III. Gacek

92 8 52
                                    

*starszej kobiecinie zmieniłam pseudonim na Głuszec (zamiast Głuszyca). Taki miała mieć pierwotnie i cholibka nic innego mi nie pasuje. Wybaczcie zamieszanko

____________

Wiedziałem, że tak będzie. Podświadomie, racjonalnie, doskonale wiedziałem, że to się tak skończy. Zacząłem się podejrzewać o masochizm, ale bez odczuwania przyjemności. Taki masochizm dla zasady, dla samej racji bytu, zamiast nazwać się intergalaktycznym idiotą.

Obiad z tubylcami to tortury. Obawiałem się, że nie starczy mi cierpliwości. A przecież mogłem wstać i wyjść, a także nigdy nie wrócić. Ale zamiast tego siedziałem tam jak intergalaktyczny  idiota.

Oczywiście gospodarze domu robili co mogli, aby zadbać o biomanekina. Zmienili opatrunki, dali gorzki napar z liści herbaty, a w razie potrzeby pomogli pójść do wychodka. Zdecydowanie lepsze warunki miałem udając jednego z nazistów. Dobrze, że przynajmniej na swoim statku miałem higieniczną, sterylnie czystą i często odkażaną łazienkę z nanobotami, które radziły sobie ze wszystkimi problemami prymitywnego świata.

Jaskółka przygotowała mapy, które dokładnie mi przedstawiła. Udawałem, że słucham. Miałem mapy po stokroć dokładniejsze i lepsze, niż to co ona posiadała na skrawkach papieru. W dodatku ból po postrzale okropnie rozpraszał.

W międzyczasie postanowiłem przyjrzeć się łysemu Gackowi. Mężczyzna był w podeszłym wieku, kulał na jedną nogę. Jego twarz zdobiły blizny, co mogło świadczyć, iż oślepł na skutek jakiegoś wybuchu. Kobieta o pseudonimie Głuszec była chyba w podobnym wieku, ze zmarszczkami i plamami starczymi. Może i była przygłucha, oczy miała jednak nadzwyczaj bystre. I nie podobał mi się sposób w jaki analizowała biomanekina. Sprawiała wrażenie jakby przeczuwała, iż nie jest rodzonym Terranem.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytała nagle Jaskółka

- Oczywiście, że tak. Mam podzielną uwagę. - odparłem przerywając wzrokową konfrontację z Głuszcem

Kobieta westchnęła stukając placem i kontynuując tłumaczenie szczegółów na mapie. Głuszec poszła do kuchni przygotować obiad. I kiedy wróciła odetchnąłem, bo zwiastowało nadciągający koniec cierpienia. Oczywiście pragnąłem zapomnieć o bólu spowodowanego raną biomanekina. To było potwornie upierdliwe ze świadomością iż mógłbym go załatać w kilka chwil.

Z podzięką przyjąłem jedzenie, na co gospodyni rozpromieniła się. Na talerzu znajdowały się warzywa a także gotowane jajko, mięso z rosołu oraz ziemniaki. Jaskółka ponadto przyniosła kilka kromek chleba oraz ciepłe mleko do popicia. Posiłek był skromny, porcje nieduże, ale nikt nie dawał po siebie poznać, że czegoś brakowało. Analizowałem ich zachowanie, które ku mojemu zdziwieniu oznaczało raczej zadowolenie. Cieszyli się mimo iż mieli niewiele. To było ciekawe odkrycie.

Hałas czyichś kroków wyrwał mnie z zamyślenia. Drzwi do domu otworzyły się nagle, sprawiając, że napiąłem wszystkie mięśnie. Szybko oczywiście tego pożałowałem, czując wybuch bólu w ranie.

- Hej! Hej! Smacznego wszystkim! - wpadła do domu dziewczynka, którą widział na hologramach- Jestem Mirabelka! Wiesz, że będę mieć w grudniu jedenaście lat? A czy wszystko już z tobą w porządku? Jak się czujesz? Na jak długo zostaniesz? Pokazać ci swoją kolekcję drewnianych figurek?? - mówiła z zawrotnym tempie niska dziewczynka

- Mirabelka (!) - warknęła Jaskółka, przywracając ją do porządku

Nastolatka była niezwykle żywiołowa i okazywała niezwykłe zainteresowanie biomanekinem. Blondyneczka była tak chuda, że mógłby porwać ją silniejszy wiatr. Mimo brudnej sukienki i obtartych butów tryskała entuzjazmem dookoła. Jaskółka odciągnęła ciekawską na stronę. Szeptały zawzięcie i tylko dzięki skupieniu i wyostrzonym zmysłom słyszałem co mówią.

Dylemat szpiega | FFS |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz