10. Zydowski armagedon

60 5 17
                                    

Co się odkurwia.- spytałam samej siebie w myślach.
Był 2027 rok, a obóz w Oświęcimiu nie wykazywał pustek. Ruch jak w 1941 - i to dosłownie.

Nie mogłam uwierzyć w to, że ten ruski zwyrol właśnie przeteleportował nas o ponad 80 lat wstecz.

- Władek, co ty najlepszego uczyniłeś.- doniosłym głosem skierowałam pytanie do równie zmieszanego starca.

-о жапьердоле (o japierdole) - rzucił po rosyjsku Valdek. Przejąłem to wehikuł po Stalinie, ale nie oczekiwałem takich efektów. Kurwa sory, trochę nas wjebałem.

Wypowiedź Putina przerwał wielki hałas dochodzący z centrum obozu. Radośnie wybrzmiewała bowiem niemiecka piosenka „Erika". Niewiadomo czemu to była akurat ta piosenka, przecież tekst jest o kwiatku, troche niedopasowany klimat jak do oblicza  śmierci. Zignorowałam to, o gustach się przecież nie dyskutuje.
W tle można było ujrzeć również tańczący wir żydów

Aleksander za to, stanął na baczność niczym Jezus ze Świebodzina. Osłupiały, wsłuchiwał się w melodię.

„Ale dojebane basy, musze powiedzieć później Dżejmiemu, żeby załatwił takie dla zespołu."- wyrzucił z siebie sraczkowaty brunet.

Momentalnie odklejony Turnerowski podbiegł do Vladdiego i zaczął prosić go do tańca. Nim się obejrzałam odpierdalali oni jakiegoś walca.

- No to zajebiście wyszło nam, zaraz przyczłapie sie jakieś żydowskie dziecko albo co gorsza, strażnik.

Przerwałam tym pojebom namiętnego walca przeistaczającego się w tango, łapiąc ich za nadgarstki i ciągnąc za sobą w stronę jakiegoś miejsca, w którym moglibyśmy bezpiecznie przemyśleć co zrobimy dalej.

Zaczęliśmy niezauważalnie biec przed siebie. Skryliśmy się za bunkrem niewiadomego pochodzenia. Miałam jedynie nadzieje że nie ma w nim żadnych ludzkich ciał.

- A teraz słuchać, zrobimy tak. Musimy nawiązać kontakt z więźniem. Obojętnie kto, musi nam tylko powiedzieć jak się stąd wydostać, niestety nie mamy mapy tego obiektu. - dorzuciłam ironicznie.

-Przyjęliśmy. - odpowiedzieli rozbawieni mężczyżni.
Jebani, w trakcie mojego monologu wyciągnęli z kieszeni Putinusa zioło i zaczęli je jarać. - co za dzień.

Nie wytrzymałam, więc zagroziłam, że jeżeli nie bedą się słuchać, wcisne im poćwiartkowane części Lecha do dupska. W końcu ulegli i zaczęli wykonywać polecenia.

Ruszyliśmy, rozdzielając się na dwie grupy: Turner&Putiner, Ja&Lechu. Nie był to może dream team, ale przynajmniej on nie stawiał oporów.

Chodząc po terenie, przypadkowo dałam dupy jakiemuś żołnierzowi, tylko dlatego że groził mi komorą. Wyglądał całkiem znajomo, mimo tego, że widziałam go pierwszy raz. Kinnech.- tak mi się przedstawił, pokazał mi drogę jak stamtąd spierdolić. Dzięki Bogu.

Minęło już 45 minut od naszej rozłąki z drugim teamem. Po upływie tego czasu mieliśmy spotkać się w początkowym miejscu. Chłopaków nie było.
Po chwili zauważyłam dwóch naprutych idiotów włażących do komory. Pobiegłam w ich stronę, ledwo zdążając ich uratować od spotkania z gazem.

W końcu byliśmy w drodze do wyjścia. Mijając
Kinnecha, posłałam mu wdzięczne spojrzenie, targając za sobą dwóch ćpunów i czarny wór.

Putiner po chwili zwrócił się do mnie z tekstem
„Bożena, nie wiedziałem że masz kontakty z Adolfem"

- Z kim kurwa?!- krzyknęłam zabójczym tonem.
Zajebiście. Przeleciałam Hitlera.- pomyślałam sarkastycznie

Nie zwracając uwagi na to, że ostatnie 50m szłam sama z Władkiem i trupem, dostrzegłam za nami dwie biegnące postacie.

SPIERDALAMY!!!- krzyknął zdyszany Alek z oddali.

Doganiając nas, Turner zaczął w pośpiechu tłumaczyć jak spotkał starego przyjaciela- Majlsa Kejna, który właśnie zmierzał do konory.

Triumfalnie, opuściliśmy mury Aushwitz. Znowu znaleźliśmy się w innej czasoprzestrzeni. Aktualnie byliśmy bowiem w niejakich Wilkowyjach.

Z jednego przynajmniej się cieszyłam- koniec wysłuchiwania zapętlonej niemieckiej piosenki.
Wykrakałam. Po chwili, gdy ludzie ze wsi zaczęli się zchodzić w okół nieznanego obiektu- czyli nas, chóralnie rozpoczęli śpiew Bogurodzicy.

Po krótkim namyśle, doszłam do tego, iż ludzie nie śpiewali z powodu nas wszystkich, a jednego, szczególnie wyróżniającego się osobnika.- natychmiastwo spojrzalam się w stronę Putina znajdującego się w POLSKIEJ wsi.

W tle ujrzałam sylwetki czterech dobrze zbudowanych mężczyzn z dużymi piwnymi brzuchami. W dłoniach trzymali widły, wiatrówke, nóż i prosiaka. Definitywnie szli zajebać Vladdiego.

Ku jego ratunku, Milex zaczęli rozbrzmiewać jednym utworem znanego nam kiedyś Sandu Ciorby.
Zajęli uwagę, a także zagłuszyli oni kroki uciekającego Putinasa który już dawno obsrał swój garnitur.- i dobrze bo pewnie ma go od początku swojej kadencji.

Nieoczekiwanie, swoim śmigłowcem przyleciał Ilamos. Pomyślałam, że spadł nam z nieba. Szybko zawołałam Milexa od tłumu zauroczonych
40-stolatek w którym poznałam m.in Hadziukową i Solejukową. Wsiedliśmy do maszyny i odlecieliśmy.

-Nikolas, ty żyjesz?- spytałam z niedowierzeniem ilamosa.

Kolejny, jak się okazało nabrzdyngolony typ nie zdążył mi odpowiedzieć, bo dostrzegliśmy w powietrzu coś, co leciało prosto na nas.
Myślę, że wtedy to nawet Lechuzmarlak sie zesrał.

Szalony Korepetytor - Alex TurnerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz