•6•

887 98 43
                                    

Ile aniołów może tańczyć na główce od szpilki? Żaden, bo anioły nie tańczą. Ile zaś diabłów? Przynajmniej jeden. Ile dialogów zmieści się w rozdziale? Cóż, wszystkie.

Oto kolejny rozdział napisany przy współpracy z cudnx vamantra którx ma do mnie anielską cierpliwość, ale i tak trafi do piekła za to, co znajduje się niżej, bo diabeł tkwi w szczegółach, a dobrymi chęciami jest piekło brukowane. Dla kompletu pośpieszmy się, żeby się każdy cieszył, nie przedłużając bardziej wstępu. Enjoy!

---

Kac był trudny. Okropny ból głowy, podobny do uczucia, jakby sąsiad od sześciu godzin wieszał półkę na tej właśnie ścianie, przy której stoi twoje łóżko, korzystając przy tym z wiertarki o uszkodzonym wiertle. Okropne pragnienie, którego nie mogła ugasić woda. Wreszcie, ten skręt żołądka i obraz uciekający sprzed oczu, zupełnie tak, jakby znajdował się w helikopterze pilotowanym przez Luenę. Wszystko to było okropne i zdecydowanie zbyt wyraźne, by powiedzieć, że doświadczających tego mężczyzna, ważący przeszło 90 kilogramów, wypił jedna butelkę czerwonego wina. On wcale nie wątpił. Nigdy nie doświadczył takiego kaca po czystej, obiecał sobie więc, że więcej nie sięgnie po kolorowe trunki.

Wspomnienia poprzedniego wieczoru powoli do niego wracały, uspokajając narastającą w nim panikę. Nie znał tych ścian, sufitu, pościeli i mebli, ale cieszył się, że nie doszło do niczego, czego mógłby żałować. Właściwie, czy żałowałby, nawet gdyby Knuckles leżał obok niego? Może byłoby to zakończenie lepsze dla powodzenia jego misji? I może taka terapia szokowa załagodziłaby skutki traumy, które w ostatnich dniach wróciły do niego gwałtownie i z wielką mocą. Ciągle powtarzał sobie, że jest w pełni heteroseksualnym mężczyzną, a wczoraj ośmielił się temu zaprzeczyć, ba, powiedzieć na głos, że jest inaczej. W końcu przemówił przez niego młody, szczęśliwy Gregory, który naiwnie wierzył w dobro świata i zwycięstwo prawdziwej miłości. I nawet nie było mu z tym źle.

Przewrócił się w ogromnym łóżku na drugi bok, zrzucając z siebie kołdrę. Gdy zauważył, że leży kompletnie nagi, schował twarz w poduszkę i zajęczał rozpaczliwie. Doskonale pamiętał, że zdjął z siebie mokre kąpielówki nim zasnął, nie mogąc znieść ich zimna i uczucia przyklejania się do skóry, ale zupełnie nie pamiętał teraz, gdzie leżą, a o zapakowaniu dodatkowej bielizny nawet wcześniej nie pomyślał. Jego ubrania? Musiały leżeć na tarasie, dokładnie tam, gdzie wczoraj je zostawił. Był stracony.

W niczym nie pomogła nagła myśl, że zobowiązał się wysłać z rana raport do Alexa Andrewsa. Poukładany i pracowity blondyn najpewniej zalewał właśnie kubek z kawą, czekając na informacje, a tymczasem on leżał pozbawiony wszelkiego honoru w cudzym łóżku, nie umiejąc powiedzieć, gdzie podziały się jego ubrania, telefon, rozum i godność człowieka. Nie mógł nawet napisać do Overa, którego przydzielono mu jako kontakt, że wszystko z nim w porządku i nie został przez noc zamordowany. Tylko czy ciemnowłosego to w ogóle obchodziło? Szczerze wątpił, nie umiał zrozumieć jego działań i motywów niektórych zachowań.

Wygramolił się wreszcie z łóżka, by bezwstydnie otworzyć najbliższą szafę i przejrzeć znajdujące się w niej ubrania. Nie miał żadnych wątpliwości, że nie należą one do Knucklesa. Już wcześniej sprawdził adres mieszkania w policyjnych systemach i dowiedział się, że posiadłość należy do niejakiego Dii Garcon, o czym siwowłosy wyraźnie nie zamierzał go informować. Wzruszył ramionami, zdejmując z jednej półki luźne białe spodenki w fioletowe kwietne wzory. Znalazł też pasującą do nich koszulę, ale nie był przekonany, czy na pewno chce mieć ją na sobie. W gruncie rzeczy, dzień był naprawdę słoneczny i ciepły. Póki co, spodenki musiały mu wystarczyć.

Fée Verte || MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz