Rozdział II

931 47 7
                                    


Teleportowali się z trzaskiem na Grimmauld Place. Wesele i nagła panika, która wybuchła na przyjęciu, były teraz tylko nierzeczywistym i upiornym wspomnieniem. Ministerstwo upadło, a Voldemort zdominował świat magii, szybciej niż myśleli. Wszystko działo się tak gwałtownie, a teraz byli zdani tylko na siebie. Nic już nie wydawało się proste, a plany które snuli będąc jeszcze w Norze, zdawały im się ustaleniami dzieciaków, planujących przyjęcie niespodziankę.

Nie rozdzielali się ani na krok, a życzenie Dumbledore'a o tym, by Hermiona została nauczycielką, wydawało im się obecnie niedorzeczne.

Dni mijały, a Harry, Ron i Hermiona poznali tożsamość R.A.B. i wpadli na kolejny trop: musieli znaleźć Umbridge i wydobyć od niej naszyjnik – horkruksa. Gdy po raz setny obmyślali sposób, by dostać się do Ministerstwa Magii, w okno zapukała duża, brązowa sowa.

- To sowa z Hogwartu - powiedział z zaskoczeniem Ron oglądając pieczęć i podając list Hermionie.

Panno Hermiono Jane Granger,

Uprzejmie informuję, ze została Pani przyjęta na stanowisko nauczyciela eliksirów w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Proszę by zgłosiła się Pani do zamku najpóźniej 30 sierpnia na spotkanie rady nauczycielskiej. Wszystkie szczegóły, wysokość pensji oraz regulamin Szkoły, zostanie Pani przekazany przed radą, przez Dyrektora Hogwartu Profesora Severusa Snape'a,

z poważaniem

Minerwa McGonagall

Zanim zdążyli wymienić pierwsze uwagi, do kuchni wpadł patronus McGonagall:

- Hermiono nie odpowiadaj na list, porozmawiamy w Hogwarcie!

***

Jadąc do Hogwartu myślała o ostatnich kilku dniach, o wielu godzinach, podczas których omawiała z chłopcami wszystkie za i przeciw przyjęcia stanowiska nauczycielki w Hogwarcie. Czynnikiem, który przeważył jej decyzję, była wiadomość od profesor McGonagall - jej pewność, że Hermiona pojawi się w zamku oraz chęć postąpienia zgodnie z wolą Albusa Dumbledore'a.

Chłopcy byli bardziej sceptyczni. Próbowali ją powstrzymać, mówili, że naraża się na duże niebezpieczeństwo, że wręcz wystawia się na tacy śmierciożercy. Że oprócz bycia przyjaciółką Pottera, nie jest czarownicą czystej krwi, więc nic dobrego nie może jej obecnie spotkać w zamku.

Te rozmowy skończyły się dopiero na progu Grimmauld Place, gdy uścisnęła przyjaciół i chwyciła swoją torbę podróżną. Teraz pociąg zaczynał się zatrzymywać i po chwili Hermiona ruszyła w stronę zamku.

Pozornie nic się nie zmieniło. Dumne, wysokie wieże od razu przykuwały spojrzenia czarodziejów, jezioro uginało się pod strugami deszczu, a Hermiona poczuła lekki ucisk w gardle, gdy wielkie wrota otworzyły się przed nią, gdy dotarła pod mury zamku.

Przywitał ją niezadowolony Filch z wielką latarnią w dłoni. Nieruchoma kotka, pani Norris nie wyszła za swoim panem, tylko cierpliwie czekała na niego w suchym korytarzu wewnątrz zamku. Mrucząc pod nosem, woźny zaprowadził ją do pokoju nauczycielskiego, a tam czekała na nią poddenerwowana opiekunka Gryffindoru.

 Uścisnęły się, a gdy Hermiona osuszyła się zaklęciem, Minerwa McGonagall zaprowadziła ja do pustej klasy na końcu korytarza, rzucając wcześniej Muffliato.

 - Hermiono, czy Harry jest bezpieczny? - zapytała drżącym głosem starsza czarownica.

- Jak Hagrid nazwał hipogryfa? - odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczyna.

-Dziobek - odparła profesor, wiec Hermiona, która przezornie upewniła się, że na pewno rozmawia z McGonagall, pokrótce odpowiedziała, że Harry i Ron mają się dobrze, a reszta zakonu również pozostała nieuchwytna.

-Hermiono, Albus Dumbledore chciał, żebyś została nauczycielką i bez względu na wszystko wróciła po siódmym roku do Hogwartu. Prosił, żebym utwierdziła Cię w tej decyzji i zrobiła co w mojej mocy, żebyś pozostała tutaj - Hermiona skinęła głową i chciała coś powiedzieć, ale McGonagall jeszcze nie skończyła. Spojrzała na swoją byłą uczennicę i niepewnie kontynuowała:

- Panno Granger jest jeszcze coś, o czym Albus nie zdążył Ci powiedzieć... On znalazł dowód na to, ze jesteś czarownicą czystej krwi, a państwo Granger zaadoptowali Cię w szpitalu. Wiem, ze to dla Ciebie szok, ale w obecnej sytuacji, ten fakt na pewno pozytywnie wpłynie na Twoje bezpieczeństwo...

Hermiona niemal parsknęła śmiechem. Kto zadał sobie taki trud, żeby fałszować jej akt urodzenia? Bo tego, że jest córką Grangerów była akurat pewna. Nie odezwała się jednak, nie zdążyła. Do sali zapukał zdenerwowany Flitwick i powiedział, żeby Hermiona jak najszybciej udała się do gabinetu dyrektora Snape'a w lochach.

***

Siedział tam ze swoimi długimi, czarnymi włosami opadającymi na twarz. Z bladymi, wręcz przezroczystymi palcami, które gładziły rozciągnięty przed nim pergamin.

Gdy zapukała do drzwi, powiedział tylko "wejść" i wskazał jej fotel przed biurkiem. Stala jednak w progu jak słup soli i patrzyła na swojego byłego nauczyciela z odrazą. Czuła wstręt, strach, ale tez ciekawość. Chęć zrozumienia co właściwie się stoi za decyzją przyjęcia jej oraz nagła potrzeba rzucenia w niego klątwą, były wprost wypisane na jej twarzy. Zacisnęła dłoń na różdżce.

Snape w końcu podniósł głowę i spojrzał prosto w jej oczy. Starała się nie opuścić wzroku, poczuła, że oczy za chwilę zaczną jej łzawic, że nie wytrzyma jego spojrzenia. Wyraźnie go to bawiło.

-Granger usiądź, albo wynos się i zapomnij o angażu.

Zawahała się, ale wolno zajęła wskazanie miejsce.

- Były dyrektor - zaczął, jak gdyby nigdy nic Snape - a ona zgrzytnęła zębami, myśląc o zaufaniu, jakim do końca życia darzył go Dumbledore - zgłosił Twoją kandydaturę Granger na stanowisko nauczyciela. Ponieważ sytuacja i dyrekcja się zmieniły - powiedział bez mrugnięcia okiem, a ona prawie zachłysnęła się własną śliną - nie uznałem za stosowne liczyć się z tą decyzją. Jednak nastąpiły pewne nowe okoliczności, profesor Slughorn zrezygnował ze stanowiska, a światło dzienne ujrzały również pewne dokumenty, wedle których, jesteś posiadaczką czystej krwi, więc uznałem za całkiem rozsądne podtrzymać jego ofertę.

Ponieważ milczała, wprowadził ją w temat stawki, dyżurów, regulaminu i pozostałych spraw, tak jakby była to standardowa rozmowa pracodawcy z kandydatem.

- Dlaczego akurat ja? - nie wytrzymała. Spojrzał i przez chwile miała wrażenie, że złośliwy uśmiech wykrzywi mu wargi, ale nie, znowu ten nieprzenikniony wyraz twarzy z którego nic nie mogła odczytać. Ponieważ milczał, zaczęła się zastanawiać, czy nie wybuchnie złością i skarci ją za zadawanie pytań, ale odpowiedział spokojnie.

-Eliksiry to skomplikowana, precyzyjna i szlachetna dziedzina nauki, z którą nie każdy czarodziej, dobrze sobie radzi. Niezwykle trudno jest znaleźć odpowiednio hmm niegłupiego kandydata. Jest też stała, pewna i niezależna od poglądów, nie ma w niej miejsca na agitację uczniów, podważanie obecnego stanu rzeczy - zaakcentował mocno -Oprócz prowadzenia zajęć, do Twoich obowiązków będzie należało warzenie eliksirów.

Dla śmierciożerców -pomyślała i przez głowę przeleciało jej, że mogłaby sporządzić też eliksiry dla zakonu Feniksa i  Harry'ego.

-Oczywiście eliksiry sprawdzę i zabezpieczę przed ewentualną kradzieżą- zasyczał, jakby czytał jej w myślach - to jak, Granger?

 Skinęła głową, później pomyśli, jak najwięcej ugrać dla zakonu.

Veritaserum - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz