Hermiona obudziła się w Sali do Obrony Przed Czarną Magią. Były święta, więc uczniowie nie mogli tu zajrzeć - w tym roku nikt nie został na Boże Narodzenie w zamku.
Okropnie bolała ją głowa i ostatkiem sił powstrzymała się przed zwymiotowaniem. Wszystko się kręciło, a ona była związana i zawieszona w powietrzu. Nagle ktoś chlusnął w nią zimną wodą i rozciął więzy. Spadła na posadzkę, miała wrażenie, że przy upadku pękło jej któreś z żeber.
-Trochę sobie porozmawiamy szlamo – warknął Carrow z obrzydliwym uśmieszkiem, po czym przejechał różdżką po jej plecach i wypowiedział zaklęcie. Okropne torsje wstrząsnęły jej ciałem, chciała krzyczeć, ale jej język zawiązał się w supeł. Po chwili, gdy mogła już mówić, załkała, a on odwrócił ją na plecy.
Stanął nad nią, obrzydliwy, cuchnący alkoholem i przytknął jej różdżkę do gardła.
- Gadaj co kombinujesz ze Snapem!
Spojrzała na niego drżąc, z trudem powstrzymała kolejną falę wymiotów.
– Po co Ci był ten miecz dziwko? - Mówiąc to kopnął ją i znów potraktował Crucio.
Hermiona postanowiła grać na zwłokę:
- Miecz Godryka, może wyciągnąć z Tiary Przydziału tylko prawdziwy Gryfon...
Splunął na nią i złapał za włosy
– Gadaj po co był Ci ten miecz?!
- Po nic – załkała -wyciągnęłam go z Tiary, a profesor Snape poszedł zobaczyć co to za wybuch- powiedziała drżąc - bo, gdy byliśmy w gabinecie, coś okropnie huknęło...
- Dość! - przerwał jej policzkiem w twarz - Wiem co spowodowało ten wybuch, a raczej kto - zarechotał - Specjalnie odciągnąłem Snape'a, żeby wydobyć z Ciebie wszystko co wiesz, Nie nabierzecie mnie na żadne bajeczki, szlamo!
– Legilimens – próbował wtargnąć do jej umysłu, ale z łatwością odparła jego atak. Ze złości użył Crucio, a gdy wiła się z bólu znów zaczął penetrować jej umysł. Tym razem nie tylko postawiła silną barierę, ale też zobaczyła jego wspomnienia.
- Panie mój - Dołohow i Lestrange leżeli na kamiennej posadzce u stóp Voldemorta i próbowali się usprawiedliwić, jednak wysoki głos Czarnego Pana przerwał ich skomlenie. Po prawej stronie Voldemorta stał Snape z nieprzeniknioną jak zwykle twarzą, a po lewej, pod ścianą kulili się Carrowowie.
– Panie Mój, miej litość- ale Voldemort już rzucał na nich Crucio. Po torturach odezwał się przenikliwym i piskliwym głosem:
- Ponieważ zobaczyłem w Waszych wspomnieniach, że nachodzicie mojego najwierniejszego sługę, że wątpicie w niego, a tym samym wątpicie we mnie...
- Panie! Nie! - krzyknęli mężczyźni, ale Lord Voldemort uciszył ich skinieniem.
- Severusie powtórz tym niedowiarkom - tu zrobił pauzę i spojrzał na Lestrange'a i Dołohowa, zatrzymał się też na skulonych pod ścianą Carrowach - to co mi mówiłeś o Granger.
A Snape bezbarwnym głosem powiedział:
-Granger nie jest szlamą, jeszcze przed śmiercią Dumbledore odnalazł jej akt urodzenia. Jej rodzicami byli czarodzieje czystej krwi Meg i Jim Collins, którzy zginęli w tragicznym wypadku w Bośni. Ich córkę Hermionę Jane Granger adoptowali mugole i wychowali jak córkę. Sprawdziłem osobiście te doniesienia udając się do Bośni i znajdując świadków, o czym opowiedziałem Czarnemu Panu - tu na chwilę przerwał i spojrzał na Voldemorta, a gdy ten skinął głową, kontynuował :
- Ponadto Granger nie utrzymuje już kontaktów z Potterem i zakonem Feniksa. Regularnie sprawdzam, czy się z nimi kontaktuje, podając jej veritaserum. Zawsze jest ze mną szczera i odpowiada jednoznacznie na każde pytanie o zakon. Jest ambitną i niezwykle zdolną czarownicą, najzdolniejszą od czasów Roweny Ravenclaw. Jej talent przydaje się także nam śmierciożercom, gdy warzy mikstury, odciążając mnie. Z czasem pewnie zrozumie, że Czarny Pan to jedyna właściwa droga, zwłaszcza, gdy jest się ambitną, młodą osobą, która chce rozwijać swoją karierę i czarodziejskie zdolności.
Voldemort klasnął w ręce i zagrzmiał:
-Crucio – kierując różdżkę w stronę leżących na ziemi mężczyzn.
Hermiona zszokowana spojrzała na Carrowa, który rozwścieczony tym, że wdarła się do jego głowy, złapał ją za włosy i ryknął niezrozumiale, jedną ręką rozpinając rozporek, próbował przycisnąć jej głowę do swojego krocza. Hermiona broniła się ostatkiem sił i wtedy gdy myślała, że wszystko już stracone, usłyszała tylko świst rzuconego niewerbalnie zaklęcia.
Carrow upadł na podłogę jak szmaciana lalka, a Hermiona nie mogąc już powstrzymać mdłości, zwymiotowała tuż obok. W jednej chwili, pomimo jej fatalnego położenia, pomimo bólu całego ciała i tortur, jakich doznała, w jej głowie, jak neon, pulsowała myśl:
Snape jest po naszej stronie! Oszukał Voldemorta, skłamał o jej czarodziejskim pochodzeniu, nigdy nawet nie próbował podać jej veritaserum, nigdy nie wypytywał jej o Zakon. To on pomagał jej przez cały czas, pozwalając zabierać składniki i fiolki z eliksirami, świadomie zdradził hasło do magazynku, podsuwał tropy, to pewnie on podrzucił Ministerstwu Magii fałszywe świadectwo jej pochodzenia, by ją ochronić. Jest ich sprzymierzeńcem!...
Fala ulgi i wdzięczności zalała całe jej ciało. Gdy poczuła, że ktoś delikatnie podnosi ją do góry, oplotła rękami jego szyję i przywarła do niego całym ciałem. Kruczoczarne włosy załaskotały ją w twarz. Uśmiechnęła się, chociaż trudno jej było poruszyć jakimkolwiek mięśniem.
Zemdlała. Już drugi raz tego dnia.
CZYTASZ
Veritaserum - Sevmione
Fiksi Penggemar"Siedział tam ze swoimi długimi, czarnymi włosami opadającymi na twarz. Z bladymi, wręcz przezroczystymi palcami, które gładziły rozciągnięty przed nim pergamin. Gdy zapukała do drzwi, powiedział tylko "wejść" i wskazał jej fotel przed biurkiem. St...