•4•

920 87 37
                                    

Oto kolejny rozdział napisany wspólnie z vamantra ! Enjoy!

---

Kapitan Montanha nadawał się do wykonania powierzonej mu misji z uwagi na swoje wieloletnie doświadczenie i zaufanie, którym darzyła go jego jednostka, nawet, jeśli o szacunku mógł tylko pomarzyć. Ostatnie cztery lata spędził poza granicami stanu San Andreas, skąd wynikało przeświadczenie, że nie zostanie zbyt szybko rozpoznany przez miejscowych jako policjant. Z osób, które spotkał do tej pory, znał się bliżej jedynie ze swoimi współpracownikami i Jagą, choć zakładał, że Ulani wciąż prowadzi Vanillę. W końcu przyjął tę misję pomimo wielu obaw, ale z chęcią pomocy niewinnym dzieciakom, przez które od razu myślał o swojej córce. To nie ich wina, że urodziły się w Kolumbii i nie miały właściwych warunków rozwoju. Walka z narkomanią miała na celu nie dopuszczenie do tego, by tutejsza młodzież skończyła podobnie.

Tajna misja wiązała się z wieloma niedogodnościami, zupełnie odbiegającymi od wątpliwości moralnych, które nie opuszczały jego serca. Nie miał skrupułów, by o nich wszystkich opowiedzieć Pisiceli, żądając natychmiastowego rozwiązania. Ku jego uciesze, budżet przeznaczony na tę operację był naprawdę spory, a przynajmniej dość mu ufano, by powierzyć mu w opiekę służbowy sprzęt na nieco dłużej i w mniej kontrolowane warunki. Tak właśnie znalazł się w sytuacji, gdy stał na Carzone wraz z dwoma mechanikami, próbując wybrać czerwień najbardziej pasującą do Corvette. Bomby w aucie już zdemontowano, a numery z dachu usunięto, dzięki czemu Chevrolet niczym nie przypominał radiowozu. Zwykły cywilny samochód.

Jego samochód.

- Wyścigowa czerwień? Czy jednak płomienna czerwień z perłą?

- Wyścigowa z perłą. - Odpowiedział, spoglądając na głęboki kolor, który kojarzył mu się z pewnym idealnie dopasowanym garniturem. - Z różowo-fioletową perłą.

- Nocny filet? Schafterowy Fiolet?

- Schafterowy może nie, nie chcę, żeby Ballasi mnie ganiali po całym mieście.

Wtedy zauważył właściciela garnituru, który tak zapadł mu w pamięć. Teraz ubrany był w zbyt dużą, jak na jego szczupłe ciało, hawajską koszulę. Gregoremu od razu w oczy wpadła kabura zaprojektowana dla DTU, tak, by można było ukryć ją pod marynarką, założona zupełnie niedbale. Już poczuł spięcie mięśni, a jego usta otwierały się, by pouczyć obywatela o zakazie noszenia broni z taki sposób. Miał w głowie procedury nakazujące mu wylegitymować go i sprawdzić ważność licencji na broń. I wtedy przypomniał sobie, że jest teraz tylko zwykłym cywilem, który nie ma żadnej władzy ani powodu, by go zaczepiać. Szybko odwrócił się w stronę obsługującej go pani mechanik. Jej buty zupełnie nie pasowały do tych krótkich spodenek i białej bluzy bez zamka.

- Ciekawy dobór kolorów. - Nagle obok niego pojawił się mężczyzna, którego dotyczyło jego śledztwo.

Gregory drgnął, słysząc ten wysoki głos, kierowany w jego stronę. Był zmieszany. Z jednej strony wciąż nie opanował gniewu, jaki zawitał w jego duszy, gdy miasto zaczęło powtarzać plotki. Chociaż chciał go uderzyć, opanował się i tylko uśmiechnął się krzywo pod nosem. Jak ma owinąć sobie wokół palca człowieka, który wygląda na egocentrycznego dupka, zauważającego tylko czubek własnego nosa? Byli zbyt podobni.

- Corvette dobrze wygląda w klasycznych kolorach. Pani mechanik, a możemy zdemontować dach?

- Kolor samochodu jest ważny, ale nawet wyścigowa czerwień nie sprawi, że kierowca będzie dobry. Masz niesamowite auto, ale czy umiesz nim jeździć? - Mężczyzna wytarł spocone dłonie w spodnie i rozejrzał się. Wyglądał, jakby czegoś szukał.

Fée Verte || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz