Rozdział III

849 44 3
                                    

Pierwsze tygodnie w Hogwarcie minęły dosyć monotonnie. Hermiona, która spodziewała się dantejskich scen i Voldemorta wizytującego zamek, powoli przyzwyczajała się do nowej sytuacji. Od rana prowadziła lekcje, do których rzetelnie się przygotowywała, po południu warzyła eliksiry pod czujnym okiem Snape'a, który pomimo tego, że był zajęty swoimi sprawami, zdawał się nie spuszczać jej z oka. Wieczorem dyżurowała korytarze i myślała o chłopcach, z którymi starała kontaktować się jak najrzadziej.

W wolnych chwilach przesiadywała w bibliotece i szukała informacji o horkruksach oraz sposobach na ich zniszczenie. Przekazywała tez Harry'emu informacje ze świata czarodziejów oraz wszystko czego dowiedziała lub usłyszała od śmierciożerców (m.in. rodzeństwa Carrowów, uczących teraz Mugoloznawstwa i Obrony Przed Czarną Magią).

Pierwszego dnia września, Snape powiedział nauczycielom, że zakazuje im używania imienia Voldemorta i dowie się, o każdej próbie wypowiedzenia imienia Czarnego Pana. Spotkanie miało na celu ich zastraszyć i zdominować, ale Hermiona domyśliła się, że na to imię rzucono zaklęcie i natychmiast podzieliła się tym spostrzeżeniem z chłopcami.

Pewnego październikowego wieczoru, Snape kazał jej rozpocząć warzenie eliksiru wielosokowego. Ponieważ eliksir ten wymagał dosyć długich przerw pomiędzy dodawaniem składników, Hermiona usiadła przy stole, otwierając książkę o magicznych właściwościach korzeni roślin. Snape, który zwykle nie zaszczycał jej ani słowem, niespodziewanie podszedł do stołu przy którym siedziała i warknął:

- Granger za mną.

Spojrzała na niego z odrazą, ale z czystej ciekawości, zamknęła książkę i podążyła za dyrektorem.

- Co wiesz o właściwościach łopianu? -zapytał.

- Ma właściwości antyseptyczne i gojące, jest również używany, jako eliksir zapobiegający rozszczepianiu się - wyrecytowała z przyzwyczajenia, a on z kamiennym wyrazem twarzy wyciągnął ze swoich zapasów ingrediencje, wyczarował dwie maski i rękawice oraz rozpalił ogień pod kociołkiem.

To był najtrudniejszy eliksir, jaki do tej pory warzyła Hermiona. Składniki trzeba było dodawać w idealnych odstępach czasu, wykonywać przy tym skomplikowane ruchy różdżką i powtarzać nieznane jej do tej pory inkantacje. Chłonęła wiedzę jak gąbka, nie mogla powstrzymać radości z nauki przy jego boku, chociaż ciągle karciła i obwiniała samą siebie za to, że czerpie taką przyjemność z robienia czegokolwiek przy tym zdrajcy.

Na sam koniec Snape kazał jej napełnić fiołki eliksirem i umieścić w magazynie, następnie wrócić do sporządzania eliksiru wielosokowego, który wymagał dzisiaj tylko jednego składnika. Zrobiła to o co prosił, jednak zwinnie schowała jedną z fiolek w rękaw, po czym bezszelestnie wsunęła do kieszeni, akurat w chwili, gdy on pochylił się nad myślodsiewnią. Oznajmiła, że skończyła pracę i pognała do swojego pokoju znajdującego się niedaleko wieży Gryfonów. Zastanawiała się jak przekazać cenny eliksir chłopcom.

Okazja nadarzyła się dwa tygodnie później, gdy do profesor Sprout przyjechał Neville Longbottom. Neville był jedną z nielicznych osób spoza zamku, które z własnej woli odwiedzały Hogwart, ponieważ dostarczał profesor zielarstwa niezbędne sadzonki i rzadkie okazy roślin. Neville zabrał fiolkę, zabezpieczoną uprzednio skomplikowanym zaklęciem autorstwa Hermiony i obiecał przekazać ją Harry'emu, w miejscu, które za pomocą monety ustali z nimi Hermiona.

Dziewczyna przekazała jeszcze zakonowi kilka eliksirów, które sporządziła pod okiem Snape'a i cudem wyniosła poza lochy. Zadowolona z siebie udała się do biblioteki, by dokończyć kolejną książkę o Ravenclaw, gdy zatrzymał ją czwartoroczny Puchon.

- Profesor Granger, dyrektor wzywa Panią.

Pełna najgorszych przeczuć i przygotowana na najstraszliwsze klątwy za wyprowadzenie poza zamek eliksirów, pognała do lochów.

Zapukała i gdy usłyszała ciche: "wejść", otworzyła drzwi.

Siedział na podłodze przy drzwiach, jego głowa była pochylona dość nisko, a włosy całkowicie zasłaniały twarz.

- Wzywał mnie pan dyrektorze? - zapytała zimno, ale nogi ugięły się pod nią, gdy usłyszała jego chrapliwy, obcy głos.

- Młody Jones, gdy mnie zobaczył, chciał wezwać McGonagall, ale pewnie dobiłaby mnie - czyżby żartował? - pomyślała zdziwiona, ale jeszcze bardziej zdziwiła jej ją własna reakcja, gdy na jego życzenie, pomogła mu zdjąć ciężką, czarną pelerynę i zaobserwowała, jak okropnie schudł przez ostatni rok. Poczuła dziwne ukłucie w klatce piersiowej, zaraz..., nie mogę żałować Śmierciożercy! Żachnęła się. Delikatnie rozpięła jego koszulę i zobaczyła głęboką ranę na brzuchu, którą zabezpieczył zaklęciem. To nie wystarczy - pomyślała -potrzebny jest bardzo silny eliksir leczniczy, który zapewne znajdował się w jego zapasach. Pobiegła więc do magazynu, ale był zamknięty, a ona nie znała zaklęcia.

- Profesorze, nie mogę się dostać do eliksirów! - krzyknęła, ale nie odpowiedział, więc podbiegła do niego, dopiero wtedy, gdy była przy nim szepnął formułę odblokowującą i zemdlał.

***

Po jakiejś godzinie, podczas której podała mu eliksiry i zastosowała najlepsze, jakie znała zaklęcia uzdrawiające, Snape otworzył oczy. Hermiona podniosła się od stołu, przy którym zaczęła chwilę wcześniej czytać i podeszła do kanapy, na której leżał dyrektor.

- Profesorze, czy mogę jeszcze jakoś Panu pomóc? Zapytała rzeczowo.

- Usiądź - wyszeptał, ale ona nie dosłyszała co mówił, pochyliła się nad nim, a jej długie kręcone włosy dotknęły jego twarzy. Widząc to, odgarnęła je szybkim ruchem i poprosiła, żeby powtórzył.

- Idź do siebie - warknął.

Wzruszyła ramionami i wzięła jego książkę. Przez chwilę przeklinała się w myślach, że nie wykorzystała okazji do splądrowania magazynku, ale pocieszyła się, że teraz odblokuje go sama, jeśli on nie zmieni hasła. Im dłużej o tym myślała, tym mniej prawdopodobne wydawało jej się, by nie zmienił zaklęcia.

- Trudno - westchnęła zrezygnowana i zła na siebie. Poszła spać.

Veritaserum - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz