Rozdział VIII

779 41 5
                                    

Przeniosły się na obrzeża Dworu Malfoyów, a Hermiona, która nie chciała narażać życia Mrużki, poprosiła, żeby skrzatka zaczekała na nią w bezpiecznej odległości, a jeśli dziewczyna nie wróci za godzinę, ma udać się z powrotem do Hogwartu.

Hermiona nie miała żadnego planu, zupełnie nie wiedziała czego się spodziewać ani co zastanie na miejscu. Ciężar w jej sercu, niepewność co się z nim stało, sprawiała, że nie czuła strachu o własne życie. Po raz pierwszy w życiu, to ona postępowała chaotycznie i nielogicznie.

Nielogiczne wydało jej się też to, że bez problemu weszła na teren posesji. W ogrodzie Malfoy'ów pomyślała, że bogata, ale odpychająca willa i jej pełne przepychu otoczenie idealnie odzwierciedlają właścicieli i ich status. Nie wiedziała kiedy przemierzyła całe podwórze, a gdy dotarła do drzwi, zauważyła, że są lekko uchylone. Znów wydało jej się to dziwne, bo nie raz słyszała o specjalnych zabezpieczeniach, które stosują zamożni czarodzieje, by chronić swój dobytek.

Nie ściągając kaptura, bezszelestnie wsunęła się do środka i już wtedy wiedziała, że znajduje się na polu bitwy, a raczej na polu po jatce. W korytarzu widziała martwe ciała jakichś ludzi, ubranych raczej skromnie. To pewnie szmalcownicy pomyślała szybko, jednak nie zatrzymała się ani przez moment.

Wydawało jej się, że gdzieś w oddali słyszy kwilenie czarownicy, dochodziło najpewniej z piętra, ale starała się nad tym nie zastanawiać. Dotarła do dużego, bogato urządzonego pokoju, w którym leżały ciała czarodziejów. Nie rozpoznała wśród nich właścicieli willi ani żadnych znanych jej osób. Zdenerwowana szukała profesora, nie dbając już czy słychać jej szybkie kroki, odbijające się echem w ogromnym pomieszczeniu.

Wstrzymała oddech, gdy pod jedną ze ścian, zauważyła wysoką czarnowłosą postać, natychmiast rozpoznała, że ten leżący na boku mężczyzna to profesor Snape.

Gdy znalazła się przy nim, zamarła: z jego ust sączyła się krew, nie wyczuła pulsu.

Osunęła się na posadzkę, miała ochotę umrzeć, położyć się przy nim i już nigdy nie wstać.

Po kilkunastu sekundach zauważyła jednak delikatny ruch na jego piersi. Oddychał!

Szybko wyjęła eliksiry i wlała mu je do gardła. Polała też rany i zaczęła szeptać zaklęcia, by jak najszybciej móc go wydostać z tego miejsca. Nie sądziła, że Voldemort jest u Malfoyów, ale nie wiedziała, czy wkrótce nie pojawi się on lub właściciele domu.

Właściwie nie spodziewała się niczego dobrego po żadnej osobie, którą mogła tu spotkać. Próbowała go ocucić, ale jęknął z bólu, nie otwierając oczu. Wiedziała, że bez jego pomocy nie da rady wyprowadzić go z zamku. Bała się użyć jakiegokolwiek zaklęcia lewitującego, bo mogło to pogorszyć jego stan. Wyczarowała magiczne nosze, które unosiły się obok nich.

Po kilku nerwowych minutach, które dłużyły się jak godziny, stwierdziła, że musi zaryzykować: wyciągnęła różdżkę, ale nagle on otworzył oczy.

– Severusie, proszę, musisz mi pomóc i spróbować wstać – szepnęła.

On jednak zdawał się nie do końca rozumieć co właśnie się działo. Spojrzał na nią mętnym wzrokiem i zacisnął jej rękę w swojej. Zaskoczona, próbowała ponownie nakłonić go do wstania, ale on znowu przymknął powieki i nieznacznie zacisnął swoją rękę na jej dłoni. Zachciało jej się płakać z bezsilności. Próbowała podnieść go za wszelką cenę, stanęła za nim i przytrzymywała od tyłu jego plecy, jednak niemal natychmiast upadła pod jego ciężarem. Ponowiła próbę i znowu upadła, a gdy się podnosiła, usłyszała czyjeś kroki.

Ktoś pochylił się nad jakimś ciałem nieopodal i próbował opatrywać rany szepcząc zaklęcia. Przez łzy zauważyła, że ją zobaczył i pokuśtykał w jej stronę. Draco Malfoy, ranny w nogę, blady jak ściana, ale żywy i nie rzucający w nią klątwą.

Pochylił się nad Snapem i pomógł Hermionie go przetransportować na wyczarowane przez nią nosze. Gdy to zrobili podszedł do kolejnej osoby i odkorkował dyptam.

– Dziękuję – wyszeptała i odwróciła się zostawiając za sobą Dwór Malfoyów i jej największego szkolnego wroga.

***

Gdy dotarli do Hogwartu, rzuciła zaklęcia zwodzące, by nie natknąć się na nikogo po drodze. Razem z Mrużką bezpiecznie umieściły profesora w jego łóżku. Hermiona podała kolejne eliksiry i maści. Zastosowała też kilka zaklęć, a gdy na chwilę się ocknął, podała mu wodę i jedzenie. Po kilku minutach zapadł w sen. Hermiona usiadła na podłodze przy jego łóżku i próbowała czytać. Litery przeskakiwały jej przed oczami. Czuła, że wbrew sobie zapada w jakąś otchłań.

Była w głębi Zakazanego Lasu. Próbowała przedrzeć się przez gęstwinę, ale z każdej strony zatrzymywały ją pędy, które oplatały się wokół jej ciała. Ostatkiem sił wyjęła różdżkę i dzięki zaklęciu uwolniła się z pułapki. Biegła dalej i wtedy zobaczyła, że ktoś tonie w bagnie, próbowała ruszyć tej osobie na pomoc, ale nie miała w ręku różdżki, a niewidzialny przeciwnik rzucił na nią Drętwotę. Stała jak słup soli i patrzyła, jak bagno zabiera topiącego się człowieka. W pewnej chwili zobaczyła jego twarz, jej brązowe oczy i jego czarne spotkały się, a potem on zatonął.

- Nieeeee!, krzyknęła, proszę, nie umieraj!

- Spokojnie, nie zamierzam – powiedział ktoś obok.

Otworzyła oczy. Leżała na podłodze obok jego łóżka, zaplątana w wełniany koc, którym przykryła się czytając. Jej książka leżała wierzchem do góry z zagiętą kartką. Gdy to zobaczyła syknęła z niezadowoleniem, usłyszała ciche parsknięcie, podniosła głowę i napotkała jego wzrok.

Siedział na łóżku w samej koszuli i bokserkach. Zaczerwieniła się i zagryzła wargę, ale wstała i usiadła przy nim. Odwróciła głowę i wygładziła brzeg zagiętej kartki.

– Tak się bałam profesorze – Mrużka myślała, że jesteś martwy, na szczęście wszystko dobrze się skończyło i .. nie dokończyła, bo napotkała jego stalowe spojrzenie. Złapała powietrze, a on wykorzystał ten moment i powiedział

– Granger, to była najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłaś,

- Uratowanie Ci życia? Zaperzyła się Hermiona znowu przechodząc na „Ty". Profesor wolno i spokojnie powtórzył:

-Tak, to nie było warte Twojego życia,

A ona wściekłym głosem powiedziała szybciej niż pomyślała:

-Wolałabym umrzeć, niż pozwolić Ci tam zginąć.

Przez chwilę patrzyli na siebie zaskoczeni tym nagłym wyznaniem. On podniósł wysoko brwi, a ona poczuła jak oblewa ją rumieniec, nie mogąc znieść jego spojrzenia, ukryła twarz w rękach.

To stało się szybciej niż którekolwiek pomyślało: Severus odciągnął jej ręce od twarzy a gdy to zrobił, pogładził ją po mokrym policzku, potem musnął palcem jej usta. Nie wiadomo które wykonało pierwszy krok, niemal równocześnie przywarli do siebie i złączyli usta, najpierw w nieśmiałym, a później w coraz mocniejszym pocałunku.

Ich chwilowe uniesienie przerwało pojawienie się patronusa. To srebrny jeleń Harry'ego, odezwał się poważnym głosem:

-Hermiono, musimy porozmawiać - i rozpłynął się w powietrzu.



Veritaserum - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz