak i kobiety mogli uwolnić swoje fantazje, wpadki zdarzały się częściej niż by tego chciano. Prostytutki zazwyczaj usuwały ciążę, gdyż ostatnie czego by chciały to dziecko z klientem. Kuchel była jednak inna. Odkąd tylko dowiedziała się, że jest przy nadziei, nie miała serca pozbyć się tego zarodka. Pokochała je od dnia poczęcia aż do teraz. Zdarzały się takie jak ona, jednak zazwyczaj zostawały wyrzucone na próg z niczym i skazane na głód.

Właściciel domu publicznego najpierw kategorycznie odmówił i zamierzał siłą zaprowadzić Olympię na zabieg. Nie zamierzał ryzykować swoją najlepszą pracownicą, z powodu jej zachcianek i jakiegoś bachora. Jednak, gdy ta obiecała mu, że jej dziecko będzie pracować tak samo jak ona, gdy tylko będzie wystarczająco duże, zgodził się. To był biznes, on chciał pieniędzy, a ona zatrzymania dziecka. To była jedyna opcja. I tak oto, w tym brudnym burdelu, znajdującym się na uboczu, o którym wiedzieli tylko nieliczni, przyszedł na świat mały chłopiec.

— Jak chcesz go nazwać, Kuchel?

— Levi — spojrzała przez okno, wymęczona porodem. — Będzie tym, co łączy* bliskich ze sobą.


Chłopiec siedział w szafie, oparty wygodnie o ścianę mebla. Pod jego plecami były poduszki, by było mu jeszcze wygodniej. Jego jedynym światłem była mała świeczka. Wodził wzrokiem po literkach, starej i pożółkłej już, książki opowiadającej o dziewczynce z zapałkami. A tak przynajmniej mówiła mu jego ukochana mama.

Dlaczego siedział w szafie? Sam nie wiedział. Jednak, jako trzylatek, nie za bardzo się tym przejmował. Od zawsze był grzecznym dzieckiem i robił, co mu się mówiło. Więc jeśli mama mówiła ''siedź w szafie, póki mamusia po ciebie nie przyjdzie'' to siedział. Zawsze dostawał od niej książki i pokrojone jabłko, by nie być głodnym. Mamusia potrafiła nie przychodzić przez kilka godzin. Zawsze też wkładała mu w uszy miękką watę, tłumacząc to tym, że ''łatwiej będzie mu się skupić na czytaniu książki''. Nigdy nie wyszedł z szafy, nie uchylił nawet jej drzwi. Był w końcu grzecznym dzieckiem.

Zmieniło się to, gdy wierna Levi'owi świeczka w końcu wypaliła się. Nie było to nic nowego dla chłopca, jednak zazwyczaj działo się to dosłownie chwilkę przed przyjściem mamy. Tym razem wypaliła się zdecydowanie za wcześnie. Czarnowłosy, z racji bycia małym dzieckiem, bał się ciemności. Wszystko wydawało się być złym potworem, który chce złapać go za stopy i odgryźć paluszki. Przestraszony więc odłożył delikatnie książeczkę i wyjął z uszu watę. Chciał wyjść z szafy i pobiec do mamusi, która ochroni go przed tymi złymi monstrami.

Wtem do uszu trzylatka doszły dziwne odgłosy. Nie wiedział czym są, ale wydawały się być blisko. W tle tych odgłosów słyszał męski głos, a także szepty mamusi. Zastanawiał się kim jest ten pan, przecież nie miał taty. W jego wieku nie wiedział nawet kto to w ogóle jest ''tata''. Bał się, że coś dzieje się jego mamie. Uchylił więc delikatnie drzwi szafy, by zobaczyć co się dzieje.

Pomieszczenie było oświetlone tylko lampką stojącą po prawej stronie łóżka. Levi był w takim położeniu, że mógł widzieć tylko ścianę. Na niej dojrzał poruszające się cienie i towarzyszące tym ruchom dźwięki. Niezbyt rozumiał czym są te dźwięki i co znaczą, ale bardzo spodobała mu się gra cieni. Była niczym zabawa. Uśmiechnął się, zafascynowany i próbował odgadnąć co przedstawiają ów ciemne kształty. Podkulił swoje chude nóżki pod brodę i wiernie obserwował przedstawienie na ścianie, zupełnie nie zwracając uwagi na szepty, westchnięcia i jęki. Nie bał się już nawet potworów z szafy, lecz na wszelki wypadek złapał swoimi małymi dłońmi palce u stóp, by osłonić je przed ewentualnym niebezpieczeństwem.

ᴍʏ ʟᴏᴠᴇ ғᴏʀ ʏᴏᴜ ғᴇᴇʟs ʟɪᴋᴇ sᴛᴏᴄᴋʜᴏʟᴍ sʏɴᴅʀᴏᴍᴇ || ʀɪʀᴇɴ {✔}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz